Podchodził do Paryż-Roubaix z zamiarem wygrania. W końcu tegoroczne „Piekło Północy” było jego ostatnim wyścigiem na szosie w karierze. Nie udało się. Bradley Wiggins opuszczał pave jako pokonany.
„Wiggo” spróbował uciec 30 km przed metą, kiedy zaatakował na brukowym pasażu Templeuve-Moulin de Vertain. Bezskutecznie. W końcówce wyścigu szukał ponownie szczęścia. Również bez większych rezultatów.
Brad znajdował się w dobrej pozycji. Wiedział, że musi czegoś spróbować. Spróbował, zyskał przewagę, ale przecież każdy na niego uważał, został więc znowu doścignięty
– mówił dyrektor sportowy teamu Sky Servais Knaven.
Co miał do powiedzenia zwycięzca Tour de France z 2012 roku?
Miałem dobre nogi, ale dzisiaj każdy miał dobre nogi. Każdy z czołówki mógł wygrać dzisiejszy klasyk. Jestem zadowolony z mojego występu. To nie był klasyczny Paryż-Roubaix. Taki jak w 1998 roku, kiedy wygrał Franco Ballerini
– stwierdził Sir Brad.
17 lat temu Ballerini wysforował się na sam przód 40 km przed kreską i odniósł końcowy triumf.
Brad zanotował dobry dzień. Żadnego upadku, żadnego defektu. Wyglądał na bardzo mocnego. Mógł robić to, co sobie zaplanował. Ale wyścig potoczył się tak, jak się potoczył
– dodał Knaven, który sam w 2001 roku był najlepszy w Roubaix.