Danielo - odzież kolarska

Alessandro Covi: od triumfu na etapie Giro do jesiennych klasyków

Alesandro Covi wygrywa etap Giro d'Italia na Marmoladzie

“Moim największym marzeniem jest wygranie chociaż jednego wyścigu” – mówił nam przed sezonem Alessandro Covi. To marzenie kolarz UAE Team Emirates spełnił już w połowie lutego, kiedy wygrał pagórkowaty klasyk Vuelta a Murcia. Na tym jednak passa jego zwycięstw się nie skończyła.

Covi w sezonie 2022 wygrał trzy wyścigi, w tym upragniony etap Giro d’Italia. 24-latek wyrósł na silnego klasykowca, kolarza potrafiącego dobrze wyczuć moment do ucieczki, ale i przetrzymać podjazdy. W tym sezonie jeszcze ostatniego słowa nie powiedział, choć ostatnio starty nie układały się do końca po jego myśli.

Zgodnie z wcześniejszym planem, 6 maja Włoch stanął na starcie Giro d’Italia w Budapeszcie. Do trzytygodniowej rywalizacji przystąpił po krótkim obozie treningowym. Jego ostatnim wyścigiem była Brabancka Strzała, rozgrywana jeszcze w kwietniu.

Ekipa znad Zatoki Perskiej przyjechała na pierwszy Grand Tour w sezonie z bardzo mocnym składem i dużymi ambicjami. Chcieli złapać kilka srok za ogon. Sprinty miał ogarnąć Fernando Gaviria, a generalkę João Almeida. W tym całym zamieszaniu Covi, obok pomocy udzielanej liderom, dostał wolną rękę na ucieczki… i uratował wyścig dla swojej drużyny.

Na 20. etapie kolarz z Borgomanero zabrał się odjazdu dnia, który zlekceważyli faworyci. Włoch co prawda nie był najsilniejszym wspinaczem w tym układzie, ale postanowił uprzedzić rywali. Zaatakował jeszcze przed finałowym podjazdem Passo Fedaia (Marmolada) i wytrwał aż do samej mety na ośnieżonym szczycie.

Może to karma. Na Marmoladzie w 2019 roku przegrałem młodzieżowe Giro. Dziś w tym samym miejscu wywalczyłem najlepszy sukces, jaki może sobie wymarzyć zawodowy kolarz

– powiedział w maju.

Takie zwycięstwo dla włoskiego kolarza to spełnienie marzeń, to coś pięknego. W zeszłym roku próbowałem wygrać dwa etapy, w Montalcino i na Zoncolan, tam byłem bliski zwycięstwa, ale się nie udało. Teraz próbowałem, i w finale Giro wygrałem. Dla mnie to spełnienie marzeń

– dodał teraz.

Po mistrzostwach Włoch Covi udał się na zasłużony wypoczynek i kolejny obóz treningowy.

Trudna druga część sezonu

Alessandro Covi miał powrócić do ścigania pod koniec lipca w Hiszpanii. Został nawet awizowany do składu przez swój team w relacji prasowej, jednak w wyniku choroby musiał pozostać w domu trochę dłużej.

Ostatecznie 24-latek wystartował we francuskiej etapówce Tour du Limousin, rozgrywanej w połowie sierpnia. Mimo sprzyjającej trasy z dużą liczbą krótkich, lecz treściwych podjazdów, na czele peletonu pojawił się tylko przez chwilę, na pierwszym etapie.

Złapałem koronawirusa trzy albo cztery tygodnie temu. Nie pamiętam już dokładnie. Kiedy wracasz po długiej przerwie, zawsze jest trudno. Potrzebuję jednego, może dwóch wyścigów, żeby złapać odpowiedni rytm. Potem zobaczymy. Mam nadzieję, że będę się dobrze czuł w finałowej części sezonu, aby spróbować wygrać ponownie

– wyjaśnił w rozmowie z “Rowery.org” podczas Deutschland Tour, pod koniec sierpnia.

Niemiecki wyścig także nie poszedł po myśli Włocha. Ekipa znad Zatoki Perskiej prochu nie wymyśliła. Z Niemiec wyjechali bez sukcesu, a Covi próbował swoich sił głównie w ucieczkach.

Dla mnie każda czasówka jest trudna. Ale jutro jest kolejny dzień i ja, jak i cały zespół spróbujemy pojechać lepiej. Myślę, że George Bennett będzie naszym liderem na generalkę. Ja i [Davide] Formolo spróbujemy wygrać etap. [Fernando] Gaviria to nasz sprinter. Mamy tutaj naprawdę dobry zespół

– mówił tuż po zakończeniu prologu.

Dzięki udanej pierwszej części sezonu, Włoch liczył na wyjazd do Australii na mistrzostwa świata.

Nie wiem, czy zostanę powołany. Jestem w szerokim składzie, ale na ten moment nie wiem. Mam nadzieję. Jeśli trener mnie powoła, to spróbuje zrobić dobry wynik i pracować dla zespołu

– tłumaczył w sierpniu.

Selekcjoner azzurri, Daniele Bennati, ostatecznie pominął kolarza UAE Team Emirates, przez co ten nie poleciał do dalekiej Australii. Włosi zakończyli mundial z przeciętnymi wynikami. Zawiódł nawet murowany faworyt czasówki Filippo Ganna, który zajął dopiero 7. miejsce, za plecami teoretycznie gorszych specjalistów od samotnej walki z czasem.

Alesandro Covi po wygranym etapie Giro d'Italia

fot. Marco Alpozzi/LaPresse

Kolejne marzenia

Alessandro Covi aktualnie bierze udział w jesiennej kampanii włoskich klasyków.

W październiku mam sporo wyścigów blisko domu. Moim marzeniem na finałową część sezonu jest zwycięstwo w Tre Valli Varesine. To mój domowy wyścig

– zapowiadał w sierpniu.

Wtorkowego wyścigu po wzgórzach wokół Varese nie ukończył, ale sporo napracował się dla swojego lidera, Tadeja Pogacara, który wygrał semi-klasyk. Szansę jazdy na własne konto dostał w Coppa Bernocchi. Jego akcję wchłonął jednak peleton, a w końcówce rozprowadzał Matteo Trentina.

Przed 24-latkiem zostały jeszcze trzy starty w tym sezonie. W kalendarzu zaznaczył sobie Il Lombardię (8 października), Giro del Veneto (12 października) i Veneto Classic (16 października).

Tifosi

Za Alessandro Covim podąża spora grupa kibiców, skupiona wokół fanowskiej organizacji. Ludzie w ciemnych koszulkach z logiem pumy [pseudonim Włocha to Il Puma di Taino, czyli Puma z Taino – przyp. red.] byli szczególnie widoczni na trasie Giro d’Italia. Ich działanie nie ogranicza się tylko do lokalnych, włoskich wyścigów.

Myślę, że mój fanklub będzie mnie wspierał na ostatnim etapie Deutschland Tour

– mówił zawodnik pochodzący z Piemontu.

Profil fanklubu śledzi na Instagramie prawie 800 osób, a struktura powstała stosunkowo niedawno.

To niesamowite, bo fanklub powstał dopiero tej zimy. Teraz mamy dużo ludzi w jego strukturach. Mam nadzieję, że z każdym rokiem będzie ich więcej. Jeżdżą za mną na wiele wyścigów. To fantastyczne, że chcą mi kibicować. Zaczęło się od rodziny, przyjaciół, teraz niektórych z nich nawet nie znam. Mamy z tego wiele radości

– dodał na zakończenie rozmowy Covi.