Danielo - odzież kolarska

Daria Abramowicz: „sportowiec to przede wszystkim człowiek”

W kontekście tragicznej śmierci Kelly Catlin rozmawiamy z psycholog Darią Abramowicz o wyzwaniach i obciążeniach czekających w dzisiejszym świecie na kolarzy wyczynowych.

Przed kilkoma dniami kolarskim światem wstrząsnęła wiadomość o śmierci Kelly Catlin. Trzykrotna mistrzyni świata w kolarstwie torowym, wicemistrzyni olimpijska, popełniła samobójstwo. Miała zaledwie 23 lata.

Tak tragiczna informacja wywołała w mojej głowie lawinę pytań dotyczących zarówno tej konkretnej historii, jak i ogólnych wyzwań,  z jakimi zmagać się muszą na co dzień sportowcy. W pamięci szybko przywołałam historię Jenny Rissveds, która rok temu publicznie przyznała, że cierpi na depresję.

O depresji z resztą mówi się obecnie coraz więcej. Coraz częściej usłyszeć można, również od wielkich mistrzów sportu, że to problem, z którym borykają się lub borykali także oni. Teoretycznie nie powinno to nikogo dziwić, bowiem depresja jest obecnie czwartą najczęściej występującą chorobą na świecie. Wciąż jednak nie zdajemy sobie do końca sprawy z zagrożeń, jakie ze sobą niesie i nie wiemy, gdzie szukać pomocy. O tym wszystkim rozmawiałam z Darią Abramowicz, psycholog sportową, od 2017 roku współpracującą z reprezentacją Polski w kolarstwie torowym.

Kelly Catlin 1995 – 2019

Wydawało się, że Kelly Catlin miała wszystko. Była niezwykle utalentowaną na wielu polach młodą kobietą. Torową mistrzynią świata i medalistką igrzysk olimpijskich, studentką inżynierii komputerowej i matematycznej na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda, a do tego znakomitą skrzypaczką. Jak Twoim zdaniem ktoś taki mógł popełnić samobójstwo?

Daria Abramowicz: Powiem najpierw ogólnie, że rzeczywiście bardzo często pojawia się takie sformułowanie w przestrzeni publicznej dotyczące sportowców, że pozornie to osoby, które mają wszystko, czy że wydawać by się mogło, że są to osoby, które mają wszystko. Które są utalentowane, które mają bardzo dużo różnych możliwości. I rzeczywiście słowem-kluczem jest tu to „pozornie”. Bardzo często powtarzam, że sportowiec to przede wszystkim człowiek. A ponieważ sportowcy są ludźmi, to myślą, czują, przeżywają, mierzą się z trudnościami czy wyzwaniami dokładnie tak samo jak każdy z nas. Co więcej, czasami to jest wręcz trudniejsze. To większe wyzwanie, żeby godzić różne światy. Tak jak w przypadku Kelly Catlin, o czym mówi dziś rodzina, która jest z resztą bardzo otwarta na to, żeby opowiedzieć o tym, co doprowadziło do tej tragedii.

Bardzo ciężko jest czasem radzić sobie z obciążeniami, z oczekiwaniami, z wymaganiami. I z tymi, które pojawiają się z zewnątrz, jak i z tymi które niejako buduje w sobie sam zawodnik.

Brat Kelly Catlin, Colin, w jednym z wywiadów powiedział wprost, że „zabiły ją jej własny upór i determinacja”. Z kolei jej siostra Christine przyznała, że „idealizowana przez nich siła i niezłomność charakteru okazały się destruktywne i wypaliły ją, nim jeszcze osiągnęła pełnię swoich możliwości”.

Przede wszystkim, chciałabym żeby to wyraźnie tu wybrzmiało: nam psychologom trudno jest odnosić się co do konkretnych przypadków nie znając danej osoby i nie pracując z nią. To jest ta cienka granica rzetelności zawodowej pomiędzy tym, żeby rozmawiać o ogólnych mechanizmach, a konkretnych przypadkach.

Natomiast tutaj możemy się, w pewnym sensie, posiłkować tym, co otwarcie mówi rodzina. Bliscy Kelly Catlin powiedzieli wprost: „chcemy opowiedzieć o tym, co się wydarzyło i jaka jest nasza perspektywa po to, żeby być może z tej tragedii ktoś mógł wyciągnąć wnioski”. Tym bardziej jestem wdzięczna, że rozmawiamy dzisiaj. Myślę, że to pewna konsekwencja ich postawy, która jest niebywale cenna, a z drugiej strony – miejmy świadomość – jak szalenie trudna w tej całej sytuacji.

Rzeczywiście wspomniana determinacja jest cechą, którą sportowcy często rozwijają w bardzo wysokim stopniu. Szczególnie ci sportowcy, którzy rywalizują już na poziomie mistrzowskim. I ona pojawia się bardzo często także w wielu innych, pozasportowych obszarach życia. Jednym z większych wyzwań, nad którymi pracujemy dzisiaj w sporcie, jest to żeby godzić świat oparty o tę determinację, o pewien upór sportowy, o przekraczanie granic własnego bólu, komfortu, a czasem i możliwości, z tym żeby budować w swoim świecie zewnętrznym i wewnętrznym pewną równowagę. Równowagę na poziomie emocji i na poziomie pełnienia różnych ról społecznych – bo przecież sportowiec to także czyjaś córka, syn, żona, partnerka, przyjaciel czy siostra. Tych ról jest bardzo wiele, a równowaga ma dotyczyć też pewnych pasji, innych zainteresowań. Musimy jednak pamiętać – i ta sytuacja bardzo dobrze to pokazuje – że czymś innym jest wspomniany balans, a czymś innym godzenie różnych ról dlatego, że tak trzeba, dlatego, że – jak używam tu czasem takiego określenia ze świata filmu – zawodnik ma taki Matrix, czyli sposób w jaki postrzega świata, jaką ma perspektywę. I to jest niezmierne ważne rozróżnienie.

I znowu, mamy jeszcze jeden czynnik, mianowicie specyfikę współczesnego świata. Tego świata pełnego bodźców, wyzwań, obciążeń. Świata, który po prostu czasami nie pomaga. Więc nabycie umiejętności związanych z tym, żeby budować równowagę, a z drugiej strony zachować tę determinację, która pomaga na arenie rywalizacji sportowej, bywa ogromnie trudne. I często – co jest zupełnie ludzkie i też chciałabym to podkreślić – zawodnik nie jest w stanie zrobić tego sam i wcale nie musi.

Jest jeszcze jedna kwestia, którą chciałabym poruszyć, która może być niezbyt zrozumiana dla osób niezwiązanych z psychologią. Rodzina wskazuje na to, że kluczowe dla całego ciągu zdarzeń były dwa wypadki, jakim Kelly Catlin uległa pod koniec zeszłego roku. Najpierw w październiku złamała obojczyk, a następnie w grudniu — po powrocie do treningów — doznała urazu głowy. To właśnie o tym drugim zdarzeniu rodzina mówi, jako tym, które wywołało faktycznie zmiany w zachowaniu Kelly. I znów, wydawać by się mogło, że 3 miesiące to zbyt krótko, by ktoś stojący na szczycie nagle trafił na samo dno, gdzie za jedyne wyjście uznaje samobójstwo.

Objawy, o których mówi rodzina w kontekście wstrząśnienia mózgu, należą również do grupy neurologicznych. Wspominana jest nadwrażliwość na światło, rozdrażnienie, chwiejność nastrojów. I rzeczywiście rodzina mówi o tym, że to miało znaczenie, niemniej warto rozpatrywać to na kilku płaszczyznach.

Po pierwsze traktować powinniśmy to raczej nie jak bezpośrednią przyczynę, ale jako czynnik, który nasilił pewne trudności i to, z czym zmagała się zawodniczka już wcześniej, co podkreślał m.in. brat Kelly Catlin.

Po drugie warto pamiętać, że dla kolarza kraksa jest jednoznaczna z tym, że wypada on z rywalizacji, wypada z treningu, nie może czegoś robić. Jeżeli nie może robić czegoś, co definiuje go i jest podstawowym elementem tożsamości, bo jest przecież sportowcem, to doświadcza trudnych emocji i jest mu ciężko. Jeżeli tak jest, to zaczyna się tworzyć pewnego rodzaju spirala. Trudno jest korzystać ze wsparcia i bliskości innych, trudno sobie radzić z tymi emocjami i zmaganiami, w związku z czym zawodnik może zacząć chować się w pewnego rodzaju „skorupę”, pod pancerz. I ten stan, ten proces, może się wówczas pogłębiać.

Zatem w kontekście kraks byłabym też ostrożna z mówieniem o tym, że były one konkretną, czy wręcz bezpośrednią przyczyną tej tragedii. Był to w mojej ocenie pewnego rodzaju katalizator, czynnik który z jednej strony nasilił istniejący już stan, a z drugiej – być może – wywołał kolejne objawy.

fot. ASO/Alex BROADWAY

No właśnie, te kraksy. Oglądamy wyścigi szosowe, na których nieustannie dochodzi do jakichś wypadków. W zakończonym właśnie Paryż-Nicea z rywalizacji, na skutek upadków, wycofało się co najmniej kilkunastu kolarzy. Nam, widzom, tak się to już opatrzyło, tak się przyzwyczailiśmy do tych kraks, że zdajemy się nie zauważać ich konsekwencji. Zawodnik łamie obojczyk, po dwóch tygodniach wraca do treningów i niedługo później widzimy go na wyścigu. Mamy wrażenie, że spływa to po nich jak woda po kaczce, tymczasem w rzeczywistości może rodzić to naprawdę poważne konsekwencje, o których nie zdajemy sobie zwyczajnie sprawy.

Oczywiście, że tak. I te konsekwencje mogą pojawiać się zarówno na płaszczyźnie czysto fizycznej, fizjologicznej, jak i na płaszczyźnie emocjonalnej czy poznawczej. Przede wszystkim my, psychologowie, mówimy, że kontuzja jest jednym z największych wyzwań, z jakimi mierzą się sportowcy. Kraksa – choć wydaje się zjawiskiem niemalże codziennym, jeżeli o kolarstwo chodzi – skutkuje często kontuzjami, które powodują krótszą lub dłuższą przerwę w treningu czy w ściganiu się. I wówczas warto zadbać o wsparcie. Zarówno wsparcie emocjonalne, czyli to wsparcie bliskich, którzy pomagają radzić sobie z trudnymi emocjami czy powrotem do zdrowia, jak i wsparcie merytoryczne, czyli wsparcie sztabu szkoleniowego: począwszy od trenera, poprzez lekarza, fizjoterapeutę, psychologa. Wszystko po to, żeby utrzymać równowagę, o której mówiłam wcześniej.

Jest jeszcze jeden kontekst kraks kolarskich. Mianowicie, że bywają to takie doświadczenia, które w późniejszym okresie, szczególnie gdy zawodnik już wraca do treningów i rywalizacji, wiążą się z pewnym podwyższonym poziomem lęku i obaw. Choćby obaw związanych z ponownym wejściem w peleton, wystawieniem łokci, czy chociażby przemieszczaniem się do przodu grupy. Bardzo często jest tak, że zawodnicy mają pewnego rodzaju rezerwę, obawę, a wręcz lęk i niepokój przed tak oczywistymi z pozoru czynnościami. Jest to bardzo częsty element pracy psychologicznej wiążący się ze specyfiką kolarstwa.

O jakich jeszcze zagrożeniach, czy też raczej wyzwaniach, mówić możemy w kontekście kolarstwa wyczynowego?

Na pewno z jednej strony są to podobne wyzwania, jak w przypadku innych dyscyplin sportu. To na pewno te rzeczy, o których wspominałam już w kontekście radzenia sobie z obciążeniami i szukaniem równowagi wewnętrznej i zewnętrznej.

To także budowanie relacji. I tutaj rzeczywiście znaczenie mieć będzie specyfika kolarstwa – szczególnie szosowego, gdzie liczba wyjazdów w ciągu roku jest na tyle duża, że budowanie czy utrzymywanie relacji na odległość – czy to z rodzicami, czy z partnerem – stanowi bardzo duże wyzwanie dla zawodników.

Następną kwestią jest także owe radzenie sobie z lękiem związanym z wychodzeniem z kraks i leczeniem kontuzji z nich wynikających. To jest z resztą bardzo silny komponent pracy z uwagi na to, że kolarstwo jest dyscypliną bardzo kontuzjogenną.

Myślę, że bardzo istotnym elementem pracy i wyzwaniem jest uczenie się komunikacji i współpracy w zespole. Kolarstwo, mylnie oceniane przez wiele osób jako dyscyplina indywidualna, jest jednym z bardziej drużynowych sportów, w którym funkcjonowanie zespołu odbywa się w ogóle na wielu różnych płaszczyznach. Bo jest to funkcjonowanie w relacjach poza areną rywalizacji – poza szosą chociażby – ale również funkcjonowanie podczas ścigania się na tej szosie czy na torze. Tu dodatkowo rywalizacja w sprincie drużynowym czy drużynowym wyścigu na dochodzenie ma inną specyfikę niż współpraca na szosie, z wyjątkiem konkurencji drużynowej jazdy na czas.

Więc tych meandrów jest bardzo dużo i nie dość, że mamy kolarstwo jako dyscyplinę, to poszczególne jej gałęzie także mają swoją specyfikę. Nie bez powodu mówi się, że kolarstwo jest jedną z najtrudniejszych dyscyplin sportowych i na płaszczyźnie psychologicznej zdecydowanie to widać.

fot. Dominik Smolarek | www.dominiksmolarek.pl

To jak sobie radzić z tymi wszystkimi czyhającymi na zawodników wyzwaniami?

Przede wszystkim, i to też mocno wybrzmiewa w kontekście tragicznej śmierci Kelly Catlin, warto szukać wsparcia. Wsparcia emocjonalnego, czyli otaczać się bliskimi osobami, i wsparcia merytorycznego. To jeden z fundamentów i chciałabym, aby środowisko kolarskie to rozumiało.

Wyjdę na chwilę z kolarstwa i opowiem o zawodniczce, o której często wspominam w różnych rozmowach, a więc o narciarce Mikaeli Shirffrin. W jednym z ostatnich wywiadów opowiedziała o roli swojej mamy w jej procesie szkoleniowym. Bo jej mama, która jest obecnie także jednym z jej trenerów, bardzo często wyjeżdża z nią na zgrupowania i zawody Shiffrin powiedziała, że jest bardzo wdzięczna za to, że może mieć rodzinę blisko siebie dlatego, że każdy sportowiec potrzebuje kogoś. Czy to będzie rodzic, czy to będzie partner, czy przyjaciel, brat, siostra. Każdy potrzebuje kogoś, bo dzisiejszy sport jest tak wymagający, że samemu trudno jest sobie radzić z tymi wyzwaniami, które wokół niego czyhają. A jednocześnie nie trzeba tego robić samemu. I to jest taka bardzo ważna informacja. Nie trzeba i nie warto być samotnym.

Rzeczywiście, w sporcie widać coraz więcej tego wsparcia. Gdy przyglądamy się sportowcom, także wielkim mistrzom, (choć oni oczywiście dysponują innymi możliwościami) to coraz częściej podróżują z rodziną, z bliskimi. I to jest ta wspomniana parokrotnie rola wsparcia emocjonalnego. Po prostu tych emocji i napięć, które wiążą się z uprawianiem sportu jako takim i z tym wszystkim, co jest z nim powiązane, jest tak wiele, że wsparcie jest bezcenne. I stanowi jeden z takich bardzo solidnych filarów na których opiera się bycie zawodnika, bycie sportowca.

Drugim rodzajem wsparcia jest wsparcie merytoryczne. Na całe szczęście mówimy coraz więcej o ważnej roli psychologii w sporcie…i to o roli szeroko rozumianej. Czyli już nie tylko o wpływie treningu mentalnego na przygotowanie do rywalizacji sportowej, ale właśnie o zaburzeniach psychicznych, byciu blisko siebie, budowaniu satysfakcjonującego życia i dążeniu do osiągnięcia dobrostanu.

Wymaga tego specyfika dzisiejszego świata i kontekst związany z rolą emocji w naszym życiu. Nie możemy unikać także statystyk Światowej Organizacji Zdrowia, które są nieubłagane. Według nich depresja jest dziś 4. najczęściej wstępującą chorobą w populacji, do 2030 roku ma być najczęstszą chorobą w społeczeństwie.

Wsparcie merytoryczne, wsparcie psychologiczne, wsparcie trenerów, którzy coraz bardziej rozwijają się w tym obszarze i poszerzają swoje kompetencje, wsparcie medyczne, pozwala prowadzić sportową drogę zawodnika, która czasami staje się karierą, w sposób zrównoważony. I daje więcej szans na to, żeby uzyskać ten jakże ważny balans w życiu, tworząc parasol ochronny przed potencjalnymi trudnościami.

Zdaję sobie sprawę z tego, że pewne rzeczy powtarzam niczym mantry. Mam jednak głębokie przekonanie, że znajdujemy się na takim etapie rozwoju sportu na świecie, że właśnie tego od psychologii potrzebujemy. Bo o wyzwaniach, o których rozmawiamy tu i teraz w Polsce, czy w kontekście samego kolarstwa nawet, rozmawia się obecnie na całym świecie. Pracuję też z zawodnikami z innych krajów, mam także wgląd w funkcjonowanie związków sportowych w Kanadzie czy w Stanach Zjednoczonych i dokładnie z takimi samymi wyzwaniami mierzą się tamte narodowości. Jesteśmy po prostu w takim punkcie rozwoju świata, cywilizacji, a sport niejako jest szkłem powiększającym, przez które wszystko to bardziej widać. I mimo wszystko życzyłabym sobie bardzo, żeby nasza rozmowa – przy wszystkich tych przestrogach, które padają z moich ust – miała o tyle optymistyczny charakter i wydźwięk, że my, jako środowisko sportowe, ale także jako społeczeństwo możemy się do tych wszystkich rzeczy przygotować. Trochę też odpowiadam tu na to pytanie: jak sobie radzić? Możemy się zabezpieczyć, edukować, możemy zadbać o pewne rzeczy poprzez profilaktykę i nie musimy reagować tylko na kryzysy.

Myślę, że kluczowa jest tu edukacja od tych najwcześniejszych etapów. Przygotowywanie młodych ludzi do tego, co ich czeka i dawanie narzędzi, z których będą w stanie korzystać. Choćby pewnego rodzaju kompetencji społecznych, które tak istotne mogą być w kolarstwie, sporcie tak bardzo zespołowym. Nauczenie młodych ludzi rozmawiać ze sobą, bo żyjemy w czasach, w których każdy zakłada słuchawki na uszy, patrzy się w ekran telefonu i izoluje się od świata.

To prawda. To też łączy się z wyzwaniami, o których rozmawiałyśmy wcześniej. Jednym z nich jest budowanie rzeczywistych relacji, trwałych i bliskich, opartych na zaufaniu, w świecie dynamicznie rozwijających się mediów społecznościowych i ogólnie pojmowanych technologii.

A z drugiej strony dostrzegam, że powoli zmienia się ta niepokojąca tendencja. Na jednym z ostatnich zgrupowań, na których byłam, zawodnicy grali już w gry planszowe, rozwiązywali jakieś łamigłówki, na innym obozie pojawiły się nawet Państwa-Miasta – coś co przecież jest dla wielu reliktem dzieciństwa. Więc widać też bardziej analogowe sposoby spędzania czasu, co jest niezwykle cenne.

W końcu nic bardziej nie integruje zespołu, niż wspólne pokonywanie pewnych przeszkód i barier, nawet tych sztucznie wykreowanych. Widać to także po modzie na zgrupowania w stylu obozów przetrwania, jaka nieco ponad 10 lat temu pojawiła się w światowym peletonie.

Tak, to są inicjatywy pokazujące, że coraz więcej osób zaczyna dostrzegać wartość po pierwsze tego analogowego sposobu spędzania wolnego czasu, po drugie budowania relacji. No a skoro zmienia się to podejście, to zmienia się też pewnego rodzaju nastawienie. Świadczy to o tym, że zmienia się świadomość społeczna. Ja też w swojej pracy obserwuję, że zgłasza się do mnie coraz więcej klubów i szkółek kolarskich, co niebywale cieszy Proszą o zorganizowanie warsztatów edukacyjnych dla trenerów, dla rodziców. O zorganizowanie spotkań z zawodnikami. Pojawia się też coraz więcej konferencji i szkoleń w obszarze przygotowania mentalnego i roli psychologii w sporcie. Super.

Czyli zaczynami dochodzić powoli do tej wspomnianej już edukacji. Uczeniu najmłodszych, że praca z psychologiem jest czymś zupełnie normalnym. Że to ktoś, z kim mogą otwarcie porozmawiać i kto faktycznie może pomóc.

Co więcej, dla sportowca jest to ktoś, kto zapewnia przygotowanie rywalizacji i wsparcie w jednej z tych podstawowych dziedzin, które łączą się z innymi na jego sportową drogę. Bo dzisiaj przygotowanie czy całe wsparcie psychologiczne jest takim samym puzzlem jak przygotowanie motoryczne, jak żywienie, suplementacja czy fizjoterapia. Myślę więc, że dochodzimy powoli do takiego momentu, gdzie wreszcie odczarowujemy psychologię. Ona powoli przestaje być sztuką magiczną, a zaczyna być narzędziem, które służy do budowania skuteczności w sporcie, osiągania satysfakcji z jego uprawiania i oczywiście osiągania takiej samej satysfakcji z życia.

fot. Dominik Smolarek | www.dominiksmolarek.pl

Niedawno rozmawiałam na temat pracy sportowca z psychologiem z Wojtkiem Pszczolarskim, który przyznał, że to rodzina, to bliskie otoczenie, czasem okazuje się zbyt bliskie. Że o pewnych rzeczach łatwiej porozmawiać właśnie z psychologiem, który nie jest stronniczy, który wysłucha i przede wszystkim nie oceni.

To jest przede wszystkim jeden z podstawowych warunków pracy psychologa. Psycholog nie ocenia. I to jest też właśnie to rozróżnienie pomiędzy wsparciem emocjonalnym i wsparciem merytorycznym.

Osobiście, często spotykam się także z takim stwierdzeniem: „mówię to pani bo pani to wie, pani to rozumie”. I rzeczywiście bardzo pomaga mi w pracy moje ponad 20-letnie doświadczenie w sporcie w różnych rolach, bo zawodnikom niełatwo przychodzi zaufanie, nawiązanie relacji oraz wpuszczenie psychologa do swojego wewnętrznego świata emocji i przeżyć. To jest ogromnym wyzwaniem.

Oni w ogóle niechętnie wpuszczają ludzi do środka…

Oczywiście. Między innymi dlatego, że zawodnicy, sportowcy, to często takie osoby, które między innymi z powodu tego co robią, mają osobowość „zadaniowców”, są skupieni na zadaniach. Jednocześnie uczeni są też bardzo często tego (już od wczesnych lat uprawiania sportu), żeby „odcinać się od emocji”, więc później bardzo trudno im jest – tu padnie takie psychologiczne określenie – z tymi emocjami się skontaktować, ponownie je do siebie dopuścić… nie mówiąc już o tym, żeby dopuścić do nich kogoś innego. Rozpoznać te emocje, zidentyfikować, zinterpretować i połączyć z myślami i tym, jak to przekłada się na ich zachowanie. To kolejny z większych obszarów nad którymi pracuje się z takimi osobami.

A jaką rolę może jeszcze taki psycholog w życiu sportowca pełnić? Poza tym że wyposaża go w taką metaforyczną skrzynkę z narzędziami, którą w razie potrzeby otwiera i wyciąga to co właśnie przyda mu się do tego, aby poradzić sobie w jakiejś sytuacji lub wykorzystać w pełni swój potencjał? To także ktoś, kto może wysłuchać, ktoś kto nie ocenia, kto czasami po prostu jest. Ja czasem mówię, że psycholog bywa trochę takim zwierciadłem, w którym ktoś może się przejrzeć i odbić sobie pewne rzeczy, zobaczyć niezafałszowany obraz. Myślę, że jest to także duża wartość i coś, co charakteryzuje tę rolę.

Wspomniałaś wcześniej o tym, że kolarstwo jest złożoną dyscypliną dzielącą się na wiele różnych gałęzi. Jakie różnice dostrzegasz jeśli chodzi o wyzwania czekające na zawodników ścigających się tylko na szosie z tymi, jakie mają przed sobą torowcy?

Faktycznie, istnieją takie różnice. Poza tymi związanymi ze sposobami współpracy w zespole i z samą strukturą grupy, o których już rozmawiałyśmy, czy poza samym rodzajem wysiłku, co też jest bardzo istotne, sporą różnicą jest to, jak korzysta się z umiejętności poznawczych. A więc z koncentracji uwagi, spostrzegania, z czasu reakcji, który jest bardzo istotny, a już szczególnie różni się to bardzo pomiędzy konkurencjami sprinterskimi, a wytrzymałościowymi – na torze.

Inna jest także często specyfika wchodzenia do kolarstwa torowego i szosowego. Jeśli chodzi o szosę to coraz częściej zawodnicy w bardzo młodym wieku wyjeżdżają z rodzinnego domu za granicę – albo jest to wiele wyjazdów w skali roku, albo wręcz przeprowadzka. W związku z tym tu znów jest wyzwanie związane z utrzymaniem i budowaniem relacji, odnalezieniem się w nowym środowisku, nauczeniem się nowego języka, wejściem w nowy świat, w inną kulturę.

Jeśli o wejście do kolarstwa chodzi, zatrzymam się na chwilę przy czymś, o czym wcześniej nie wspomniałam. Wiele osób do kolarstwa wchodzi np. bezpośrednio ze Szkół Mistrzostwa Sportowego. Funkcjonowanie w SMS, mieszkanie w internatach, zatem także szybkie wyprowadzenie się z domu – to wszystko także są wyzwania. Przebywanie w jednej grupie niemalże przez cały czas, stworzenie niejako alternatywnej rodziny, zupełnie inna rola trenera, który staje się też wychowawcą i opiekunem… warta zaznaczenia specyfika.

W kolarstwie szosowym, szczególnie w Polsce, dużo bardziej istotne są także wszystkie aspekty związane z funkcjonowaniem w środowisku mediów (także nowych, społecznościowych), o którym jeszcze nie mówiłyśmy. Dosyć szybko się to przecież pojawia – funkcjonowanie w mediach społecznościowych, relacje z mediami, pilnowanie tzw. brandingu, zobowiązania sponsorskie. Wbrew pozorom to dla zawodników także bardzo często stanowi pewnego rodzaju obciążenie, bo dokłada im się obowiązków. Nie zawsze jest też to dla nich komfortowe w świetle tego do czego są przyzwyczajeni, czyli po prostu do samego jeżdżenia na rowerze i pozostałych form treningu i regeneracji.

Pomiędzy szosą i torem mamy tak naprawdę jeszcze zawodników torowych ze średniego dystansu, którzy bardzo często łączą szosę z torem, w różnych proporcjach. To zaś oznacza, szczególnie w naszej rzeczywistości, że czasami łączą oni dwa światy. Z jednej strony mamy świat szkolenia centralnego, tego finansowanego z budżetu państwa. Jest tu też ściślejsza relacja z Polskim Związkiem Kolarskim, który wiadomo, w jakiej sytuacji się obecnie znajduje, a co jest ogromnym obciążeniem dla zawodników. Z drugiej strony jest zaś świat grup czy klubów szosowych, które bardzo często funkcjonują w zupełnie innej rzeczywistości. Więc ci zawodnicy z kolei muszą to sobie połączyć, te dwie perspektywy, dwa odmienne sposoby funkcjonowania i – co ekstremalnie istotne – często dwa sposoby trenowania. Czasem samo połączenie programów treningowych stanowi ogromne wyzwanie i bywa to źródłem trudnych emocji.

Tym bardziej, że na tym wysokim poziomie sportowym zawodnik albo musi mieć już bardzo silną pozycję w swojej grupie szosowej, żeby komfortowo to łączyć z torem – jak Mark Cavendish czy Elia Viviani swojego czasu – albo tych wymagań i wyzwań będzie o wiele więcej.

O tych różnicach i wyzwaniach możemy mówić i mówić, ale warto zauważyć, że to znów są rzeczy bardzo indywidualne. Różni zawodnicy radzą sobie z różnymi wyzwaniami w różny sposób. Z tego samego powodu w pracy psychologicznej tak ważne jest indywidualne podejście do każdego zawodnika.

2 Comments

  1. Zbig

    19 marca 2019, 21:52 o 21:52

    Bardzo interesujący artykuł. Dodam że jeśli chodzi o narciarstwo alpejskie to podobnie jak z Shirffrin gdzie jej mama jest trenerką jest także u innej gwiazdy tej dyscypliny czyli u Marcela Hirschera którego trenerem jest ojciec od początku jego kariery aż do teraz gdy Marcel ma już 30 lat ma żonę i dzieci. Podobnie jest też z największą rywalką Shirffrin Słowaczką Petra Vlhovą której towarzyszy brat (jako jeden z trenerów i zespól ogólnie jest pod kontrolą ojca). Dodać można by było Larę Gut (rodzice) czy Alexis Pinturault (któremu towarzyszy nowo poślubiona żona) i podobnie u wielu jeszcze innych, więc widać że ogólnie taki model w narciarstwie alpejskim gdzie zawodnicy otaczają się najbliższymi osobami znakomicie się przyjął co widać po wynikach. Shirffrin czy Vlhova to zawodniczy które bardzo wcześnie osiągnęły już wysoki poziom w swojej dyscyplinie. Niestety sport się tak rozwija że co raz młodsze zawodniczki czy zawodnicy trafiają do rywalizacji na najwyższym poziomie w sporcie profesjonalnym.

  2. Obserwator

    20 marca 2019, 10:10 o 10:10

    Bardzo ciekawy wywiad! Pozwolę sobie na liczbę mnogą – doceniamy i liczymy na więcej takich treści 🙂