Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2021. Jonas Vingegaard i taktyka piątki Jumbo-Visma

Jonas Vingegaard pracuje na miano niespodzianki 108. edycji Tour de France. Duńczyk po dwóch tygodniach rywalizacji jest trzeci i jako jedyny zdołał ugotować na podjeździe lidera wyścigu, Tadeja Pogacara.

Jonas Vingegaard polskim kibicom może kojarzyć się z wygraną na etapie Tour de Pologne do Kościeliska w 2019 roku. Sukces ten, podobnie jak wygrana etapowa podczas UAE Tour czy podium Wyścigu Dookoła Kraju Basków w trzecim zawodowym sezonie z Jumbo-Visma, nie stawiały go w gronie kolarzy, których przymierzano do miejsc 1-15 w klasyfikacji Tour de France. 

24-letni Duńczyk ekspresowo wskoczył w buty lidera zespołu, po tym jak z wyścigu kraksy wykluczyły Primoza Roglica. Do czołówki awansował na 8. etapie i wytrzymał w niej do drugiego dnia przerwy. Po piętnastu etapach jest trzeci w klasyfikacji generalnej, za Tadejem Pogacarem i Rigoberto Uranem. O ile do tego pierwszego ma ponad 5 minut straty, do Kolumbijczyka brakuje mu tylko 14 sekund.

Po wycofaniu się Roglica oraz Roberta Gesinka i Tony’ego Martina, ekipa Jumbo-Visma została w piątkę i w drugim tygodniu Tour de France starała się na nowo wymyślić swój raison d’etre na francuskim wyścigu. Ile wiary w umiejętności Jonasa Vingegaarda miał holenderski zespół? Trudno określić, ale patrząc na taktykę w drugim tygodniu, ekipa do szans młodego Duńczyka podeszła z ostrożnym optymizmem.

Z perspektywy kierownictwa, najpewniejszą opcją było postawienie na mało przewidywalną walkę o etapowe zwycięstwa, a przy okazji opieka nad Vingegaardem. Na tym polu dyrektorzy sportowi grali jednak mocnymi kartami: Wout van Aert po niesamowitym wysiłku wygrał etap z dwiema wspinaczkami na Mont Ventoux, a Sepp Kuss jako pierwszy dojechał wczoraj do Andory.

Jonas Vingegaard, po raz pierwszy jadący Grand Tour na takich obrotach, tymczasem trzymał się najlepszych i wcale nie czuł się w ich obecności skrępowany. Duńczyk wspiął się na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Tour de France po etapie jedenastym, w finale którego, na drugim podjeździe na Mont Ventoux, przypuścił atak i zdołał odczepić Tadeja Pogacara. Choć z akcji ostatecznie nic nie wyszło, jego pozycja w czołówce została ugruntowana.

Zaskoczyłem się… na Mont Ventoux nie spodziewałem się, że będę tak mocny. Zobaczymy. Mam nadzieję, że będę równie mocny w trzecim tygodniu. Jadę z dnia na dzień, na koniec zobaczymy co to przyniesie

– mówił zdawkowo w Andorze.

Taktyka holenderskiego zespołu na etapie prowadzącym do pirenejskiego księstwa wyglądała na próbę upieczenia dwóch pieczeni na jednym, niewielkim ogniu. Z jednej strony gra toczyła się o wygranie etapu z bardzo silnie obsadzonej ucieczki, z drugiej o utrzymanie miejsca na podium klasyfikacji generalnej. Dla kolarzy Jumbo-Visma te dwa cele nie musiały się wykluczać.

Tym sposobem trzech z pięciu zawodników holenderskiego składu znalazło się w olbrzymiej ucieczce, natomiast opiekę nad Vingegaardem powierzono Mike’owi Teunissenowi, który, mimo największego zaangażowania, nie miał szans na utrzymanie się z najlepszymi na Envalirze.

Taki rozwój wypadków nie był jednak do końca zaplanowany. Owszem, plan zakładał zinfiltrowanie ucieczki i próbę walki o etapowe zwycięstwo, ale, według relacji kolarzy, z Vingegaardem zostać miało dwóch zawodników, a przynajmniej jeden z uciekających zostać miał w razie kłopotów odwołany.

Po tym jak peleton pękł na zjeździe i w ucieczce goniącej grupkę Stevena Kruijswijka znaleźli się Kuss i Van Aert, taktykę dostosowano. Kruijswijk już na Envalirze czekał na młodszego kolegę, Kuss w głowie miał etapowe zwycięstwo, natomiast Van Aert po zakończeniu pracy na Amerykanina czekał na zjeździe na Vingegarda i bezpiecznie sprowadził jego grupkę do Andory.

Wiedzieliśmy, że to może być dobry dzień. Wysłaliśmy trzech kolarzy do ucieczki, wygraliśmy etap. Steven poczekał na mnie, natomiast Wout prowadził nas na ostatnim zjeździe. Myślę, że wszystko poszło zgodnie z planem

– komentował Vingegaard, który etap pokonał pewnie i na Col de Beixalis, ostatnim podjeździe etapu, kilka razy atakował.

Pomysł był taki, żeby wysłać chłopaków do ucieczki i powiedzieć im, aby zaczekali na mnie, jeśli naprawdę miałbym problemy. Sepp wygrał etap, ja ani przez chwilę nie miałem kłopotów. Bardzo się cieszę, że wygrał. To w sumie niesamowite, że udało nam się wygrać dwa etapy

– dodał.

Próbowałem kilka razy zaatakować. Dziś nie miałem poczucia, że w tej grupie kolarze są na różnych poziomach. Szkoda, ale przynajmniej próbowałem. Zobaczymy jak wyjdzie na kolejnych górskich etapach

– zapowiedział.

Vingegaarda w trzecim tygodniu czeka przeprawa przez Pireneje, w tym finisze na Col du Portet i Luz-Ardiden, a następnie czasówka. Tu, według zapowiedzi Kussa, pomagać ma mu cały zespół, ukontentowany dwoma etapowymi skalpami.