Danielo - odzież kolarska

Vuelta a Espana 2018. Alejandro Valverde nie przestaje zaskakiwać

Drugi etap Vuelta a Espana należał do Alejandro Valverde, który udowodnił, że nie zapomniał, jak wygrać. Na Caminito del Rey Hiszpan nie miał sobie równych. 

Gdy tylko rozpoczyna się hiszpański Grand Tour, od razu wiadomo, że na czele prędzej czy później kręcić będzie “Bala”. Do tej pory odniósł dziewięć triumfów w najważniejszym wyścigu w ojczyźnie, a dzięki wysokim pozycjom na etapach trzykrotnie był najlepszy w klasyfikacji punktowej. Dość powiedzieć, że tegoroczna edycja to jego 12. start w wyścigu, a dzisiejsze, dziesiąte już, zwycięstwo to jego 94. miejsce w pierwszej dziesiątce etapu.

W tym roku Valverde, nie czekając na rozwój sytuacji, ruszył do boju na drugim etapie, prowadzącym do Caminito del Rey. Choć ostatni podjazd miał średnie nachylenie wynoszące ledwie 2,8%, 38-latek zdołał wykorzystać bardziej strome momenty wspinaczki i przeciął linię mety jako pierwszy. Sukces dał mu atak 500 metrów wcześniej i zręczne manewrowanie w ostatnim zakręcie, w którym pewnie objechał Michała Kwiatkowskiego (Team Sky).

Zaskoczeni? Ja jestem, ale jednocześnie nie jestem. W telewizji wydaje się to łatwe, szczególnie, jak ktoś jest w formie. Nie było łatwo

– uśmiechnął się na mecie.

Wiedziałem, że sobie dobrze poradzę i że będzie forma. Po Tour de France bardzo chciałem wypocząć i dużo kręciłem po płaskich drogach przy wybrzeżu Murcji. Musiałem być skupiony, ale spokojny, aby nadszedł szczyt formy i liczę, że przez najbliższe trzy tygodnie zrobię krok do przodu. Wygląda na to, że to, co robiłem w sierpniu było właściwe

– tłumaczył.

W tym sezonie Valverde już 12. razy odnosił indywidualne zwycięstwo – triumfował na etapach Volta a la Comunitat Valenciana, Volta a Catalunya, Route d’Occitanie i Abu Dhabi Tour, za każdym razem triumfując również w klasyfikacjach generalnych wyścigu. Choć sezon klasyków nie poszedł mu tak dobrze jak w ostatnich latach, gdyż zabrakło zwycięstw w La Fleche Wallonne i Liège – Bastogne – Liège, Hiszpan teraz udowadnia, że jego gwiazda wcale nie zbladła.

Po mało udanym dla Movistaru Tour de France, start we Vuelcie ma być swego rodzaju rewanżem. Liderem ekipy w teorii jest Nairo Quintana, ale Valverde od szefostwa zespołu otrzymał dziką kartę i sporą swobodę.

Na ostatniej rundzie musieliśmy jechać na czele ławą, bo były niebezpieczne miejsca, gdzie trzeba było uważać, aby nie stracić. Temperatura powietrza bardzo utrudniała sytuację niektórym zawodnikom i byłem zaskoczony, że aż tylu zostaje. Fakt, iż wielu rywali również było z tyłu zmotywował mnie, aby walczyć

– podkreślił.

Finisz z kolei był mistrzowskim popisem kolarza Movistar Team. W końcówce Valverde wyczekał na Laurensa De Plusa (Quick-Step Floors), a następnie przyspieszył, biorąc ze sobą tylko Michała Kwiatkowskiego (Team Sky). Dwaj zawodnicy szachowali się na ostatnich metrach, a ostatecznie z rywalizacji lepiej wyszedł Hiszpan. Relacjonując etap zwycięzca Vuelta a Espana z 2009 roku wyraźnie dał do zrozumienia, że sukces zawdzięcza przede wszystkim doświadczeniu i świetnej taktyce, którą przybrał na ostatnim podjeździe.

Wiedziałem, że głównym rywalem będzie “Kwiato”, ale nie mogłem ruszyć, bo przed nami był De Plus. Czekałem na ostatnie kilkaset metrów i chciałem wykonać jeden ruch, przed ostatnim wirażami. Myślę, że mi się udało. Kwiatkowski był za mną i widać było, że atak kosztował go wiele sił. Przepuściłem go, bo wiedziałem, że będę mógł znów wyprzedzić go na ostatniej ściance. Na ostatniej prostej przyspieszyłem i ostatecznie się udało

– opowiadał.