Danielo - odzież kolarska

Giro d’Italia 2022. Jai Hindley: “jutro umrę za tę koszulkę”

Jai Hindley trzyma maglia rosa po wygraniu etapu Giro d'Italia

Jai Hindley jutro może zostać pierwszym australijskim zwycięzcą Giro d’Italia. Kolarz Bora-hansgrohe po świetnie przejechanym wyścigu po raz drugi stoi przed taką szansą i zapowiada, że nie wypuści jej z rąk.

Jai Hindley jutro po raz drugi w karierze przystąpi do ostatniego etapu Giro d’Italia z maglia rosa na ramionach. Tym razem Australijczyk ma wyraźną przewagę na rywalami i od wygranej w Giro d’Italia dzieli go tylko 17 kilometrów.

26-latek z Perth na znalezienie się na tej pozycji pracował solidnie przez trzy tygodnie. Wygrał etap, wiceliderem Giro był przez tydzień, a na dwudziestym odcinku rozstrzygnął losy wyścigu na swoją korzyść. Jego atak na ostatnich kilometrach wspinaczki na dolomicką Marmoladę zmógł Richarda Carapaza.

Australijczyk na finałowej wspinaczce został sam, po tym jak tempo narzucane przez Ineos Grenadiers odczepiło Emanuela Buchmanna i wpędziło w kłopoty Wilco Keldermana. Mimo to 3,4 kilometra przed metą Hindley zaatakował lidera wyścigu i szybko dołączył do drużynowego kolegi Lennarda Kämny, który czekał na niego na stromiźnie. Dwójka narzuciła tempo, które na 2800 metrów przed metą ugotowało Carapaza.

Byliśmy cierpliwi, zachowaliśmy siły na dzisiejszy etap. “Lenni” pojechał znakomicie, nie mógł pojawić się w lepszym momencie i dodać impetu mojemu atakowi. Kiedy usłyszałem, że Carapaz puścił koło, poszedłem na całość

– tłumaczył na mecie nowy lider wyścigu.

Hindley na ostatnich dwóch kilometrach frunął, z każdym metrem zbliżając się do maglia rosa i powiększając przewagę nad liderem brytyjskiej ekipy.

Plan zakładał utrzymanie “Lenniego” na czele do najbardziej stromego odcinka. Chcieliśmy, żeby pracowały inne ekipy i czekaliśmy na właściwy moment na ostatnich czterech kilometrach. Poszło tak, jak planowaliśmy. Jai zrobił niesamowitą robotę, a obecność “Lenniego” na czele bardzo pomogła

– komentował dyrektor sportowy Enrico Gasparotto.

Jai Hindley atakuje na Passo Fedaia

fot. Fabio Ferrari/LaPresse

Hindley nie znał podjazdu na Passo Fedaia, ale, jak przyznał, sprawdził parametry za pomocą serwisu Veloviewer i zapoznał się z trasą w książce wyścigu.

Wiedziałem, że taki podjazd mi odpowiada, zwłaszcza po tak trudnym dniu w trzecim tygodniu. Dyrektor sportowy dał znać “Lenniemu”, żeby zaczekał. Wykonał super robotę, myślę, że to bardzo pomogło w rozstrzygnięciu etapu.

Hindley koszulkę lidera wyścigu zdobył po tygodniowej ofensywie zespołu Bora-hansgrohe. Niemiecki zespół w pierwszym tygodniu zmagań wygrał dwa etapy – jeden za sprawą Kämny na Etnie, drugi za sprawą Hindleya na Blockhausie – a po dwóch tygodniach przeszedł do ofensywy.

Na czternastym etapie jego kolarze rozbili stawkę i umożliwili Hindleyowi awans na pozycję wicelidera.  Na etapach 16. i 17. Hindley i spółka pozwolili kontrolować wyścig ekipie Bahrain Victorious, a kolejną próbę podjęli na dziewiętnastym etapie. Całodniowy wysiłek nie przyniósł spodziewanych rezultatów, ale lider zespołu pozostawał pewny swego przed finałem na Passo Fedaia.

W kolarstwie jest dziś bardzo dużo kalkulowania. Trzeba zachowywać siły na odpowiedni moment. Próbowaliśmy rozruszać towarzystwo na wczorajszym etapie, ale to nie był do tego dobry dzień. Wiedziałem, że dzisiejszy odcinek będzie decydujący, bo na ostatniej wspinaczce, przy dobrych nogach, można było wypracować różnicę. Chciałem spróbować bez względu na dyspozycję dnia

– mówił Hindley.

Jutro lidera wyścigu czeka 17-kilometrowa próba z niespełna 5-kilometrowym podjazdem. Przewaga 1:25 nad drugim Carapazem i 1:51 nad trzecim Landą powinna okazać się wystarczająca.

Trudno ocenić, jak pójdzie czasówka na koniec Grand Touru, ale jutro umrę za tę koszulkę

– zapewnił Hindley przed kamerami Eurosportu.

Jai Hindley w maglia rosa po wygraniu etapu Giro d'Italia

fot. Gian Mattia D’Alberto/LaPresse