Pięć lat temu Chris Froome już wygrał etap z metą na Pena Cabarga. Brytyjczyk zajął wówczas w generalce Vuelta a Espana drugie miejsce.
Na takiej samej lokacie lider drużyny Sky plasuje się po jedenastym odcinku tegorocznej edycji wyścigu. Do Nairo Quintany (Movistar) traci 54 sekundy.
Pamiętałem ten podjazd z 2011 roku, mam fajne wspomnienia. Tym bardziej, że było to moje pierwsze zwycięstwo jako zawodowiec
– powiedział Froome, który w lipcu przesądził na swoją korzyść Tour de France.
Znajomość podjazdu bardzo mi pomogła. 100 metrów przed metą, zakręt w lewo, nie widzi się mety. Wiedziałem jednak, że to właściwy moment na przyspieszenie. Dzisiejsza wspinaczka różniła się od tej z 2011 roku. Jechałem razem z Quintaną, trzeba było uważać
– dodał 31-latek.
Froome przyznał, że nie przygotowywał się specjalnie do startu we Vuelcie.
Mam za sobą Tour, Igrzyska Olimpijskie w Rio z brązem na czas, ogólnie ciężki sezon. Moim celem na Vuelcie jest być lepszym w drugiej części rywalizacji. Quintana jest naprawdę mocny. To on jedzie w czerwonej koszulce, będę próbował się do niego zbliżyć
– mówił „Biały Kenijczyk”.
Quintana spodziewał się porażki.
Bo Froome jest ode mnie szybszy. Od dzisiaj wiem jednak definitywnie, że Froome będzie moim najpoważniejszym rywalem w walce o zwycięstwo końcowe. Doskonale wiemy, że Chris jest kapitalny na czas, dlatego powinniśmy się skoncentrować na trudnych etapach, Aubisque czy Formigal. Wtedy musimy odpalić fajerwerki. W sobotę na podobnym podjeździe zyskałem nad Chrisem trochę czasu, dzisiaj on wygrał. Ciężko jest się przyzwyczaić do jego zmiennego stylu i rozwiązań taktycznych
-oświadczył Kolumbijczyk.