Alejandro Valverde to kolarz legenda. Ponad setka profesjonalnych zwycięstw w najważniejszych wyścigach, nie dawała mu jednak pełnej satysfakcji, gdyż w kolekcji brakowało złota mistrzostw świata.
Hiszpan sportowe marzenie ścigał przez 15 lat. W 2003 roku w kanadyjskim Hamilton został wicemistrzem świata, później było drugie srebro i cztery medale brązowe. Wszystko po jego myśli ułożyło się dopiero w Innsbrucku, gdzie na finiszu ograł Romaina Bardeta i Michaela Woodsa.
Valverde został mistrzem świata w wieku 38 lat i 158 dni. Starszy w tym zestawieniu o 115 dni jest tylko Holender Joop Zoetemelk.
Mistrzostwa Świata i Tour de France to wyścigi, o których marzyłem. Z Tourem nie wyszło, ale w końcu jestem mistrzem świata. To nie pierwszy raz, kiedy płakałem po wygranym wyścigu, ale z tym zwycięstwem wiąże się najwięcej emocji, ponieważ żyłem z obawą, że nigdy nie zdobędę tęczowej koszulki
– powiedział Valverde na konferencji prasowej po wyścigu.
Pogoda, zespół, wyścig… wszystko dziś zagrało na to, by moje marzenie spełniło się. Fantastyczny tłum w Tyrolu był również czynnikiem motywującym. Jazda przed tyloma entuzjastycznymi widzami była czymś wielkim. Wolałbym rozpocząć sprint z drugiego lub trzeciego miejsca, ale musiałem wziąć na siebie odpowiedzialność. Kiedy dojechał do nas Tom Dumoulin, pomyślałem, że jeden z nas pozostanie bez medalu.
Nie wiedziałem, że jestem drugim najstarszym mistrzem świata, ale z tego wynika, że starzy kolarze mogą wygrywać. Przypuszczam, że Il Lombardia będzie moim pierwszym wyścigiem w tęczowej koszulce.
Gregor Lakota
1 października 2018, 07:21 o 07:21
Brawo EMERYCI! Wstyd dla młodziaków