Emanuel Buchmann czuje się lepiej. Kolarz Bora-hansgrohe dwa pierwsze górskie etapy Tour de France przejechał bez problemów, a wietrzny etap przed Pirenejami skończył w czołówce.
Czwarty zawodnik ubiegłorocznej “Wielkiej Pętli” dwa tygodnie przed startem wyścigu rozpoczął wyścig o dojście do siebie po kraksie. Upadek na 4. etapie Criterium du Dauphine skończył się obiciami i licznymi siniakami, a powrót na rower 27-latkowi zajął kilka dni. Strata sesji treningowych na tym etapie przygotowań była obok urazów najpoważniejszym problemem Niemca.
Buchmann kłopotów uniknął na mokrych szosach w Nicei i przez kolejne dni nie zwracał na siebie uwagi. Tylko 9 sekund za grupą faworytów dojechał czwartego dnia do stacji narciarskiej Orcières-Merlette, problemów nie miał za to na górskim etapie z metą na Mount Aigoual.
Żaden z tych odcinków nie wprowadził większych podziałów w gronie faworytów, co liderowi Bora-hansgrohe pozwoliło na spokojniejsze wejście w wyścig.
Muszę przyznać, że jestem zadowolony z tego, jak sobie poradziłem. Czułem się dobrze. Grupa nie jechała tak szybko jak mogłaby, ale to był niezły sprawdzian. Max [Schachmann] jechał ze mną, dobrze było mieć kogoś przy boku na ostatnim podjeździe. Mieśmy do wyboru: jechać kontrolowanym tempem albo docisnąć gaz do deski i gonić. Wybraliśmy kontrolowane tempo. Ja czuję się dobrze: każdy etap, na którym nie tracę czasu i jadę dalej, jest dobrym dniem. Mam nadzieję, że będę jeszcze mocniejszy w kolejnych dniach. Jestem optymistą. Do Paryża daleko, nie robię długofalowych planów
– powiedział po szóstym odcinki.
Jeśli będę w formie, będę czekał z niecierpliwością na wymagające, górskie etapy. Do tych jeszcze kawałek.
Niemiec czuł się wyraźnie lepiej, gdyż siódmego dnia nie odpoczywał. Wraz z kolegami z ekipy Bora-hansgrohe dyktował mocne tempo od samego początku etapu, doprowadzając do rozbicia peletonu i odzyskania przez Petera Sagana prowadzenia w klasyfikacji punktowej. Na metę dojechał w pierwszej grupce, przeskakując w klasyfikacji generalnej kilku zawodników, którzy nie poradzili sobie na wiatrach.
Tak, dziś namęczyliśmy się w tej akcji, ale nie sądzę, że będzie to problem w kontekście Pirenejów. Dziś każdy się zmęczył, nawet jeśli tylko jechał z tyłu. Ja jestem gotowy na kolejne etapy, mogę jechać jeden trudny etap po drugim
– zapewnił.
Buchmann wydobrzał w sam raz na pierwsze, w teorii poważniejsze, górskie rozdanie. Weekend w Pirenejach to dwa górskie odcinki naznaczone poważniejszymi podjazdami niż te pokonywane dotychczas, aczkolwiek meta obu usytuowana jest po zjazdach z przełęczy.
Do ósmego etapu Niemiec przystąpił jako 12. kolarz klasyfikacji generalnej. Do prowadzącego Adama Yatesa (Mitchelton-Scott) ma 22 sekundy straty.