Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2020. Lopez: “dwa ostatnie kilometry były najdłuższymi w moim życiu”

Miguel Angel Lopez na Col de la Loze przebojem wdarł się do czołówki wyścigu Tour de France. 26-latek w debiucie w “Wielkiej Pętli” jedzie po podium klasyfikacji końcowej, ale miejsca za prowadzącymi wyścig Słoweńcami nie ma ani zapewnionego ani zagrzanego.

Miguel Angel Lopez nosi przydomek “Superman”, choć z postury nie przypomina bohatera kreskówek. Niskiego i chudego Kolumbijczyka charakteryzuje jednak dość muskularna górna część ciała, a kontrast ten na rowerze często potęguje wypisaną na twarzy zawziętość i skupienie.

Zawziętość i niezwykłe skupienie epatowały z Lopeza na 17. etapie Tour de France, gdy ten ruszył do ataku 2800 metrów przed metą. Na wysokości ponad 2000 metrów nad poziomem morza, lider Astany po zwycięstwo leciał jak na skrzydłach, w swoim pierwszym starcie w “Wielkiej Pętli” sięgając po etapowe zwycięstwo na królewskim odcinku zmagań. Na cztery dni przed końcem wyścigu 26-latek jest trzeci w klasyfikacji generalnej.

Jestem bardzo szczęśliwy. Przeżywam tak wiele emocji ze względu na to, że nie było łatwo dostać się tu, gdzie dziś jestem. Ciężko pracowałem w domu, z moją rodziną, moją żoną, moim synkiem. To im dedykuję to zwycięstwo

– mówił na mecie wyraźnie wzruszony lider Astany.

Lopez Tour zaczął pechowo: po głupim manewrze ataku na mokrym zjeździe, 1. etap skończył, bez większych obrażeń, po zderzeniu ze znakiem drogowym. Do pierwszej dziesiątki wskoczył czwartego dnia, po pierwszym górskim odcinku, ale w Pirenejach i w Masywie Centralnym pałętał się bliżej jej końca niż początku.

Kolumbijczyk odżył na 15. etapie: dobrze jechał na Puy Mary, a straty Romaina Bardeta i Guilluame’a Martina wywindowały go na 6. lokatę. Przed dniem przerwy jako czwarty zdobył Col du Grand Colombier i w klasyfikacji generalnej wskoczył na 4. miejsce, zaledwie 1:45 za prowadzącym Primozem Roglicem (Jumbo-Visma).

Zdobyte dziś na Col de la Loze 15 sekund przewagi nad liderem wyścigu oraz bonifikata czasowa pomogły mu wedrzeć się na trzecie miejsce w klasyfikacji.

Jesteśmy pewni swego. Jechałem na swoim terenie, na wysokości 2000 metrów czuję się jak w domu. Wykorzystałem swoją szansę, gdy ta się nadarzyła. Takie długie podjazdy mi odpowiadają, podobne mamy w Kolumbii. Na ostatnim podjeździe czułem się całkiem dobrze, nogi pracowały świetnie. Omar Fraile pomógł mi dziś fantastycznie. Znałem podjazd i wiedziałem, gdzie zaatakować, gdyż dokonaliśmy jego rekonesansu w sierpniu. Te dwa ostatnie kilometry były najdłuższymi w moim życiu, ale parłem do przodu do samego końca. To był bardzo trudny finał

– relacjonował na mecie.

Lopez do Roglica traci 1:26, ale do drugiego Tadeja Pogacara tylko 29 sekund. Za jego plecami różnice są większe: czwarty Richie Porte traci do Kolumbijczyka 1:39, piąty Adam Yates 1:48, szósty Rigoberto Uran 1:58, a siódmy Mikel Landa 2:01.

Kolumbijczyk jedzie zatem o podium wyścigu, choć górska czasówka na 20. etapie niekoniecznie grała będzie na jego korzyść. Lider kazachskiej ekipy potrzebował będzie jak największej przewagi nad rywalami jeśli myśli o powtórzeniu sukcesu z 2018 roku, gdy stawał na podiach Giro d’Italia i Vuelta a Espana.

Będę walczył do samego Paryża. Każdy z nadchodzących trzech dni może być decydujący, musimy zachować skupienie

– zapowiedział.