Cztery z sześciu etapów Tour de France padły łupem zawodników z Niemiec. Po trzech wygranych Marcela Kittela (Giant-Shimano) teraz przyszła kolej na Andre Greipela, który nie tak dawno krytykowany był jeszcze przez szefa Lotto-Belisol Marca Sergeanta.
Sergeant zarzucił „Gorilli”, że ten się w sprintach po prostu „boi”. Na 6. etapie 31-latek się nie bał i pokonał na kresce Alexandra Kristoffa (Katusha).
Wspaniały dzień, bardzo ważne dla nas zwycięstwo. Odczuwaliśmy presję wyniku, ale zachowaliśmy przez ten cały czas spokój. Drużyna świetnie pracowała, w finale złapałem koło Marka Renshawa (Omega Pharma-Quick Step), na ostatnich metrach dałem z siebie wszystko. Finisz zacząłem stosunkowo wcześnie, 350 metrów do mety, ale nie miałem większego wyboru
– mówił Greipel.
Peter Sagan (Cannondale) dzisiaj był 5., zachował prowadzenie zarówno w klasyfikacji punktowej, jak i młodzieżowej, w której wyprzedza Michała Kwiatkowskiego (Omega Pharma-Quick Step). „Kwiato” zaatakował na ostatnim kilometrze w Reims, został jednak doścignięty.
Znowu leżałem, ale nic sobie nie złamałem. Jest wszystko ok. W przeciwieństwie do innych nadal jadę w Tourze. W finale byłem zamknięty, nie udało się porządnie zafiniszować. Może jutro mi się powiedzie, wpierw jednak muszę trochę ochłonąć po mojej kraksie
– stwierdził mistrz Słowacji.
Żółtą koszulkę w dalszym ciągu zakłada Vincenzo Nibali. Z perspektywy kapitana zespołu Astana dzisiejszy etap w ogóle nie był spokojny:
Na papierze wydawało się, że czeka nas spokojny dzień, a było inaczej. Wiatr odegrał znaczącą rolę, wprowadził nerwowość. Kiedy wstałem rano i zobaczyłem moje zdjęcie na pierwszych stronach L’Equipe i innych gazet, bardzo się ucieszyłem. Wczoraj osiągnęliśmy sukces, ale ja twardo stąpam po ziemi. Być może jutro spróbuję ponownie szczęścia.