Góra Wiatrów była łaskawa dla „Jastrzębia” z Łasku. Nie wiało specjalnie mocno, było gorąco, bezchmurnie – resztę musiałem wyrwać sam.
I wyrwałem!!! Ruszyłem przed wschodem słońca, równo z głębokim gongiem zegara w Bedoin. Zakończyłem na szczycie równo z ostatnim westchnieniem fotografów łapiących moment zniknięcia słońca za horyzontem. Zjechałem już w następujących szybko ciemnościach aby podbić po raz ostatni „road book”. Tak, będę pierwszym Polakiem w Club des Cingles du Mont Ventoux, który zaliczył wersję bicinglette – 6 razy w jeden dzień na szczycie.
To nie to 272 km czyni to zadanie trudnym i może nawet nie to kosmiczne 8800 metrów w górę, ale to, że:
Do minimum ograniczone postoje na szczycie i na nawrotach dają szanse zakończenia przed zmrokiem, ale nie ma czasu na żadne odpoczynki. Na górze, trzeba szybko się ubrać, zapisać godzinki, podbić road booka, baton do gryzienia i jazda w dół, cały czas w skupieniu, bo „ruch kolarski” duży! Na dole powtórka, tylko dochodzi tankowanie, upychanie po kieszonkach jedzenia i ciuchów tak aby ich nie zapocić, bo mokre na zjeździe się nie przydadzą. Nawet czynności fizjologiczne trzeba brać pod uwagę. Wszędzie traci się czas, a nadrobić na jednym podjeździe 10 minut trudno, bo może potem ściąć człowieka. Na pewno straciłem 10 minut na czwartej wspinaczce, ale spodziewałem się tego – to wtedy jest największy upał i mimo zapasu płynów jest to “gorąca zupa” i trzeba ją wymienić na coś zimnego, od Malaucene można to zrobić tylko w jedynej knajpie 6 km przed szczytem.
Zaskoczył mnie tylko „chwilowy” kryzys na przedostatnim podjeździe – tu już trzeba było popracować głową, bo to psyche zaczyna mieć znaczenie. Ostatni raz to już nie było zmiłuj się, ostatnie żele i pobudzacze i w samotności (brać kolarska zajadała się już pewnie kolacjami) parłem na szczyt.
Dobre przygotowania się opłaciły, byłem zmęczony, ale nie śmiertelnie. Zjazd ostatni to tylko walka z zimnem i… „wzruszeniem”, bo to co nie udało się rok temu (przeszkodziła burza), a o czym marzyło się tak długo spełnia się.
A na kempingu czekała ta, która pokazała mi w te wakacje, że można jeszcze mocniej się sponiewierać. Moja żona, bo o niej myślę i piszę zrobiła coś bardziej extreme. Zarówno na Monte Grappa (góra znana z trasy Giro Italia) jak i na Mont Ventoux … wbiegła !!! Obydwie w wersji off road i obydwie z pełnym zbiegiem. A każda z tych tras to dystans dłuższy niż maraton. Więc co tam to moje kręcenie na siodełku 🙂
Sławek „acerola” Chalciński
Marta Lach wygrała wyścig w Luksemburgu. Olga Wankiewicz na podium w Czechach. Wiadomości i wyniki z 27 kwietnia.
Richard Carapaz (EF Education-EasyPost) triumfował na mecie czwartego, królewskiego etapu Tour de Romandie.
Vuelta España Femenina to pierwsza duża etapówka i pierwszy duży sprawdzian dla najlepszych góralek. Oto trasa, faworytki i plan relacji…
Walijczyk Geraint Thomas wraca na Giro d'Italia i chce jeszcze raz powalczyć o zwycięstwo.
Thibau Nys wygrał po ucieczce dnia górski odcinek Tour de Romandie. Młody Belg w Les Marecottes zdobył życiowy wpis do…
Luke Plapp walczy o miejsce w czołówce Tour de Romandie, a za dobre wyniki w sezonie olimpijskim, w jego ocenie,…