Danielo - odzież kolarska

Giro d’Italia 2023. Primoz Roglic walczył do samego końca

Primoz Roglic

Nigdy się nie poddawaj: to przesłanie Primoza Roglica na koniec Giro d’Italia. Słoweniec przetrwał trzy tygodnie we Włoszech, dwie kraksy i dni w deszczu, a na finałowej czasówce wywalczył maglia rosa.

Roglic nigdy nie był mistrzem wyrażania swoich emocji i przeżyć słowami, ale jego sukces nie wymagał długich opisów. Wyścig po dziewiętnastu etapach był rozgrywką między trzema zawodnikami, a Słoweniec okazał się najsilniejszy w starciu z piekielnie stromą wspinaczką na Monte Lussari.

Bycie osobą, którą wspierają kibice bez względu na wynik, to coś niewiarygodnego. Jestem niezwykle dumny, że takie coś mnie spotkało

– powiedział dziennikarzom, przy ogłuszającym hałasie kibiców skandujących “Rogla”.

33-latek mógł czuć się jak u siebie w domu, gdyż na trasie we wschodniej części Włoch pojawiły się tłumy słoweńskich kibiców.

To coś niesamowitego, to już nie chodzi o zwycięstwo, ale o ludzi wokół, o atmosferę. Coś wspaniałego. Dla takich momentów się żyje, takie momenty się pamięta

– dodał.

fot. Fabio Ferrari/LaPresse

Słoweniec nie dał się wciągać w porównania do przegranego przedostatniego dnia Tour de France w 2020 roku na górskiej czasówce  pod La Planche des Belles Filles, nie chciał też oceniać czy triumf w Giro d’Italia to jego największy sukces w karierze.

W życiu czasem wygrywasz, czasem przegrywasz. Dziś jestem po dobrej stronie. Na starcie nie dbałem o wynik. Kiedy zacząłem czasówkę, pomyślałem, że chcę dać zgromadzonym tu ludziom nadzieję, dać z siebie wszystko na trasie i cieszyć się każdym kilometrem

– tłumaczył.

Giro d’Italia nie było łaskawe dla Słoweńca. Lider Jumbo-Visma w wyniku roszad po pozytywnych testach na koronawirusa stracił połowę wyjściowego składu, a na trasie dwa razy leżał w kraksach.

Męczyłem się po kraksie. Z dnia na dzień było lepiej, ale do teraz czuję ból. Dziś miałem nogę i wygrałem. Kraksa na piątym etapie nie była groźna, ale druga kraksa okazała się poważniejsza. Ból w biodrze był problemem. Walczyłem każdego dnia, trzymałem się blisko najlepszych. Wczoraj i dziś miałem nogę. Od początku wiedzieliśmy, że ta czasówka będzie decydująca

– wspominał.

Roglic przed górską czasówką na dwudziestym etapie jako jeden z nielicznych zawodników zdecydował się na rekonesans trasy. Słoweniec po 10 rano przejechał ostatnie 2,5 kilometra trasy.

Po południu, gdy rzucił wyzwanie Geraintowi Thomasowi, na wspinaczce nadrabiał od razu, początkowo kilka sekund, a z każdym kilometrem więcej. Nie powstrzymał go nawet defekt, z którym musiał sobie poradzić na stromej, betonowej drodze.

Nie myślałem, że już po mnie. Nie planowałem ani nie chciałem mieć się defektu, ale stało się. Byłem swoim własnym mechanikiem. Założyłem łańcuch i pojechałem dalej. Przynajmniej miałem chwilę odpoczynku (śmiech). Miałem nogę. Kibice dodawali mi sił, pozwolili mi się tym cieszyć. Ta walka to droga, a na jej końcu zawsze jest nadzieja. Wierzę w to, a ci kibice po to tu przyjechali

– podsumował.

fot. Marco Alpozzi/LaPresse