Danielo - odzież kolarska

Sepp Kuss. Talent, pomocnik i aspirujący lider

Sepp Kuss (Jumbo-Visma) jedzie już trzeci rok na poziomie UCI WorldTour, a teraz debiutuje w Tour de France. Amerykanin opowiada nam o swoich dotychczasowych doświadczeniach, wrażeniach znad Sekwany i planach na dalszy rozwój.

Seppa Kussa ostatnio najczęściej widać jako maszynistę żółtego pociągu ciągnącego Primoza Roglica po wysokich górach. 26-letni góral póki co oddaje na wyścigach wszystko dla innych, choć można czasami zobaczyć go walczącego na własne konto. Ewidentnie nie zatrzymuje się w rozwoju i sprawnie wykorzystuje nabyte już doświadczenie.

Zawodnik ze stanu Kolorado to kolejny Amerykanin, który ostatnimi laty wykonał skok na WorldTour, a jego droga jest częściowo zbliżona do tych, po których przeszli również inni. Przede wszystkim ma sport w genach, a kolarstwo jest tylko jedną z dyscyplin, z którymi miał do czynienia. Jako syn trenera kadry olimpijskiej w biegach narciarskich nie mógł ominąć w dzieciństwie nart, następnie wskoczył na rower górski w ramach ekipy dla młodzików w rodzinnym mieście Durango, odnosząc sukcesy w zawodach uniwersyteckich na krajowym poziomie. Uniwersyteckich, gdyż ma on na koncie dyplom z marketingu, uzyskany na Uniwersytet Kolorado w Boulder w 2017 roku.

Pięć lat temu Amerykanin zaczął próbować swoich sił na szosie i szybko odnalazł się w tym świecie, niemal natychmiast łapiąc się w struktury kontynentalnej ekipy Rally Cycling. W pierwszym roku w palmarès zapisał sukces etapowy na Tour de Beauce, w następnym roku ukończył w czołowej dziesiątce Tour of Utah, Colorado Classic i Tour of Alberta. Nagle na stole znalazła się umowa z LottoNL-Jumbo i możliwość awansu do WorldTouru.

W najwyższej kolarskiej dywizji Kuss jeździ już trzy lata, głównie jako pomocnik w górskim terenie. Ma już na koncie starty we wszystkich Wielkich Tourach, lecz najbardziej zaimponował w tym roku na drugim odcinku Criterium du Dauphiné, gdzie neutralizował ataki Egana Bernala, a następnie pomógł Primozowi Roglicowi wystrzelić jak z armaty po etapowe zwycięstwo.

fot. A.S.O./ Alex Broadway

26-latek dostał jednak czasami swoje własne szanse, z których zdołał skorzystać – w 2018 roku jego łupem padł cały Tour of Utah, w ubiegłym sezonie sięgnął po etap na Vuelta a Espana, a z tegorocznego Dauphiné również wyjechał z sukcesem na odcinku. 

Co jednak dalej? Niektórzy widzą Amerykanina w innych barwach, w innej roli – inni uznają go za mocną maszynę napędową, która przyda się w każdej sytuacji. Jak swoją przyszłość widzi jednak sam Kuss? Co myśli o swoich dotychczasowych startach? Jak czuje się w ekipie i jak widzi w niej swoją przyszłość?

O tym wszystkim porozmawialiśmy z kolarzem Jumbo–Visma podczas pierwszego dnia przerwy “Wielkiej Pętli”.

***

Jedziesz pierwszy Tour de France. Z twojego punktu widzenia, czym różniły się przygotowania do roli pomocnika w porównaniu do pozostałych Wielkich Tourów?

Przede wszystkim chodziło o przygotowanie mentalne. Weszliśmy w wyścig jako wielcy faworyci z bardzo mocną ekipą. Musieliśmy się przygotować do walki przez trzy tygodnie, na wszystkie wzloty i upadki z tym związane. A także na to, że oczy wszystkich ekip będą zwrócone na nas i na odpowiedzialność z tym związaną. 

W Twojej ekipie panuje mocna rywalizacja o rolę lidera w wyścigach. Czy czujesz się wspierany tak samo dobrze jak liderzy na klasyfikacje generalne, choć obecnie przede wszystkim jesteś pomocnikiem?

Tak myślę. Jedną z wyjątkowych rzeczy w tej ekipie jest to, że o wszystkich dba się tak samo w kontekście treningu, żywienia i przygotowania. Chcemy zadbać o to, aby każdy był jak najlepiej przygotowany. Kiedy przyjeżdżamy na wyścig, mamy hierarchię na kogo jedziemy. Myślę, że ekipa wykonuje dobrą robotę w dopilnowaniu by każdy był gotowy, aby fizycznie pokazać się mógł z jak najlepszej strony. 

Czy ekipa pomaga Ci osiągnąć pełny potencjał, choć nie jesteś faworytem na klasyfikacje generalne?

Wydaje mi się, że tak. Mają naprawdę długoterminowego podejście. Dla kogoś takiego jak ja, bycie na Tourze, największym wyścigu roku, zdobyciu tylu doświadczeń… być może za kilka lat będę miał szansę, aby skorzystać z tego i wykorzystać własne szanse w innym wyścigu. To wszystko wizja na przyszłość, widać to po sposobie, w jaki [ekipa] inwestuje w kolarzy. 

Czy widzisz zatem Tour jako kamień milowy dla siebie, w kontekście celów na przyszłość? Jak wyglądają rozmowy o niej pomiędzy Tobą a ekipą?

To ważny wyścig i dla mnie to zaszczyt, że jestem w składzie na Tour, przede wszystkim w tym roku. Sam fakt, że ekipa pokłada we mnie zaufanie w kontekście roli kluczowego pomocnika, to dobry znak. Jasne, nie mówię, że od razu wrzucą mnie w rolę lidera. Krok po kroku. Dla mnie to dobra ekipa, która pozwala mi na rozwój w idealnym tempie, w różnych rolach, nie stawiając mnie od razu w sytuacji, w której jestem liderem. 

Teraz pracujesz z Primozem Roglicem – co, według Ciebie, jest najlepsze w tej współpracy? Jakim jest on liderem w ekipie?

Jest bardzo spokojny, ale jednocześnie, jeżeli wie, że może dać z siebie coś więcej, mówi nam o tym. To nas wszystkich motywuje, bo mamy konkretne wyobrażenie tego, na co pracujemy i wiemy, co możliwe. W ten sposób on jest bardzo motywujący.

Czy myślisz o tym, czy wyścig w ogóle dojedzie do Paryża, biorąc pod uwagę obecną pandemię?

Nie, nie myślę za bardzo o tym. Teraz lepiej jest skupić się na wyścigu i innych związanych z nim czynnikach. Jestem świadomy tego, że ścigamy się w czasie pandemii, ale miło jest, że ludzie mogą zobaczyć, że świat może iść dalej, cieszyć się sportem, pomimo wszystkiego, co się dzieje. 

Skoro przy tym jesteśmy – czy podczas długiej przerwy pracowałeś specjalnie nad jakimś aspektem przygotowań?

Nad niczym szczególnym. Przede wszystkim miałem długi okres czasu, aby po prostu cieszyć się jazdą na rowerze. Nigdy nie miałem problemów ze zmotywowaniem się, choć ściganie było jeszcze bardzo daleko, nawet mogło do niego nie dojść w tym roku. Mimo tego myślę, że wciąż zrobiłbym swoją robotę, trudne treningi. To było wręcz miłe, że miałem czas, aby odnaleźć siebie i cieszyć się jazdą. 

Mówiłeś, że masz mieszane uczucia o walce w Wielkich Tourach w przyszłości. Przejeżdżasz jednak kolejne kilometry w takich imprezach: czy zmieniłeś zdanie?

Jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. Z jednej strony, Wielkie Toury, długie wyścigi mi sprzyjają, ale… wciąż jestem trochę nierówny, mogę mieć bardzo dobre dni i mogę mieć gorsze dni. Dla mnie, z punktu widzenia motywacji, lepiej jest walczyć o zwycięstwa etapowe i takie rzeczy, niż o czołową piątkę czy dziesiątkę i przez to jechać konserwatywnie.

Realistycznie, jeżeli miałbym się liczyć, wyścig musiałby mieć mniej kilometrów jazdy na czas. Może powinien on być również mniej stresujący. Na przykład Vuelta odpowiadałaby mi bardziej na tym wczesnym etapie. 

Sepp Kuss
fot. Unipublic / Photogomez Sport

W ubiegłym roku odniosłeś wielki sukces właśnie na Vuelcie. Czy myślałeś, rozpoczynając wyścig, że dostaniesz szansę od ekipy na samodzielną walkę?

Nie przeszło mi to przez głowę. Tamtego dnia byłem akurat we właściwym miejscu we właściwym czasie. Byłem w ucieczce, aby kręcić przed innymi, gdybym musiał zostać do pomocy. Udało się pojechać do mety i byłem w stanie wykorzystać tę szansę. 

Mówisz, że Wielkie Toury odpowiadają Ci najbardziej, ale czy myślałeś o prowadzeniu ekipy na krótszych, tygodniowych wyścigach? Dwa lata temu, w Utah, skorzystałeś z takiej roli i wygrałeś.

Tak. Tygodniowe wyścigi, takie jak Volta a Catalunya, Itzulia Basque Country i inne z wieloma wspinaczkami byłyby dla mnie dobre. To tylko kwestia możliwości, aby tam pojechać i dać z siebie wszystko.

Podchodząc do wyścigu, wolisz, żeby Twoje obowiązki były wyraźnie opisane przed startem, czy wolisz być elastyczny, zależnie od sytuacji?

To zależy od naszego celu. Na wyścigu takim jak Tour fajnie jest mieć dokładny obraz tego, co robimy, jakie są nasze role, takie tam. Ale na innych wyścigach, na przykład tygodniówkach, czasami ciekawie jest mieć bardziej otwartą strategię, zależnie od rozwoju wyścigu. Bardziej luźny plan zdejmuje trochę presji. 

Odczułeś kiedykolwiek więcej presji w WorldTourze?

Na początku na pewno było więcej presji. Musiałem się przyzwyczaić do tego, że w WorldTourze jest ściganie o wyższą stawkę. Większe wyścigi są na takim wysokim poziomie i są tak ważne, że trudniej jest radzić sobie tylko dzięki talentowi, dzięki sile. Zawsze trzeba być gotowym psychicznie i przetrwać trudne momenty. [W kolarstwie] zawsze cierpisz, ale poziom jest tak wysoki, że jest to trochę inne ściganie, niż w USA. Przyzwyczajenie się do tego zajęło trochę czasu. Teraz, wraz z każdym wyścigiem staję się co raz bardziej pewny siebie. 

Na początku kariery w WorldTourze ścigałeś się, na przykład w Utah, ale niedawno powiedziałeś, że z powodu braku wyścigów w USA nie ma sensu tam jeździć. Chciałbyś jednak kiedyś wrócić? 

Jasne, chciałbym wrócić i jeździć w USA. Szkoda, że nie ma tam teraz wielu wyścigów, nie ma Tour of California, nie wróciłem na Tour of Utah. Był również Pro Challenge w Colorado, to byłby dla mnie domowy wyścig. Ciężko dopasować [amerykańskie] wyścigi do kalendarza, gdy nie ma wielu, które da się połączyć. 

Mówiłeś, że czasówki nie są twoim atutemi, ale czy pracujesz nad tym? Czy ekipa Ci w tym pomaga?

Tak, co jakiś czas nad tym pracuję. Jestem wciąż pomocnikiem na góry, więc treningi ogólnie są poświęcone temu, ale nie sądzę, że trening na rowerze czasowym coś ujmuje treningowi jazdy po górach. Myślę, że gdybym lepiej wiedział, w jakich wyścigach mogę celować w generalkę, spędziłbym więcej czasu w zimie na rowerze do jazdy na czas. Co roku robię testy aerodynamiczne. Pozycja jest dobra, to tylko kwestia spędzenia więcej czasu na rowerze. 

Który wyścig, z tych co przejechałeś, wyróżnił się bardziej niż inne? Dlaczego?

Chyba Vuelta. Za pierwszym razem był to mój pierwszy Wielki Tour, pierwsza przeprawa przez trzy tygodnie ścigania. Przez te trzy tygodnie były wzloty i upadki, w pierwszym tygodniu czułem się wspaniale, a potem nagle poczułem… [śmiech] intensywność ścigania przez trzy tygodnie. Na koniec byłem naprawdę, naprawdę wykończony. Ważne było po prostu by przejechać ten wyścig. Z perspektywy, to było fajne doświadczenie, wiele trudnych momentów, ale dzięki nim stałem się lepszym kolarzem.  

Gdy nadeszły te trudne momenty, jak na nie reagowałeś?

Po prostu czasami cierpisz z przodu, czasami cierpisz z tyłu – to inne uczucie w głowie. Kiedy przecierpisz te trudne momenty stajesz się mocniejszy.  Jeżeli przetrwasz to, przetrwasz wszystko – budujesz wiarę w siebie. 

Jakie są twoje plany odnośnie ścigania po Tourze? Czego spodziewasz się po sobie na mistrzostwach świata za kilka tygodni?

Ciężko powiedzieć. Nie mogłem się doczekać trasy w Szwajcarii, bo to była trasa czysto wspinaczkowa. Ta we Włoszech jest także bardzo trudna, ale jest bardziej dynamiczna. Wyścig może być bardzo otwarty, ale mamy również bardzo mocną amerykańską drużynę. To dobra okazja do ścigania z innymi i do osiągnięcia dobrego wyniku. Na kogokolwiek pojedziemy, to dobry wyścig dla ekipy USA.