Danielo - odzież kolarska

Trening wysokogórski? Groupama-FDJ nie przesadza

Trener Groupama-FDJ, Julien Pinot, tłumaczy dlaczego francuski zespół nie spieszył się z organizacją obozów wysokogórskich przed restartem sezonu.

Wobec sezonu wciśniętego w sto dni miedzy sierpniem i początkiem listopada zawodowy peleton na starcie najważniejszych imprez kalendarza stanie bez bazy kilometrów wyścigowych nabijanych zwykle w wiosennych imprezach.

Większość czołowych ekip w przygotowaniach stawia na obozy treningowe na wysokości, które przygotować mają ich liderów do wrześniowego Tour de France. I tak, na przykład, zawodnicy ekipy Ineos drugą połowę czerwca spędzili w górach, a kolejny obóz rozpoczynają w połowie lipca. Na wysokości trenują też kolarze Astany i Jumbo-Visma, a długie zgrupowanie w Livigno wybrał m.in. Elia Viviani z Cofidisu.

W zespole Groupama-FDJ te przygotowania wyglądają spokojniej. Marc Madiot i jego sztab nie gromadzili kolarzy na zgrupowaniach po poluzowaniu restrykcji związanych z pandemią wirusa SARS-Cov-2.

Biorąc pod uwagę sposób, w jaki pracujemy z naszymi kolarzami, nie jest konieczne przebywanie na obozach treningowych. Zdecydowaliśmy, że zgrupowania odbędą się w ostatniej fazie przygotowań, w lipcu. Czerwiec przeznaczyliśmy na pracę nad bazą, trochę jak normalnie w grudniu. To zawodnicy mogli wykonać samodzielnie. Niektóre zespoły zdecydowały się na zgromadzenie wszystkich w czerwcu. My nie czuliśmy takiej potrzeby, bo wszystkich zawodników trenują osoby zatrudnione w ekipie

– wyjaśniał Julien Pinot, trener zespołu.

Treningi na wysokości to sprawdzony proces, ale musi być doskonalony. Z Thibaut mieliśmy wypracowane podejście. Najpierw doskonaliliśmy jego umiejętności jazdy na czas, jego eksplozywność, co pozwoliło mu wygrywać wyścigi. Dopiero w wieku 27-28 lat zaczęliśmy jeździć na zgrupowania wysokogórskie. Inaczej na przykład pracowaliśmy z Davidem Gaudu i ten element przygotowań zaczęliśmy wprowadzać wcześniej. Trzeba się dostosowywać do każdego zawodnika, nie można generalizować. Idziemy swoją ścieżką, nie kopiujemy wszystkiego jak leci. Podobnie było w ostatnich trzech miesiącach: widzieliśmy różne ekipy organizujące wielkie zgrupowania, kolarzy kręcących wielogodzinne treningi. Mamy jednak swój model, zawodnicy nam ufają a my ufamy im

– tłumaczył w wywiadzie ze sztabem prasowym ekipy.

Julien Pinot pod swoją pieczą ma nie tylko swojego brata Thibauta ale również Stefana Künga, Arnauda Démare’a, Anthony’ego Rouxa, Rudy’ego Molarda oraz Sébastiena Reichenbacha, Tobiasa Ludvigssona i Kevina Genietsa. To czyni go jedną z centralnych postaci planu przygotowań zespołu Marca Madiota.

Ja jestem kimś kto zawodników prowadzi, zapewnia im warunki umożliwiające maksymalne wykorzystanie potencjału. Jestem bardziej przewodnikiem, nie tylko trenerem. Jestem dla nich źródłem informacji, aby mogli lepiej rozumieć to, co robią. Ale koniec końców, najlepszym trenerem jest sam zawodnik. Zna siebie lepiej niż ktokolwiek inny. Trener to nie ktoś, kto wysyła pliki treningowe: sednem naszej pracy jest zrozumienie i kontakt. Taki model próbuję budować: mam pod swoja opieką ośmiu zawodników i tym samym osiem różnych stylów ich prowadzenia. Dostosowujemy to do osobowości kolarza. Celem jest oczywiście by zawodnik wygrywał, ale najważniejsze by spełniał się w swojej pracy. Zwykle gdy to się udaje, idzie im najlepiej

– analizował.