Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2020. Adam Yates po cichu w pierwszej piątce

Miał walczyć o etapowe zwycięstwa, jedzie po miejsce w pierwszej piątce wyścigu. Adam Yates po raz drugi w karierze kręci się w czołówce Tour de France.

Adam Yates za sobą ma nietypowy Tour de France. Brytyjczyk planował walkę o etapowe zwycięstwa, ale już piątego dnia został liderem wyścigu i koszulkę utrzymywał przez kilka dni, do zakończenia zmagań w Pirenejach. Od tego czasu, nieco niezauważenie, nie tylko utrzymywał miejsce w pierwszej dziesiątce, ale na ostatnich górskich etapach awansował i myśli o walce o lokatę w pierwszej piątce wyścigu.

Lider ekipy Mitchelton-Scott koszulkę lidera otrzymał na 5. etapie, po tym, jak sędziowie w ramach kary doliczyli 20 sekund do czasu ówczesnego lidera, Juliana Alaphilippe’a. Cztery dni na pozycji lidera rozliczyły wyścig z perspektywy zespołu, ale Yates podkreślał, że jego celem jest wygranie etapu.

Brytyjczyk wiedział, że na fotelu lidera nie utrzyma się za długo.

Tempo było dla mnie trochę za wysokie. Robiłem co mogłem, ale niektórzy są w lepszej formie niż ja, więc tak wyszło. Noszenie maillot jaune to wielki zaszczyt, to było dobre doświadczenie

– mówił spokojnie w Laruns.

28-latek po stratach w Pirenejach zajmował 8. miejsce, ale nie notował potężnych strat do najlepszych, jak często pierwsi liderzy wyścigu. Przeciwnie, szczęścia w akcjach ofensywnych próbował, ale te nie zostały odpuszczone.

Nogi są OK, nic wielkiego. Ale czuję, że z dnia na dzień czuję się coraz lepiej, czuję się sobą. Po paru etapach i dniu odpoczynku powinienem być w stanie dalej próbować

– mówił po 13. etapie.

Tego samego dnia jego akcja spaliła wprawdzie na panewce, ale lider Mitchelton-Scott awansował na siódme miejsce. Świetny występ na Col du Grand Colombier pozwolił mu natomiast na przesunięcie się na 5. lokatę i włączenie się do walki o podium wyścigu.

Czy to było jego planem od samego początku? Trudno powiedzieć. Yates, 4. kolarz Touru z 2016 roku, uparcie obstawał przy planie walki o etapowe zwycięstwo. Wobec słoweńsko-kolumbijskiej dominacji walki o podium, w trzeci tydzień wjechał bez presji i większych oczekiwań co do swojej osoby.

Kolarz z miejscowości Bury na wieńczącej 17. etap Col de la Loze zameldował się jako ósmy i utrzymał 5. pozycję w klasyfikacji generalnej. Tym samym znajduje się teraz w interesującej pozycji: różnice między nim a czwartym Richie Portem (Trek-Segafredo) oraz dwoma kolejnymi zawodnikami: Rigoberto Uranem (EF Pro Cycling) i Mikelem Landą (Bahrain McLaren), zamykają się w 22 sekundach. Cała czwórka ma jeden górski etap oraz górską czasówkę by wyjaśnić kwestię czwartego miejsca lub spróbować zaatakować odległe o ponad półtorej minuty miejsce na podium.

Yates po alpejskiej wspinaczce na wysokość 2300 metrów nad poziomem morza był umiarkowanie zadowolony.

To podjazd, który zabrał nas na sporą wysokość. Trzymałem się najlepszych tak długo jak potrafiłem, z tego jestem zadowolony. Wszyscy zwolnili, kiedy zaczęła się ta ostatnia, 7-kilometrowa sekcja. Nikt nie wiedział, czego się spodziewać. Potem UAE-Team Emirates zaczęło nadawać tempo i się zaczęło: każdy był zdany tylko na siebie

– wspominał.

Brytyjczyk na alpejskiej stromiźnie stracił 19 sekund do Porte’a, 8 sekund do Enrica Masa (Movistar Team) i na metę przyjechał z Landą. Duet nadrobił za to 39 sekund nad słabnącym Uranem.

W kontekście czasówki, Yates potrzebował będzie zapasu nad Portem oraz Uranem, którzy z grupki walczącej o czwarte miejsce w takich próbach radzą sobie najlepiej. Do tego wykorzystać będzie musiał 18. etap, na którym wyznaczono sześć podjazdów.

Na jutrzejszym etapie też pokonamy spore przewyższenie, potem czasówka. Mam nadzieję, że jutro nogi dopiszą, będę próbował

– mówił w Meribel.