Klęska na tegorocznym Tour de France skłoniła Dave’a Brailsforda do refleksji. Szef Ineos Grenadiers przyznał, że inne drużyn są w tej chwili lepsze od jego formacji.
Sky/Ineos od 2012 roku wygrał sześć z ośmiu edycji “Wielkiej Pętli”, z czterema różnymi liderami, a pojęcie “marginal gains” stało się synonimem, za którym kryły się sukcesy startującej od sezonu 2010 grupy. W tym roku jednak coś się wydarzyło. Nie dość, że obrońca tytułu Egan Bernal wycofał się przed zakończeniem wyścigu, to ekipa oddała całkiem kontrolę nad wyścigiem kolarzom Jumbo-Visma. Głośniejszego dzwonka alarmowego nie można było usłyszeć.
Nie możemy kontynuować swojej pracy tak jak dotychczas. Pracowaliśmy z nisko pochylonymi głowami i nie zauważyliśmy, że inne zespoły nas wyprzedzają. Doszliśmy do punktu, że czas to przyznać
– cytuje Brailsforda dziennik “Het Nieuwsblad”.
Brytyjski menadżer dodał, że zespół musi cofnąć się o krok i opracować koncepcję na kolejnych pięć lat.
Nadszedł czas na zmianę podejścia
– dodał.
Ineos znajduje się obecnie w fazie przebudowy. W zeszłym roku grupa straciła zmarłego nagle dyrektora sportowego Nicolasa Portala, a po tym sezonie odejdą wieloletni dyrektor generalny Fran Millar i przede wszystkim Chris Froome. W systematycznie odmładzanym składzie pojawią się za to brytyjski talent Tom Pidcock, kolejny Kolumbijczyk Daniel Martinez, ale też bardzo doświadczony Richie Porte, który reprezentował już Team Sky w latach 2012-15.