Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2022. 20 lat do marzenia: Simon Clarke siłą doświadczenia

Simon Clarke przeszczęśliwy na mecie Tour de France

Simon Clarke musiał wznieść się na wyżyny kolarskiego kunsztu i sięgnąć najgłębszych rezerw energii, aby wygrać etap Tour de France w Arenbergu. Australijczyk 20 lat temu obrał kurs na zawodowe kolarstwo i jak każdy marzył o wygraniu etapu największego wyścigu świata. Po latach prób, w jesieni kariery, dopiął swego.

Clarke po całodniowej ucieczce na odcinku upstrzonym sektorami bruku pokonał na finiszu Taco van der Hoorna, Edvalda Boassona Hagena i Neilsona Powlessa. Dla kolarza, który nie specjalizuje się w ściganiu na brukach, to największy sukces kariery, a dla jego zespołu, Israel-Premer Tech, druga wiktoria na poziomie WorldTour w tym sezonie.

Simon Clarke zawodowo ściga się od 2009 roku, w Europie zaaklimatyzował się dobrze i przez lata stanowił ostoję zespołów Orica-GreenEdge i Cannondale/EF Education First-Drapac. Dla obu wygrał etapy Vuelta a Espana (2012 i 2018), w 2019 roku błysnął drugim miejscem w Amstel Gold Race, a w ostatnich sezonach pełnił rolę doświadczonego kapitana, nie harcownika zabierającego się w każdą ucieczkę.

Do Tour de France podchodził poprzednio sześć razy, ale nigdy nie udało mu się wygrać indywidualnie. Po 20 latach zjadania kurzu na szosach Starego Kontynentu, prawie 36-letni Australijczyk zrealizował marzenie młodości.

Przyjechałem do Europy w wieku 16 lat. Drugiego dnia przerwy tego Touru skończę 36 lat. 20 lat w Europie. Dziś marzenie się spełniło

– powiedział na mecie.

Clarke w tym sezonie reprezentuje ekipę Israel-Premier Tech, aczkolwiek angaż przyszedł w ostatniej chwili. Sezon 2021 nie poszedł mu źle – w dziesiątce zmieścił się w Strade Bianche, Primus Classic i Drome Classic – ale upadek zespołu Qhubeka wieścił koniec kariery.

Zimę spędziłem bez zespołu i dopiero potem ekipa Israel-Premier Tech zadzwoniła i dała mi szansę. Takie przeżycia uświadamiają, że trzeba łapać każdą okazję, jaka się nadarzy. W tym roku w każdym wyścigu ruszałem do boju, próbowałem wykorzystać okazje

– przyznał.

W ostatnich dniach pomagałem ekipie, ale oszczędzałem siły. Zak Dempster [dyrektor sportowy] powiedział mi dziś rano “Clarky, dziś jest dzień dla ucieczki. Ty jesteś pierwszy w kolejce”. Sukcesy na Giro i na Vuelcie odnosiłem na pierwszych etapach, więc, kiedy mi to powiedział, pomyślałem, że to może faktycznie mój dzień

– dodał.

Clarke w wyścigach na brukach nie ma w zasadzie doświadczenia: jego program zwykle obejmował pagórkowate wyścigi we Włoszech i Francji oraz ardeńskie klasyki. Australijczyk radził sobie jednak na Strade Bianche, a lata doświadczenia w peletonie pozwoliły mu na umiejętne rozegranie walki o zwycięstwo.

Do odniesienia triumfu w Arenbergu potrzebował jednak całego kolarskiego kunsztu, którego nabył przez dwie dekady.

Kiedy Powless zaatakował, trzeba było siedzieć i modlić się, żeby inni spanikowali wcześniej. Próbowałem zostawić Edvaldowi trochę miejsca, żeby spróbował ruszyć. Połknął tę przynętę, ale wtedy ja musiałem naprawdę mocno pogonić

– relacjonował.

Taco nas objechał, wtedy zobaczyłem tablicę 350 metrów do mety. To wciąż daleko, a my lecieliśmy na pełen gaz całe ostatnie 800 metrów. Schowałem się za nim i jechałem ze wszystkich sił

– wspominał.

Nie wierzę, że wyrwałem to na kresce. Taco miał przewagę na ostatnich 50 metrach, mnie kurcze łapały w obu nogach. Zdobyłem się na najdłuższy wyrzut roweru, jaki mogłem. Modliłem się, żeby wystarczyło. Muszę zobaczyć powtórkę!