Danielo - odzież kolarska

Giro d’Italia 2020. Ganna w swoim żywiole, McNulty pewny siebie

Filippo Ganna na swoim żółtym Pinarello był poza zasięgiem rywali na trasie 14. etapu Giro d’Italia. 24-latek w skróconym sezonie 2020 jest najlepszym czasowcem globu i dowiódł tego po raz kolejny.

Ganna po zdobytym tytule mistrza świata wygrał otwierającą “Corsa Rosa” czasówkę, a następnie po solowej akcji triumfował na jej piątym odcinku.

Zwycięstwo w Valdobiaddene było spodziewane, ale zawodnik Ineos Grenadiers na 34-kilometrowym odcinku musiał dobrze się przyłożyć by pokonać drużynowego kolegę Rohana Dennisa.

To była oczywiście trudniejsza czasówka niż ta w Palermo. Ponad 40 minut na rowerze i to na pagórkach, więc jestem tym bardziej dumny, że znowu wygrałem. Czułem się nieźle na starcie, po 5-minutowym wysiłku na pierwszej wspinaczce nogi zaczęły dobrze kręcić i dobry rytm zdołałem utrzymać do końca

– mówił 24-latek.

Włoch z trzema etapowymi sukcesami na koncie ma już rozliczony występ w wyścigu, aczkolwiek na jego radarze znajduje się jeszcze jeden etap. 

Od czasu kraksy Gerainta [Thomasa] nie mieliśmy ani jednego etapu bez kogoś z naszej ekipy w dziesiątce. Celem na ostatni tydzień jest oszczędzanie energii, bo mam jeszcze czasówkę w Mediolanie

– wyjaśnił.

Trzecie miejsce na czasówce zajął debiutujący w trzytygodniowych zmaganiach Brandon McNulty. Amerykanin do Włocha stracił tylko 69 sekund, co pozwoliło mu przeskoczyć z i tak wysokiej już 11. pozycji na czwartą.

Podczas rozgrzewki zdawało mi się, że nie mam nogi, nie wiedziałem czego się spodziewać. Po pierwszym pomiarze do Ganny nie brakowało mi tak dużo, zrozumiałem, że mam dobry dzień i od tego momentu jechałem tak mocno jak tylko mogłem. Dyrektor sportowy mówił mi wczoraj, że przy dobrych wiatrach mogę wskoczyć na piąte miejsce. Ja myślałem, że przy świetnym dniu mogę być nawet czwarty

– relacjonował zawodnik UAE-Team Emirates.

22-latek, dwukrotny srebrny medalista mistrzostw świata w jeździe indywidualnej na czas orlików (2019 i 2017), pewności siebie zdaje się mieć tyle co mocy.

Na kolejnych etapach mam szansę na podjazdach, a potem mamy czasówkę w Mediolanie. To dobra okazja dla mnie. To póki co same niespodzianki, nigdy nie jechałem takiego wyścigu. Póki co z dnia na dzień idzie mi coraz lepiej

– ocenił.

fot. Marco Alpozzi/LaPresse

Szósty wynik pozwolił za to na umocnienie się na prowadzeniu Portugalczykowi João Almeidzie. Kolarz Deceuninck-Quick-Step pojechał najlepiej spośród przedstartowych faworytów, w których gronie przychodzi mu się obracać już 11 dni.

Poszło mi lepiej niż się spodziewałem, nie sądzę bym mógł pojechać lepiej Mocno zacząłem, przejechałem Muro [pierwszy podjazd – przyp. red.] tak jak chciałem, potem miałem kilka gorszych kilometrów, ale zdołałem się zregenerować i na ostatnim podjeździe czułem się już dobrze

– mówił.

Almeida w wieku 22 lat już ma za sobą wyścig życia: od czasu przejęcia koszulki lidera na trzecim etapie jedzie bardzo równo. W poprzednich dniach urywał sekundy na finiszach z grupek, a wczoraj rozbudował przewagę nad rywalami. Drugi Wilco Kelderman (Team Sunweb) traci do niego 56 sekund, 2:11 straty ma Pello Bilbao (Bahrain McLaren), a dwie i pół minuty lub więcej Vincenzo Nibali (Trek-Segafredo), Rafał Majka (Bora-hansgrohe) i Domenico Pozzovivo (NTT Pro Cycling).

Młodego kolarza dziś sprawdzą Dolomity, ale bez względu na wynik, jego kariera w okresie zaledwie dwóch tygodni pchnięta została na zupełnie nowy kurs.

W finale poszedłem wszystko, ale na zjeździe nie ryzykowałem. Bardzo się cieszę, że ten wysiłek pozwolił mi nadrobić sekundy nad rywalami. Uwielbiam czasówki, podobała mi się trasa, a taki występ napawa mnie pewnością siebie. Droga do Mediolanu jest daleka, przed nami sporo trudnych wspinaczek. Dla mnie każdy dzień w koszulce to bonus, którym się cieszę

– tłumaczył.