Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2021. Thierry Gouvenou: “trudniej jest znaleźć dobre miejsca na mety”

Po kraksach na pierwszych etapach Tour de France za obronę stworzonej trasy wziął się jej projektant, były zawodnik, Thierry Gouvenou. 

Pierwsze etapy 104. Wyścigu Dookoła Francji początkowo miały dzielić stawkę na pagórkowatych finiszach, a dla faworytów pierwszym kluczowym starciem miała być czasówka piątego dnia. Tymczasem w przeddzień tego etapu różnice w klasyfikacji generalnej są wyraźne, z wyścigu odpadło już ośmiu zawodników, a wielu innych dochodzi do siebie po upadkach. To właśnie o kraksach mówi się najwięcej po pierwszych czterech dniach “Wielkiej Pętli”.

Liczba niespodziewanych upadków na trasie rozpoczęła mocną dyskusję na temat trasy Tour de France i jej zabezpieczenia. Krytyka spadła na organizatora wyścigu, Amaury Sport Organisation, ale i na Międzynarodową Unię Kolarską (UCI), pytania pojawiły się również w kwestii zabezpieczenia trasy, po kraksie spowodowanej niebezpiecznym zbliżeniem się do stawki jednej z osób śledzących wyścig. 

Gouvenou, jako dyrektor wyścigu i kierownik ds. bezpieczeństwa, za trasę “Wielkiej Pętli” odpowiedzialny jest od 2014 roku. Na jego głowie pozostaje przebieg etapów – w tym wybór dróg oraz umiejscowienie mety – nad przygotowaniem których pracuje z kilkuosobową ekipą. Projekty te podlegają dyrektorowi kolarstwa w spółce ASO, Christianowi Prudhomme’owi, który przygotowuje ogólny zarys trasy.

Łatwo jest powiedzieć, że jest niebezpiecznie, lecz trzeba sobie uświadomić, że coraz trudniej jest znaleźć dobre miejsca na mety. Nie ma już żadnego miasta średniego rozmiaru bez wysepek, rond czy zwężeń. Dziesięć lat temu na trasie Tour de France było 1 100 niebezpiecznych punktów, w tym roku jest ich 2 300

– wyjaśnił w rozmowie z “L’Equipe”.

Organizatorzy Tour de France, w przeciwieństwie do odpowiedzialnych za przygotowanie Giro d’Italia i Vuelta a Espana, częściej stawiają na etapy ze startu wspólnego na początku wyścigu. Od 2010 roku włoski wyścig tylko dwukrotnie rozpoczął się etapem ze startu wspólnego, zaś podczas rywalizacji w Hiszpanii takie rozwiązanie zastosowano tylko w ubiegłym roku i to w drodze wyjątku, po odwołaniu etapów w Holandii z powodu pandemii koronawirusa.

W tym czasie Tour de France siedmiokrotnie postawił na etapy ze startu wspólnego na otwarcie, choć w większości przypadków jeden z kolejnych etapów miał na celu mocniejsze podzielenie stawki. Kosztem takiego otwarcia jest zwykle jednak większa nerwowość w peletonie. Przy minimalnych różnicach czasowych i sporej liczbie nagród do zdobycia, kolarzom bardziej zależy na utrzymaniu czołowych lokat. 

Dyskutując z “Ouest France”, 52-letni Gouvenou podkreślił, że jego zdaniem trudno jest stworzyć optymalną trasę na pierwszy tydzień Tour de France. Nerwowość w peletonie na początku zmagań określił jako normalną rzecz, z którą zawodnicy muszą się liczyć.

W jego ocenie, problemy mają amplifikować inne czynniki, począwszy od konieczności chronienia wielu liderów przez pomocników i chęć jazdy na czele. 

Teraz problemem jest to, że teraz zbyt dużo ekip chce jechać na czele, gdzie nie ma miejsca dla wszystkich. Dziś lider potrzebuje sześciu czy siedmiu pomocników, a ponieważ wszyscy liderzy chcą jechać z przodu, tworzą się zatory i przez to są kraksy. W pierwszym tygodniu każdy myśli o byciu lepszym od innych i każdy myśli, że może wygrać. Rośnie napięcie i oto efekty. Kiedy chęci wyprzedzają świadomość, wszystko się komplikuje

– uznał Francuz. 

Część ekspertów, kibiców i kolarzy skrytykowała przede wszystkim dojazd na metę trzeciego etapu, prowadzącego do Pontivy. Sam dojazd składał się najpierw z wąskiej drogi prowadzącej w dół, na której upadli się m.in. Arnaud Demare (Groupama–FDJ) i Jack Haig (Bahrain Victorious), a ostatnie trzy kilometry, już na ulicach miasteczka, otworzyły z kolei najpierw cztery zakręty i łuk. W końcówce, prowadzącej delikatnie z górki, na metę wprowadzał sprinterów kolejny, długi łuk. Tu kontrolę nad rowerem stracił Caleb Ewan (Lotto Soudal) i podciął Petera Sagana (Bora-hansgrohe), łamiąc w kraksie obojczyk. Rany Słowaka z kolei to krwiak i przecięcie na biodrze. 

Gouvenou wyjaśnił, że w ramach Grand Depart w Bretanii trzeci etap miał zakończyć się w jednym z miast departamentu Morbihan, a organizatorzy ostatecznie zdecydowali się wyznaczyć metę właśnie w Pontivy. Choć niektóre sugestie łączyły wybór z faktem, iż jest to miasto pochodzenia prezydenta UCI, Davida Lappartienta, projektant trasy zdradził, że wybór padł ze względu na warunki rozegrania finiszu. 

Pontivy znajduje się w małej dolince. Trzeba tam zjechać, a ja nie znalazłem lepszych tras. Zawsze szukamy coraz to szerszych dróg, lecz trzeba też sobie uświadomić, że jest dużo więcej elementów infrastruktury drogowej. Trudno było też znaleźć inny finisz. Mety trzeciego etapu szukałem w Lorient, Hennebont, Plouay i Lanester, lecz nic nie znalazłem. Wszyscy wiedzieli, że ten zjazd, przejazd przez te okolice, był dość trudny. Sędziowie machali tam jednak żółtymi flagami, było to oznakowane, a kolarze byli o tym poinformowani

– tłumaczył. 

Peleton przed startem trzeciego etapu miał poprosić sędziów i organizatorów o zaliczenie czasów do klasyfikacji generalnej na wjeździe do miasteczka. ASO miało się zgodzić, komisja sędziowska już nie.

Ostatni zakręt, 150 metrów przed metą, nie był moim zdaniem problematyczny. Droga była szeroka, a kolarze mieli ostrzeżenia w książce wyścigu. Kraksa Ewana nie ma nic wspólnego z zakrętem, on nie wywinął orła przez barierki. Musiałem umieścić tę metę tam, a nie wcześniej, ponieważ strefa techniczna [zamknięty padok, gdzie po etapie odbywają się dekoracje, wywiady i kontrole antydopingowe – przyp. red.] musiała być tuż obok, a nie było dla niej miejsca wcześniej. O tych detalach też trzeba pamiętać

– dodał Francuz.