Danielo - odzież kolarska

Strade Bianche 2022. Tadej Pogacar: “Nie planowałem ataku”

Tadej Pogacar wygrywa Strande Bianche 2022

Tadej Pogacar nie planował długiego ataku po zwycięstwo, ale kiedy na czele Strade Bianche został sam, nie zamierzał czekać.

Strade Bianche nie jest oficjalnie klasykiem o statusie monumentu, ale jeśli dojdzie do zmiany tego stanu rzeczy, to rajd Tadeja Pogacara po zwycięstwo w roku 2022 powinien zostać wzięty pod uwagę.

Włoski klasyk jest przyjazny nie tylko kolarzom miłującym Ardeny i pagórkowate klasyki, ale i specom od bruków, a także zawodnikom za cel obierającym Grand Toury. Ta uniwersalność stanowi o magii wyścigu i szybko buduje markę, której zbudowanie, w innych co prawda realiach, dekady zajęło innym klasykom.

Pytany o to, czy jest świadomy, że nikt jeszcze nie wygrał Strade Bianche po tak długim ataku, Słoweniec uśmiechnął się.

Ktoś musi być pierwszy, nie?

– rzucił na mecie.

Słoweniec odjechał grupce klasykowców na 50 kilometrów przed metą, wykorzystując moc na szutrowym podjeździe, a następnie technikę na wijącym się zjeździe. Sektor szutru opuścił z minutą przewagi nad konkurencją i na kolejnych kilometrach zdołał dołożyć 20-30 sekund. Przewaga wahała się wobec kontr i pracy kolejnych ekip, Pogacar na ostatnich 30 kilometrach nie wyglądał już tak rześko, ale rywalom nie udało się go dogonić.

Ruszyłem wcześnie, do ostatnich 5 kilometrów nie byłem pewny czy mi się uda. Nawet na ostatnim podjeździe się oglądałem czy ktoś mnie nie ściga. Jestem bardzo zadowolony, że mi się udało, to wspaniałe zwycięstwo

– mówił na Piazza del Campo w Sienie.

Pogacar 100 kilometrów przed metą leżał w kraksie, o czym przypominała zabrudzona koszulka. Z karambolu na szutrach wyszedł, jak przyznał, tylko z zadrapaniami i w kluczowym momencie wyścigu znajdował się na właściwej pozycji.

Nie planowałem ataku, ale Monte Sante Marie to zawsze ważny moment wyścigu. Próbowałem pójść na całość na tym odcinku szutrowego podjazdu. Spodziewałem się, że inni dołączą, a ponieważ nikt tego nie zrobił, nie miałem wyboru. Musiałem zaangażować się w tę akcję i jechać samotnie do mety

– wspominał.

Cierpiałem na ostatnich 40 kilometrach, były momenty, w których zdawało mi się, że nogi odmówią mi posłuszeństwa i że do mety będę szedł na piechotę. Wygrałem, bo zespół nie nakładał na mnie presji, a ja się nie przejmuję oczekiwaniami z zewnątrz

– dodał na konferencji prasowej.