Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2020. Wyścig do Paryża

Tour de France zatrzymywały do tej pory jedynie wojny światowe. W swojej ponad stuletniej historii wyścig by dotrzeć do Paryża po raz pierwszy musi zmierzyć się z niewidzialnym wrogiem – koronawirusem.

Francuskie władze zameldowały w czwartek o 6 111 nowych potwierdzonych przypadkach koronawirusa. To druga najwyższa dzienna liczba odnotowanych przypadków we Francji od początku trwania pandemii SARS-CoV-2. Dobowe statystyki nie były aż tak niepokojące w tygodniach poprzedzających ogłoszenie decyzji o przełożeniu Tour de France na koniec lata.

15 kwietnia, gdy Amaury Sport Organisation (ASO) wydało komunikat o przeniesieniu wyścigu, francuski rząd informował o 2 633 nowych potwierdzonych przypadkach wirusa na terytorium republiki.

Od 1903 roku w rozegraniu największego kolarskiego wyścigu na świecie przeszkodziły jedynie dwie wojny światowe. W 2020 roku organizatorzy wyścigu stają nie przeciwko wrogim armiom a niewidzialnemu wrogowi, z którym walka w ostatnich miesiącach kosztowała życie prawie miliona osób na całym świecie, a losy miliardów wywrócone zostały do góry nogami. Żadna dziedzina życia nie pozostała nietknięta przez wirusa, średnicę którego pojedynczych wirionów mierzy się w miliardowych częściach metra.

Pandemia koronawirusa zachwiała również już i tak wyjątkowo słabym z ekonomicznego punktu widzenia kolarstwem. Zazwyczaj przeładowany kolarski kalendarz z dnia na dzień opustoszał, a tylko nieliczne drużyny nie obcięły pensji pracownikom i kolarzom. Pandemia zadała też ostateczny cios jedynej polskiej drużynie w gronie World Tour – CCC Team w polskim wydaniu od przyszłego sezonu zniknie z peletonu.

Dla wielu drużyn i ich sponsorów rozegranie Tour de France w tym roku było ostatnią nadzieją na przetrwanie i pozostanie w sporcie. “Wielka Pętla” od lat stanowiła główny punkt w sponsorskich kalendarzach. Kolarscy znawcy mogą dywagować nad wyższością włoskiego Giro albo zachwalać emocje towarzyszące brukowanym klasykom, jednak dla milionów mieszkańców naszej planety kolarstwo to Tour de France. To francuska “Wielka Pętla” jest największym oknem wystawowym naszego sportu. Koniec kropka – un point c’est tout.

Wyścig Dookoła Francji w tym roku nie będzie przypominał tradycyjnej fety zbierającej przy trasie miliony kibiców i gapiów. Zabraknie tradycyjnej kolumny reklamowej, a dostęp nie tylko do startów i met, ale również do niektórych podjazdów, zostanie drastycznie ograniczony. Wyścig stworzony i kierowany przez dziennikarzy odbędzie się ze skromniutkim kontyngentem sprawozdawców. A żyjące w “bańkach” drużyny pozytywnych wyników na koronawirusa obawiać się będą bardziej niż mitycznych alpejskich przełęczy (których na trasie zabraknie) i rozrywających peleton bocznych wiatrów (których, miejmy nadzieję, nie zabraknie).

Patrząc na sytuację we Francji i potencjalne ryzyko dla wszystkich uczestników wyścigu, nie można choć przez chwilę nie zastanowić się czy to wszystko ma sens. Dopiero rozpędzająca się pandemia przerwała i tak za długo trwający wyścig Paryż-Nicea na dzień przed przyjazdem do samej Nicei. Ponad 5 miesięcy później Tour de France ma zacząć się w tym właśnie mieście. W momencie, kiedy Francja notuje ponownie rekordowe dobowe przyrosty zakażonych wirusem, a otwierająca wyścig Nicea, jak i zamykający Paryż, znajdują się w czerwonych strefach regionach z najwyższym odsetkiem zakażonych w ostatnich dniach.

Decyzji, które podejmować muszą organizatorzy wyścigu, nie można zazdrościć. Kiedy sytuacja z każdym dniem staje się coraz gorsza, muszą oni wybierać pomiędzy dobrem i zdrowiem społeczeństwa, a utrzymaniu przy życiu i tak już przyduszonego kolarstwa (lub mówiąc mniej górnolotnie, dbaniem o własne interesy).

Rozgrywanie takiego wyścigu, który wraz z liczącą kilka tysięcy osób karawaną przemierza cały kraj i przyciąga kolejne tysiące osób, jest chyba koszmarem każdego epidemiologa. Impreza, której nie przerwały dopingowe skandale ani śmierć na trasie, może przedwcześnie zakończyć powiązane z nim ognisko nowych zachorowań albo ogólne pogorszenie sytuacji epidemicznej we Francji.

Drużynom dochodzi kolejny czynnik ryzyka. Tour de France zawsze był niebezpieczny i nieprzewidywalny. Zawsze nerwowe pierwsze etapy pogrzebały misterne plany niejednej drużyny. Zakażenie koronawirusem może mieć podobny skutek, nie tylko dla pojedynczego zawodnika, ale i dla całej drużyny.

W żadnym szanującym się cyrku, nie może zabraknąć popisowego balansowania na cienkiej linie zawieszonej wysoko nad ziemią. W tegorocznym cyrku o nazwie Tour de France ten kaskaderski akt sprowadza się do balansowania pomiędzy zdrowiem a biznesem. A jak to w przypadku cyrkowych popisów bywa, zdrowy rozsądek został gdzieś z boku.

W tej sytuacji nie ma pewnie jednej dobrej decyzji. Odwołanie Tour de France, który podtrzymuje całkiem sporą gałąź sportowego i medialnego biznesu, miałoby pewnie równie negatywne skutki socjoekonomiczne, jak jego igranie z potencjalnym wybuchem kilku ognisk epidemii. Pozostaje nam jedynie liczyć na rozsądek (i higienę!) wszystkich uczestników tego wydarzenia. Sam dojazd karawany do Paryża bez zakłóceń i nowych ognisk po drodze może być największym sukcesem tegorocznego Tour de France.