Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2022. Roglic zwichnął ramię, Vingegaard trzy razy zmieniał rower

Primoz Roglic na brukowym etapie Tour de France

Primoz Roglic na 30 kilometrów przed metą piątego etapu Tour de France ucierpiał w kraksie. Wraz ze Słoweńcem na asfalcie rozbiły się nadzieje na nawiązanie walki o zwycięstwo w Tour de France.

Lider grupy Jumbo-Visma stracił ponad 2 minuty do Tadeja Pogacara (UAE Team Emirates) i prawie tyle samo do większości rywali w klasyfikacji generalnej. Co gorsza, nie wiadomo czy kontuzja nie odbije się negatywnie na formie Słoweńca w górach.

Poobijałem się, zwichnąłem ramię. Nie widziałem co się stało, chyba jeden z motocykli zawadził o jedną z osłon, ona poleciała na drogę i doszło do kraksy. Nie mogłem nastawić ramienia od razu, więc musiałem usiąść na krzesełku jednego z kibiców. Mam na to sposób (tu Roglic demonstruje jak nastawił ramię)

– wyjaśniał reporterom po etapie.

Obronną ręką z perypetii na trasie wyszedł Jonas Vingegaard. Duńczyk 37 kilometrów przed metą trzy razy zmieniał rower, a gdy wreszcie dostał model odpowiadający jego rozmiarowi, strata do grupki Tadeja Pogacara wzrosła do niemal minuty.

Doszło do kontaktu z innym zawodnikiem, moja przednia przerzutka ucierpiała, spadł łańcuch. Powinienem był się zatrzymać i założyć łańcuch, ale chyba spanikowałem, to był nerwowy dzień. Nie mogę tego zmienić. Nathan i Tiesj, a potem Wout mi pomagali. Po kraksie Primoza oni dwaj poczekali na niego, a ze mną zostali Christophe [Laporte] i Wout. To najlepsi pomocnicy świata, udało im się zbić różnicę. Muszę im za to naprawdę podziękować

– mówił na mecie Duńczyk.

https://www.youtube.com/watch?v=85MzOk7TukQ

Vingegaard na metę wjechał z resztą faworytów, 13 sekund za Tadejem Pogacarem. Strata nie jest wielka, ale sił na zaspawanie wyrwy 25-latek i jego koledzy zużyli dużo.

Dzień o kant rozbić. Ja poniosłem straty, Primoz poniósł straty i leżał w kraksie. Miałem defekt, straciłem 15 sekund, więc mogło być gorzej. Strata Primoza jest większa. Teraz musimy skupić się na kolejnych etapach i zobaczyć, co jesteśmy w stanie zrobić w górach

– podsumował.

Dyrektor sportowy Jumbo-Visma, Grischa Niermann, po takim dniu nie mógł mieć wesołej miny.

Za dużo pecha. Widziałem ten odcinek cztery razy na rekonesansie, ale to nam nie pomogło. Potrzeba szczęścia. My go nie mieliśmy dziś, ale uśmiechało się ono do nas na innych etapach i jeszcze się uśmiechnie. Nadal jesteśmy w grze, będziemy walczyć

– zapowiedział.