Danielo - odzież kolarska

Tour Down Under 2017: Porte królem, Chaves zadowolony, Haas zadawał pytania

Richie Porte królem antypodów, Nathan Haas na podium wjeżdża dzięki technice pływaków, a Esteban Chaves sprawdza formę.

Cztery na cztery. Richie Porte po raz czwarty w ostatnich czterech sezonach wygrał królewski etap wyścigu na antypodach, tym razem jednak nie tylko potwierdzając znakomitą formę, ale po raz pierwszy w karierze pieczętując zwycięstwo w klasyfikacji generalnej wyścigu.

31-letni kolarz z Tasmanii nigdy nie wygrał australijskiego wyścigu, a jutro musi tylko bez kraksy ukończyć kryterium w Adelajdzie by jego nazwisko znalazło się w gronie triumfatorów imprezy.

Jutrzejszy etap to nie spacer w parku. Jestem na dobrej pozycji i chcę trzymać się z daleka od kraks. Po prostu chcę ukończyć wyścigu. Zawsze chciałem wygrać Tour Down Under, powtarzałem to już wiele razy, chciałem by moje nazwisko figurowało na liście triumfatorów

– komentował lider ekipy BMC w rozmowie ze sztabem prasowym zespołu.

To było najtrudniejsze ściganie na Willundze, w jakim brałem udział. Nie chciałem ruszyć tak wcześnie, ale nie spodziewałem się, że rywale będą chcieli przycisnąć na samym początku podjazdu. Sky nadawało mocne tempo podjazdu, co w sumie było mi nawet na rękę. Bolało, ale inni byli chyba bardziej ugotowani ode mnie, więc to był świetny moment do ataku

– tłumaczył.

Drugi miejsce na kresce zajął Nathan Haas. Kolarza Dimension Data próżno było szukać w czołowej grupce gdy ruszał Porte, ale 27-latek zdołał dołączyć na ostatnim kilometrze i wykorzystał swoją szybkość by ograć Estebana Chavesa (Orica-Scott).

Jestem bardzo podekscytowany. Kiedy przekroczyłem linię mety, nie miałem pojęcia który jestem, straciłem rachubę ilu zawodników było przede mną. Wiedziałem po prostu, ze jestem przed tymi, których musiałem ograć. Po kilometrze wspinaczki miałem moment słabości, pomyślałem, że już po mnie. W zimie pływałem, robiłem dużo ćwiczeń na oddychanie z trenerem pływaków. Miałem jego wskazówki w głowie, opanowałem się i tlen dotarł do mięśni nóg jak powinien. Potem już tylko podkręcałem tempo

– wyjaśniał.

Zadawałem sobie pytania, na które moja podświadomość udzielała tylko pozytywnych odpowiedzi. Skoncentrowałem się, na pytanie czy dam radę, czy przezwyciężę słabość, moja głowa krzyczała “tak, tak, tak”. Kiedy złapałem grupkę przede mną, wrzuciłem kolejny bieg i poszedłem na całość

– dodał Australijczyk, który dzięki świetnej jeździe przesunął się na 3. miejsce w klasyfikacji generalnej.

Trzeci na Willundze zameldował się debiutujący w wyścigu Esteban Chaves. Kolarz australijskiej formacji Orica-Scott nie był zawiedziony i na mecie do dziecięcej twarzy przyklejony miał szeroki uśmiech.

Było bardzo trudno, ale zarazem pięknie. Kibice na tych trzech kilometrach byli jak tłum na Tour de France, a my mijaliśmy ich dwukrotnie. Zespół pracował na mnie bardzo składnie, próbowaliśmy nawet trochę naciągnąć grupę przed pierwszą wspinaczką, ale wiatr zniweczył te plany

– mówił filigranowy Kolumbijczyk.

Richie, jak w poprzednich latach, ruszył na kilometr przed metą. Kiedy depnął, jechaliśmy już dość szybko. Pierwszy atak pokryłem, ale on ruszył po 10 sekundach odpoczynku, a tego nie dałem rady skontrować. Jestem pod wrażeniem, gratulacje, my walczyliśmy o miejsca na podium. Jestem drugi w generalce, to dobry start sezonu – mamy trzeci tydzień stycznia, a to wyścig WorldTour. Jest dobrze.