Ellen van Dijk (Trek-Segafredo) powoli wraca do pełni sprawności, po wypadku na trasie sierpniowego wyścigu Boels Ladies Tour.
32-latka złamała wówczas kość ramieniową i miednicę, co nie tylko zakończyło jej sezon, ale po wyjściu ze szpitala na jakiś czas pozbawiło większej możliwości ruchu.
Pierwszy tydzień spędziłam w szpitalu i byłam tak zmęczona środkami przeciwbólowymi, że nie przeszkadzał mi brak ruchu. Kiedy wróciłam do domu, nie mogłam się ruszyć, a moje ciało odzyskało trochę sił. To było frustrujące. Na szczęście pomogli przyjaciele i rodzina, dobrze wspominam ten czas z towarzyskiego punktu widzenia. Po trzech tygodniach mogłam chodzić o kuli, po czterech, robiłam pierwsze kroki bez niej. Po jakimś miesiącu zaczęłam podstawowe ćwiczenia na siłowni. Każdy najmniejszy krok był jak zwycięstwo. To niesamowite ile masy mięśniowej traci się po takim wypadku
– tłumaczyła, w rozmowie ze sztabem prasowym ekipy Trek-Segafredo.
Van Dijk jesienią celowała w mistrzostwa świata w jeździe indywidualnej na czas. W wyścigu tym na przestrzeni lat zdobyła złoto (2013), srebro (2016) i brąz (2018).
Mistrzostwa świata stanowiły cel, do którego przygotowywałam się przez kilka miesięcy. Trochę czasu zajęło pogodzenie się z myślą, że nie wystartuję. W dniu czasówki… nie oglądałam wyścigu, poszliśmy do kina
– wspominała.
Rekonwalescencja potrwa, acz Van Dijk w sezonie 2020 na celowniku ma dość ambitny zestaw celów. Holenderka wiosną chce skupić się na wyścigach klasycznych, a latem na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio i mistrzostwach Europy. Sezon zwieńczą mistrzostwa świata, tym razem w szwajcarskim Aigle-Martigny.
Póki co mogę jeździć półtorej godziny dziennie i to nie każdego dnia. Lekarze mówią, że rehabilitacja przebiega szybko, ale dla mnie nie jest to wystarczająco szybko
– zaznaczyła.