Danielo - odzież kolarska

Maros Hlad – masażysta Petera Sagana

Maros Hlad masażysta Petera Sagana

Masażysta, pomocnik i przyjaciel – Maros Hlad opowiada o swojej pracy dla Petera Sagana.

Pochodzący z leżącej niedaleko Koszyc miejscowości Michalovce Maros jest od 6 lat najbardziej zaufaną osobą Petera Sagana. Pogodny Słowak nie tylko masuje mistrza świata, ale jest jego zaufanym powiernikiem i najbliższym pomocnikiem. Swoją znajomość z Peterem Saganem opisuje barwnie i z nieskrywaną mieszanką dumy i admiracji, dla swojego rodaka.

Jak to się stało, że trafiłeś do kolarstwa?

Sam się ścigałem w różnych ekipach jak byłem młodszy. Jeździłem trochę po Polsce, Czechach i Słowacji, ale nigdy nie byłem tak dobrym kolarzem, jak ci, co są tutaj [wskazuje głową na wychodzących z autobusu kolarzy Bora-Hansgrohe – przyp JZ]. Jak skończyłem się ścigać, to poszedłem do szkoły i nauczyłem się masować. Przez wiele lat pracowałem w hotelu dla sportowców w Tatrach i masowałem tam zawodników z różnych sportów. Pracowałem też dla kobiecej drużyny piłki ręcznej. Czasem też ktoś prosił mnie, żebym pomógł mu przygotować się do jakiegoś startu. Znałem Juraja [Sagana, brata Petera – przyp JZ] jeszcze z Dukli-Trencin i czasem go masowałem. Kiedyś zapytał mnie, czy nie mógłbym masować jego brata. Peter był wtedy juniorem i tak zaczęła się nasza znajomość.

Od tamtej pory pracowaliście zawsze razem?

Nie, Peter prosił mnie o pomoc tylko od czasu do czasu. Znaliśmy się i lubiliśmy, ale nie pracowałem dla niego. Masowałem go przed ważnymi wyścigami w Polsce, gdzie wygrywał etapy. Wtedy zgłosili się do niego ludzie z CCC i Mroza, dużych ekip, ale on był już po testach w Quick-Stepie i Liquigasie, więc nic z tego nie wyszło. Potem gdy podpisał kontrakt z Liquigasem, dalej prosił mnie, żebym od czasu do czasu mu pomógł. Chciał, żebym go masował przed startem w Polsce i potem wygrał Tour de Pologne. Był bardzo zadowolony, więc poprosił, żebym znowu pomasował go przed Vueltą. Jak wylatywał na wyścig i się żegnaliśmy, to mu powiedziałem, żeby nie zapomniał o mnie, jak już będzie sławny i czasem się odezwał. Powiedziałem to tak dla żartu, ale gdy stał się sławny, to wybrał mnie na swojego masażystę. Zadzwonił po tej Vuelcie i zapytał się, czy nie chciałbym z nim pracować. No i się zgodziłem.

Wcześniej zanim ponownie związałeś się z kolarstwem Twoja praca była bardziej “stacjonarna”, jak sobie teraz z tym radzisz?

Masz rację, teraz jestem ponad 200 dni w ciągu roku poza domem, więc nie jest łatwo. Muszę tutaj podziękować mojej żonie, bo gdyby nie jej cierpliwość i zrozumienie, to nie byłoby możliwe. Czasem jest ciężko, bo trzeba wyjeżdżać i pracować przez długi czas poza domem. Jednak jak się kocha, co się robi, to jest łatwiej. Jeśli ktoś, nie kocha kolarstwa, to bardzo szybko z takiej pracy rezygnuje.

Planujesz już zawsze pracować w kolarstwie?

Postanowiłem, że będę pracował tak długo, jak ścigał będzie się Peter. Muszę też kiedyś wrócić do żony. Rozmawiałem z nią i zgodziliśmy się, że potem nadal będę pracował w kolarstwie, bo tego chcę, ale już nie tak wiele jak teraz. Może jeśli ktoś mnie poprosi, bardziej dorywczo.

Najlepsze momenty w Twojej pracy z Peterem?

Z Peterem było ich tyle, że starczyłoby na całą książkę, a nie na jeden wywiad [śmiech]. Naprawdę było ich wiele, ale z pewnością zielona koszulka, mistrzostwo świata i Flandria.

Czy były też takie, o których chciałbyś zapomnieć, gdy nie wszystko szło tak, jak powinno?

Wiadomo, to taka praca, że zawsze zdarzają się gorsze momenty. Czasem poziom stresu po prostu jest tak wysoki, że to wszystko się kumuluje. Jak wszędzie. Jednego dnia jest tak, innego wszystko jest już w porządku.

Czy w twojej pracy zmieniło się coś odkąd Peter stał się gwiazdą?

Peter zaczął wygrywać od samego początku, więc wiele pracy mi nie przybyło. Ale kiedy opiekujesz się wielkim mistrzem, wielką gwiazdą, to też zupełnie co innego, niż gdy jesteś tylko masażystą. Oni mają jasne zadania: przychodzisz do pracy i robisz to, to i to. Teraz to samo ma Arek [Wojtas – przyp JZ] z Rafałem [Majką – przyp JZ]. Dla takich zawodników musisz być cały czas dostępny i spełniać ich wszystkie życzenia. To praca 24 godziny na dobę. Nigdy nie wiesz, co może być potrzebne, ani kiedy.

Jeździsz po świecie i największych wyścigach, który z nich jest Twoim ulubionym?

Każdy, gdzie się wygrywa, oczywiście! Najważniejsze, żeby cała ekipa pracowników była fajna i dobrze zgrana, żeby mechanicy i masażyści dobrze się rozumieli. Jeśli jest taka ekipa, to zawsze jest przyjemnie. Gdybym miał wybrać jakiś wyścig, to chyba Tour de Suisse. Wyścig jest dobrze zorganizowany, jak jest dobra pogoda, to są ładne krajobrazy, fajnie się tutaj pracuje.

Świetnie mówisz po polsku, ale do pracy musiałeś się nauczyć też mówić między innymi po włosku. Jak ci się to udało, miałeś czas chodzić na kursy językowe, czy uczyłeś się sam?

Tam gdzie się wychowałem, blisko granicy z Polską i Ukrainą, ludzie mówią specyficzną gwarą. Szczególnie ci starsi mieszkańcy. Potem jak przyszedłem za Peterem do Liquigasu, to umiałem się dogadać po angielsku, ale szefowie przyszli do mnie po 3 dniach i powiedzieli, że od teraz będę mówił po włosku, więc nie miałem wyjścia i musiałem się nauczyć. Nie chodziłem na żaden kurs, tylko starałem się jak najwięcej rozmawiać z włoską obsługą drużyny. No i teraz mówię już płynnie.

Po zakończonym z 2 wygranymi sukcesami etapowymi Tour de Suisse, Maros i Peter Sagan w drodze na Tour de France, zatrzymają się jeszcze na mistrzostwach Słowacji.