Danielo - odzież kolarska

Dylan Teuns i La Fleche Wallonne: kibic, wschodząca gwiazda, triumfator

Dylan Teuns na mecie La Fleche Wallonne

Dylan Teuns po 11 latach posuchy dał Belgii triumf w La Fleche Wallonne. Belg w wieku 30 lat odniósł wreszcie sukces w dużym klasyku, o którym marzył od lat i na który polował jako zawodowiec.

Egzystencję każdego z kolarskich klasyków cechują dwa warunki. Powtarzalność i efemeryczność.

Powtarzalność, bo zwykle klasyki wracają w te same miejsca co roku. Efemeryczność, bo goszczącą miejscowość budzą rano szczękiem spinanych barierek, podgrzewają głosami fanów po południu i nikną błyskawicznie w tłoku pośpiesznie zwijanych banerów i zbieranych puszek z piwem.

Wyścigi kolarskie potrafią pomnikami sportu stawać się jeszcze zanim zwycięzca osiągnie metę. Mają potencjał tworzenia wspomnień, budowania i kruszenia marzeń, katalizowania zmian i pracy nad sobą. Gdy peleton rozpierzcha się po finiszu, niejeden przegrany rozmyśla już o poprawie kondycji na wyścig przyszłoroczny. Zwycięzca w ciżbie wywiadów, zdjęć i nagród pamięta inaczej. Kibice natomiast to zupełnie inna kategoria: wspomnienia uświetniają telefonami czy aparatami fotograficznymi, ale, na szczęście, wciąż także oczyma.

Dylan Teuns był takim kibicem na Mur de Huy w kwietniu 2011 roku.

Dylan Teuns na podium Fleche Wallonne z Alejandro Valverde i Aleksandrem Vlasovem

fot. A.S.O./Gautier Demouveaux

Klasyk po belgijsku

Kiedy Dylan Teuns wyszedł na prowadzenie na Mur de Huy i chwilę potem wznosił ręce w geście triumfu, na mecie dało się słyszeć wyraźny okrzyk zachwytu belgijskiego tłumu. Wygrał! Wygrał Belg!

Dylan Teuns w La Fleche Wallonne w 2017 roku objawił się zawodowemu peletonowi jako świetny specjalista od klasyków. Na Mur de Huy uległ tylko Alejandro Valverde i Danowi Martinowi i zdawało się, że Belgia ma nowego klasykowca na Ardeny i krótkie etapówki. Tym bardziej, że Teuns kilka miesięcy później wygrał Tour de Wallonie, Tour de Pologne i Arctic Race of Norway.

Belgijski kolarz od tego czasu stąpał jednak bardziej krętą ścieżką. Podia Il Lombardia i Giro dell’Emilia oraz 6. miejsce w Paryż-Nicea w 2018 roku zdawały się potwierdzać tę trajektorię rozwoju, ale kolejnych sukcesów w klasykach Teunsowi nie udało się odnieść do 20 kwietnia 2022 roku.

Przyszły wysokie lokaty na etapach Vuelty, dwa wygrane odcinki Tour de France czy etap Citerium du Dauphine, a także ciekawe z punktu widzenia zespołu 5. miejsce w Omloop Het Nieuwsblad (2019), 10. w Gandawa-Wevelgem i 11. w Ronde van Vlaanderen (obie w 2020). Teuns potrafił też zająć miejsce w czołówce mniejszej etapówki, ale w klasykach pościł.

Nigdy w siebie nie wątpiłem, miałem za to problemy z poradzeniem sobie z presją, którą nakładali na mnie inni. Cały czas wierzyłem, że potrafię. Jeśli byłem na podium, do zwycięstwa nie brakowało już wiele. Przez te pięć lat wierzyłem w siebie, wierzyłem, że któregoś dnia się uda

– powiedział z namysłem na konferencji prasowej.

Siedząc przed salą pełną dziennikarzy Teuns odpowiadał głosem pewnym, ale spokojnym, niemal zbyt wolnym. Precyzyjnym angielskim opisywał swoje odczucia z trasy i ostatnich pięciu lat.

Przed podjazdem wiedziałem, że muszę być dobrze ustawiony i trochę się tym stresowałem. Na podjeździe starałem się nie myśleć, po prostu jechać jak najszybciej, pilnować pozycji. Wszystko się dobrze ułożyło. Valverde ruszył, dla mnie to też był idealny moment, spróbowałem. Czułem, że się zbliża, ale miałem jeszcze siły, aby po raz ostatni przyspieszyć

– relacjonował ostatnie chwile wyścigu.

Dylan Teuns po szczęśliwej edycji 2017 na trasę La Fleche Wallonne wracał co roku. Wynik umykał mu za każdym razem, pozostawiając wspomnienie trzeciego miejsca jako jedyny sportowy punkt odniesienia.

30-latek przyznał, że z Mur de Huy ma jeszcze jedno wspomnienie, którego nie zatarły lata niepowodzeń i które odtworzył na konferencji prasowej. W 2011 roku, jako nastolatek choć już w ekipie kontynentalnej, jak wielu innych Belgów stał na stromych zboczach drogi kapliczek i obserwował zwycięski ruch Philippe’a Gilberta, do dzisiejszego popołudnia ostatniego Belga, który wygrał Strzałę Walońską.

Teuns nie był pewny, czy po swoje zwycięstwo ruszył w tym samym punkcie podjazdu co jego utytułowany rodak,. Nie był pewny czy myślał o tym na trasie, w końcu pokonanie Alejandro Valverde absorbowało cały jego organizm. Ale pytany o znaczenie wyścigu podkreślał, że tamten moment utkwił mu w pamięci.

Wspomnienie tego momentu towarzyszyło mu przez całą podróż od momentu kibicowskiego rozmarzenia do chwili spełnienia marzenia w gronie zawodowców.

Mur to wszystko albo nic. Trzeba mieć nogi takie jak ja miałem dziś, inaczej nie masz czego szukać. Jestem bardzo zadowolony z tego zwycięstwa

– podkreślił.

Lasek Arenberg. “Co ja tutaj robię?”

Szlak prowadzący do zwycięstwa na szczycie Mur de Huy w tym roku nie był usłany różami, ba, jeszcze kilka temu prowadził po starym bruku.

Dylan Teuns na trzy dni przed startem La Fleche Wallonne znalazł się w Lasku Arenberg, zastanawiając się nad sensem swoich poczynań w Wielkanoc.

We środę ekipa powiedziała mi, że nie ma zawodników na Paryż-Roubaix. Ich rozumowanie było takie, że dobrze radzę sobie na burku, więc mogę się przydać w pierwszej części wyścigu. To była dla mnie niespodzianka

– zaznaczył.

Muszę uczciwie powiedzieć, że na początku stresowałem się przed wjazdem na sektory bruku, ale kiedy wjechaliśmy na kostkę, nie czułem się źle. Kiedy dotarłem jednak do Lasku Arenberg, pomyślałem jednak: „co ja tutaj robię?”, walnąłem po hamulcach, dobrnąłem jakoś do końca i zszedłem z trasy.

fot. A.S.O./Pauline Ballet

Niespodziewana wizyta na brukach Paryż-Roubaix to nie jedyna zmiana w kalendarzu startów Belga.

Pogram startowy Teunsa uległ sporym przeobrażeniom po chorobie na Covid-19 w połowie lutego. Belg wrócił na Volta a Catalunya, gdzie wywalczył piąte miejsce na etapie w Barcelonie, a w klasykach, mimo braku kilometrów wyścigowych finiszował szósty w Ronde van Vlaanderen, w Amstel Gold Race przyjechał dziesiąty, a w Strzale Brabanckiej metę osiągnął jako ósmy.

Myślę, że kluczem do mojej dobrej wiosny było to, że nie spanikowałem po zachorowaniu na Covid. Piątego dnia po pozytywnym teście denerwowałem się, pisałem do lekarza zespołu chyba z trzy razy dziennie. Pytałem czy mogę wznowić przygotowania, ale on zalecał spokój. Nie dotykałem roweru przez 10 dni. Po pierwszym negatywnym teście wznowiłem przygotowania. Nie stresowałem się, postawiłem na cierpliwość i wierzyłem w zmieniony program przygotowań

– wspominał.

Teuns w niedzielę będzie kontynuował Ardeński Tryptyk i stanie do walki o Liege-Bastogne-Liege. W dalszej części sezonu pojawi się na Criterium du Dauphine i, w zależności od preferencji zespołu, na Tour de France.