Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2015: Gesink i van Garderen zadowoleni po pirenejskim wstępie

Holender awansuje, Amerykanin trzyma się podium.

Przyspieszenie Christophera Froome’a (Team Sky) na finałowym podjeździe pierwszego górskiego etapu 102. edycji Tour de France okazało się zbyt mocne dla znajdujących się w stawce rywali. Brytyjczyk po samotnym rajdzie na ostatnich kilometrach wygrał etap i umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej imprezy.

Straty ponieśli wszyscy, tym razem nie sekundowe, jak na trasie Criterium du Dauphine, ale liczone w minutach. Z 12 sekund różnicy między prowadzącym Brytyjczykiem i drugim Tejayem van Garderenem (BMC) zrobiły się już blisko trzy minuty.

Sky dało dziś pokaz mocy. Robiłem co mogłem by zostać na kole, ale w końcu odpuściłem i próbowałem trzymać swój rytm i skupić się na skoczeniu etapu. Nie uważam, że był to mój najlepszy dzień, ale nie był też zły, wciąż jestem na wysokiej pozycji w klasyfikacji generalnej

– powiedział wicelider wyścigu.

Van Garderen na mecie zameldował się jako 10., do zwycięskiego Froome’a tracąc 2:30. Nie zmieniło to zasadniczo jego pozycji, acz jego okopy za plecami Brytyjczyka zagrożone są przez Kolumbijczyka Nairo Quintanę (Movistar Team), który w klasyfikacji generalnej jest trzeci i traci do Amerykanina tylko 17 sekund.

Pierwszy górski etap jest zawsze nieprzewidywalny. Przez blisko dwa tygodnie nie mieliśmy prawdziwych gór, wczoraj dzień przerwy – dla organizmu to może być szok. Myślę, że od tego punktu powinno iść mi lepiej, tym bardziej, że jestem zadowolony z pozycji, którą zajmuję

– wyjaśnił dwukrotny zdobywca 5. miejsca we francuskim wyścigu.

Wczesnym atakiem zmagania na podjeździe pod La Pierre-Saint-Martin rozpoczął za to lider holenderskiej ekipy LottoNL – Jumbo Robert Gesink. 29-latek po słabym początku sezonu, naznaczonym rodzinnymi perypetiami , od czasu Tour de Suisse wygląda coraz lepiej i po dzisiejszym etapie okupuje 8. miejsce w klasyfikacji generalnej.

Jestem wykończony, ale szczęśliwy. Widziałem jak rywale odpadają, ale że czułem się dobrze, to postanowiłem pojechać na wariata i zaatakować. Nie planowaliśmy tego, ale wiedziałem, że kiedy do akcji wkroczą faworyci, dla mnie będzie za szybko. Tak się też stało i podjąłem dobrą decyzję

– mówił Holender, który na metę pirenejskiego odcinka dotarł jako czwarty.

Gesink w tym roku próbował będzie przerwać passę pecha w wyścigach trzytygodniowych i nawiązać do wyniku z 2010 roku gdy przyjechał szósty (4. po dyskwalifikacji Alberto Contadora i Denisa Menchova).

Przez chwilę byłem głupi i myślałem o wygraniu etapu. Nie powinienem był. Nie zdaję sobie jeszcze sprawy z tego co się stało. Miałem super dzień, czułem się wyśmienicie. Zobaczymy co przyniesie jutro

– podsumował krytycznie swój występ.

fot. Jakub Zimoch/rowery.org