Danielo - odzież kolarska

Ronde van Vlaanderen 2018. Anna van der Breggen kontynuuje zwycięską passę

Anna van der Breggen uzupełniła bogatą listę zwycięstw o Ronde van Vlaanderen.

Zawodniczka Boels Dolmans zwyciężyła w 15. odsłonie Ronde van Vlaanderen, jako pierwsza pokonując 153-kilometrową trasę. Solowym rajdem, podobnie jak w marcu na Strade Bianche, Holenderka uzupełniła swoją listę sukcesów o zwycięstwo we “Flandryjskiej Piękności”.

Van der Breggen ma na swoim koncie ogrom prestiżowych zwycięstw. Należą do nich choćby Omloop Het Nieuwsblad (2015), La Flèche Wallonne Féminine (2015, 2016 i 2017), Amstel Gold Race (2017), Liège-Bastogne-Liège (2017) czy tegoroczne Strade Bianche. Triumfowała również w etapówkach takich jak Giro Rosa (2015, 2017) czy Tour of California (2017). Oprócz tego jest przecież mistrzynią olimpijską ze startu wspólnego (2016), a także mistrzynią Europy (2016). Pierwsze miejsce w Ronde van Vlaanderen stanowi więc kolejne trofeum w jej bogatej kolekcji.

To bardzo ważne zwycięstwo, wcześniej nie mogłam sobie tego wyobrazić. Ronde van Vlaanderen to monument i stąd waga sukcesu. Dodatkowo Amy zdobyła drugie miejsce, więc tym bardziej to bardzo udany wyścig

– powiedziała Holenderka.

Drugie miejsce zajęła jej koleżanka z zespołu, Amy Pieters, a podium dopełniła Annemiek van Vleuten (Mitchelton-Scott).

To było wspaniałe. Jako zespół kontrolowałyśmy wyścig przez cały dzień. Oczywiście byłam bardzo podekscytowana zwycięstwem Anny, więc wykończenie jej zwycięstwa moim drugim miejscem było czystą przyjemnością. Kiedy Anna zdecydowała się na atak, szybko stało się jasne, że nie odpuści. Rywalki zorientowały się, że nie będzie łatwo jej dogonić, choćby ze względu na naszą przewagę taktyczną

– oceniła Pieters.

Po udanej pracy pań zespół może się pochwalić aż czterema zawodniczkami w pierwszej dziesiątce, bo 5. miejsce zajęła Chantal Blaak, a na 10. pozycji wyścig ukończyła Megan Guarnier.

Atak van der Breggen nastąpił dość wcześnie, bo zawodniczka holenderskiej grupy jechała sama przecież przez 25 kilometrów.

Wybrałam jak najlepszy moment, żeby odjechać. Co prawda do mety było daleko, ale jeśli czujesz, że masz mocne nogi, to poradzisz sobie nawet z Kwaremontem i Paterbergiem. Wiedziałam również, że mam za sobą mocny skład, więc, w razie niepowodzenia, one miałby jeszcze coś w rezerwie na końcówkę. Przez ostatnie kilometry jechałam tak szybko, jak tylko mogłam. Końcówka była straszna, wiał boczny wiatr, ale wiedziałam, że mam duża przewagę. Cieszę się, że mogę wybierać wyścigi, na których chcę się skupić, na przykład te, których jeszcze nie wygrałam

– tłumaczyła mistrzyni olimpijska.