Danielo - odzież kolarska

Francuskie opowiastki #16

W dalekiej RPA świętuje się dzisiaj tzw. Mandela Day. Zmarły dwa lata temu Nelson Mandela swoje urodziny obchodził właśnie 18 lipca.

Z tej okazji cała drużyna MTN-Qhubeka do etapu Tour de France do Mende przystąpiła w pomarańczowych kaskach. Pomarańcz to kolor fundacji Qhubeka noszącej pomoc afrykańskim dzieciom kupując im m.in. rowery. Dyrektorzy sportowi i cała obsługa ekipy nosi za czarno-żółte bransoletki. A że Stephen Cummings wygrał dzisiaj na podjeździe Laurenta Jalaberta odnosząc pierwszy triumf etapowy dla zespołu z Afryki w grand tourach – czego chcieć więcej?

Więcej chciał Eduardo Sepulveda (Bretagne Séché). Argentyńczyk na dzisiejszym etapie miał defekt (zerwał mu się łańcuch), jego drużynowy samochód go minął nie zauważając, że zawodnik ma problem. Zatrzymał się za to wóz Ag2r, który podwiózł Sepulvedę 300 metrów do swoich, by ten mógł wziąć zapasowy rowery. Komisarze byli jednak spostrzegawczy. Zdyskwalifikowali Sepulvedę, który już nie jedzie w wyścigu.

Tragedia na zjeździe z Portet d’Aspet rozegrała się 18 lipca 1995 roku. Fabio Casartelli kręcił w małej grupie na dużej prędkości, momentalnie upada i uderza głową w kamień drogowy. Na głowie nie ma kasku, ponieważ 19 lat temu nie istniał obowiązek jeżdżenia z takim „ochraniaczem”. Młody Włoch umiera na miejscu, wszelka pomoc przychodzi za późno. Na kresce ze zwycięstwa raduje się Richard Virenque, ale nie wie, co się stało z mistrzem olimpijskim z Barcelony (1992). Organizatorzy nikogo nie informują, ceremonia przebiega według planu.

Następny etap zostaje zneutralizowany, zespół śp. Casratelliego wspólnie melduje się na mecie. Ku pamięci Casartelliego na zachodnim zboczu Col du Portet d’Aspet postawiono pomnik.

W 1983 roku jadąc w maillot jaune Pascal Simon wycofuje się z Grand boucle. Od kilku dni narzeka na bóle w łopatce, która okazuje się być złamana. Czternaście lat później w czasówce wokół St. Etienne Jan Ullrich dogania swojego największego rywala Virenque’a, który traci kolejne trzy minuty. Mimo tego Francuz zalicza ITT życia. W 1998 roku z wyścigiem musi się pożegnać zespół Festiny. Wiemy, dlaczego.

Ullrich, Virenque oraz Lance Armstrong są bohaterami 18 lipca 2000 roku. Wtedy w drodze do Morzine „Boss” traci siły. Na Joux-Plane „Ulle” ucieka, na szczycie musi jednak zmienić rower, ponieważ na starym klocki hamulcowe nie dawały już rady. Do mety ratuje przewagę nad Teksańczykiem – 1.30 min., jednak po triumf sięga… Virenque. Zwycięstwo zawdzięcza on Roberto Herasowi, który w końcówce notuje upadek.

Dwa temu pierwszy raz w historii jednego dnia peleton musiał dwukrotnie się wspinać na Alpe d’Huez. Chris Froome przeżywa swoje gorsze minuty, jest głodny, ale dyrektorzy nie są w stanie podać mu z samochodu prowiantu, ponieważ jaguar ma problemy z elektroniką. Zastrajkowała lodówka w bagażniku. Froome w końcu zjada batonik energetyczny, który z samochodu przywozi mu Richie Porte. Dzieje się to niestety w strefie, w której już nic nie można było z auta pobierać. Jury decyduje się na nałożenie kary – finansowej.

Z kolei w 1994 roku po godzinie spokojnej jazdy do przodu wyskakuje Eros Poli. Przed nim 171 km z podjazdem na Ventoux. Poli jedzie na maksa, by u stóp szczytu dysponować 25 minutami nad resztą. Na każdym kilometrze podjazdu traci minutę. Taktyka wypala.