Wygrał Strade Bianche, triumfował na mecie Mediolan-San Remo, otworzył Criterium du Dauphine. Wout van Aert sezon wznowił śpiewająco.
Belg z Jumbo-Visma na trasie Criterium du Dauphine miał tylko jedną szansę: pierwszy etap, w finale którego wyrastały krótkie podjazdy na Cote de Leymieux (2 km, 5,5%) oraz Cote de la Gachet (3,3 km, 4,6%). To jedyny w programie tegorocznego wyścigu nie-górski etap.
Van Aert, który cztery dni wcześniej wygrał 305-kilometrowy wyścig Mediolan-San Remo, na trasie w Masywie Centralnym wykończył pracę zespołu i pokonał Daryla Impeya (Mitchelton-Scott) oraz Egana Bernala (Team Ineos).
Ten sen trwa, wygląda na to, że mam nogę! Byłem nadal zmęczony po Mediolan-San Remo, więc nie byłem przekonany, że wygram. O zwycięstwie myślałem, tak, wspomniałem o tym na odprawie i podczas etapu
– mówił po etapie.
Ekipa Jumbo-Visma od wznowienia sezonu wygrała osiem wyścigów i na nieco ponad dwa tygodnie przed Tour de France wyrasta na ekipę, która rozdawała będzie karty we wrześniowych zmaganiach.
Belg, który ubiegłoroczną “Wielką Pętlę” zakończył w szpitalu po kraksie na trasie czasówki, w tym roku ma nadzieję być pomocnikiem Primoza Roglica, Stevena Kruijswijka i Toma Dumoulina.
Chłopaki spisali się na medal, co pokazuje jak funkcjonuje zespół i jaka panuje w nim atmosfera. Kiedy pracują na ciebie Tom Dumoulin, Steven Kruijswijk czy Primoz Roglic, motywacja jest większa. To miłe zwycięstwo, ale i dobra sytuacja dla nas. To działa w dwie strony. Chcemy utrzymać zawodników na generalkę z przodu, a ja mam możliwość ścigania się o etap. Nie będę wahał się jeśli pojawi się taka okazja
– wyjaśnił.