Sto dni przed rozpoczęciem Tour de France i w świetle kolejnego krwawego zamachu terrorystycznego w centrum Europy wraca pytanie o bezpieczeństwo wyścigów kolarskich.
Jak dotąd podczas imprez z udziałem kolarzy nie doszło do najgorszego, choć należy przypomnieć, że w zeszłym roku z powodu sygnału o przygotowywanie ataku odwołany został Rund um den Finanzplatz we Frankfurcie. Wśród wydarzeń masowych, kolarstwo wydaje się sportem wyjątkowo bezbronnym na działania terrorystów, a przecież uderzenie w śledzony przez cały świat Tour de France może stanowić wielką dla nich pokusę.
Nie chcę siać paniki, ale Touru praktycznie nie można zabezpieczyć
– mówi w “Velonews” ekspert ds. bezpieczeństwa David Murakami Wood z Queens University w Ontario.
To wydarzenie, które przemieszcza się po całym kraju, po drogach publicznych. Nie ma mowy o utworzeniu “chronionej wyspy”. Po ataku w Paryżu wiemy, że zagrożenie może pochodzić z wewnątrz Francji, przez ludzi zainspirowanych ideologią ISIS. Trudno przewidzieć, gdzie ci ludzie zaatakują i co wymyślą. Nie mamy na to żadnego wzoru
– nie pozostawia złudzeń Murakami Wood.
Poza strefami na starcie i mecie kontrolowanymi przez ochronę organizatora, trasę wyścigu zabezpiecza policja oraz służby wywiadowcze. ASO niechętnie mówi o tych sprawach.
Rolą organizatora jest przestrzeganie wszystkich zaleceń ze strony rządu. Żandarmi i policja to nasi najlepsi sojusznicy. Oczywiście, z oczywistych względów nie możemy zdradzić szczegółów naszej współpracy
– mówi dyrektor Touru Christian Prudhomme.
Z każdym rokiem można zauważyć coraz liczniejszą obecność służb mundurowych w Tourze, ale organizatorzy mogą stanąć przed dylematem jechać dalej z wyścigiem czy go odwołać. Taka decyzja byłaby jednak ostatecznością.
Musimy żyć tak jak zawsze. To nasza najlepsza odpowiedź, jaką mamy dla terrorystów
– dodaje Prudhomme.