Danielo - odzież kolarska

MŚ Yorkshire 2019. Michał Gołaś: „kiedy gaśnie światło to niewiele da się zrobić”

Niedzielny wyścig męskiej elity o tytuł szosowego mistrza świata nie należał do udanych dla naszej reprezentacji. Żaden z sześciu Polaków nie zdołał dotrzeć do mety w Harrogate. W rozmowie z „Rowery.org” Michał Gołaś i Maciej Bodnar podsumowali ten start.

Na rozmowę o tym, co działo się na trasie liczącego przeszło 260 kilometrów wyścigu o tęczową koszulkę udaliśmy się do położonego nieopodal mety hotelu Majestic, w którym przebywali nasi reprezentanci.

Zejdę za 15 minut, muszę jeszcze temperaturę złapać

– dał znać Michał Gołaś, który jako ostatni z Polaków zszedł z trasy.

W międzyczasie w hotelowym lobby pojawił się Maciej Bodnar, który uczestniczył w ucieczce dnia.

Każdy wiedział jakie będą dziś warunki i trzeba się było na nie przygotować. Ja jak wystartowałem, tak do samego końca jechałem i nie ściągnąłem z siebie nic. To nie były łatwe warunki, choć jeździłem już w gorszych – chociażby Mediolan – San Remo 2013 roku, gdzie naprawdę zmarzłem i ledwo się trzymałem kierownicy

– opowiadał Bodnar, który od startu jechał czujnie i próbował zabierać się w odjazdy. Skutecznie, bowiem po kilkunastu kilometrach walki to właśnie on, razem z dziesiątką innych zawodników, kręcił na czele z rosnącą przewagą nad peletonem.

Od początku próbowaliśmy jechać agresywnie. Wiedzieliśmy, że końcówka będzie dla nas ciężka, więc zarówno jak, jak i Łukasz Owsian i Łukasz Wiśniowski, mieliśmy zabierać się do takich okazji powyżej sześciu zawodników. Nie było to łatwe, ale byłem zdeterminowany, bo wiedziałem, że w peletonie będzie jechało się gorzej.

Liczyliśmy na to, że uformowana ucieczka dłużej utrzyma się na czele, choć to nigdy nie wiadomo. Czasem bywa tak, że niektóre drużyny jadą bardziej zachowawczo ten początek i ucieczka, jeśli jest liczna, zrobi i 10 minut przewagi. Można się dłużej utrzymać z przodu, a jak później jest już okrojony peleton to można jeszcze pomóc kolegom. Tak to założyliśmy na ten wyścig, taka była nasza rola

– tłumaczył dalej Maciek.

Tuż po tym, jak peleton złapał harcowników na pierwszej z dziewięciu rund przez Harrogate, Bodnar zdecydował się zrezygnować z dalszej jazdy, nie widząc sensu jej kontynuacji w fatalnych warunkach pogodowych.

Tutaj nawet nie tyle chodziło o pogodę czy to, że zmarzłem. Po prostu ubiła mnie ta pierwsza, bardzo szybka runda. Poszedł gaz, przypiekło mnie tam i zostałem. A kiedy zostajesz, to już ciężko jest powrócić, co było widać wczoraj chociażby po Gilbercie, który się wywrócił i już mimo pomocy ekipy nie zdołał już dojść do grupy

– dodał na koniec „Bodi”.

Chwilę później pojawił się Michał Gołaś, który wypowiadał się w bardzo podobnym tonie, potwierdzając odczucia kolegi z kadry.

Nastawialiśmy się, że będzie źle, ale jak się jedzie to zawsze jest gorzej niż sobie to wyobrażasz przed

– rzucił od razu, również odnosząc się do wyjątkowo trudnych warunków panujących w niedzielę na wyścigu w Yorkshire.

Poza oczywistymi problemami wynikającymi z takiej aury – przenikających zimnem i szybszym wyczerpaniem organizmu – Gołaś wskazał także na to, że przy takiej pogodzie trudno się nawet odpowiednio odżywiać, a przecież do przejechania jest wiele kilometrów.

Kilka razy przejeżdżaliśmy przez jakieś rzeki, non stop padał deszcz i w takich warunkach trudno się dobrze odżywiać. Ja sam też gdzieś tam za to zapłaciłem i niewiele więcej dało się później zrobić, bo energii masz tyle ile masz. I jeśli w tym baku nie ma już za wiele, a oprócz tego nie masz też szans żeby zjeść, to później gaśnie światło.

Michał Gołaś również był zaskoczony tym, że peleton tak szybko zdecydował się złapać ucieczkę, choć dało się wyczuć intencje grupy już wcześniej.

Nie spodziewałem się, że ten odjazd nie będzie miał prawie żadnej przewagi. Ok, mieli te 4 minuty, ale tak naprawdę to tyle, co nic w tej sytuacji. Przed rundami było już bardzo nerwowo i tempo bardzo wzrosło. Wszyscy chcieli wjechać na rudy z przodu, więc to przełożyło się na prędkość i bardzo szybko wchłonęliśmy tę ucieczkę.

Później nie było jednak wcale spokojniej. Gdzieś tam po tych 2-3 rundach stwierdziłem, że trzeba trochę jednak zacząć ryzykować życie i być z przodu na tych zjazdach, żeby zaoszczędzić jak najwięcej sił. I z jednej strony nie czułem się jakoś tragicznie, ale – jak mówiłem – kiedy gaśnie światło to niewiele da się zrobić

– opisywał „Goły” wyścig ze swojej perspektywy.

Na dwie rundy do końca się wycofałem. Myślę, że chęci ukończenia były, ale fizycznie było ciężko. Niewiele już na oczy widziałem i ta strata do ucieczki też była już po prostu za duża. Jednocześnie nie było ludzi którzy w takich warunkach chcieliby kontynuować wyścig… Z resztą liczba zawodników, którzy ukończyli ten wyścig, jakaś 1/4 peletonu może, też pokazuje jaka była skala trudności tego dnia. Przecież na mistrzostwach świata zawsze jest tak, że każdy zawodnik chce je ukończyć.

Zwycięzcą tegorocznych mistrzostw świata został ostatecznie Mads Pedersen. Duńczyk okazał się najszybszy z trzyosobowej grupki, która wyselekcjonowała się na około 40 kilometrów przed metą. Na kresce pokonał on Włocha Matteo Trentina i Szwajcara Stefana Kunga. Gdy rozmawialiśmy z Gołasiem dzień przed wyścigiem, to o tym drugim mówił jak o potencjalnym zwycięzcy.

Pedersen na pewno nie był w gronie w faworytów, nie obstawiałem go wcześniej… Choć dzisiaj rano na starcie widziałem Kunga i przypomniałem sobie, jak wygrywał na Romandii etap w bardzo podobnych warunkach. Przeszło mi przez myśl wtedy, że jest kilku zawodników w peletonie, którzy korzystają na takiej pogodzie i myślę, że Pedersen na pewno też się do nich zalicza

– stwierdził Michał, kontynuując:

To jest bardzo dobry kolarz, choć może w tym roku zginął trochę z radarów? Miał kontuzję i dosyć późno wrócił, przez co trochę się o nim zapomniało. Ale pamiętam jak on pojechał Flandrię w zeszłym roku, jak długo był w odjeździe i tak naprawdę prawie wygrał, to pokazuje to jaki ma chłopak potencjał. Poza tym w tych warunkach dodatkowo jest jakaś namiastka… loterii? Nie wiem, czy to właściwie słowo. Oczywiście wygrał najmocniejszy kolarz, ale z drugiej strony takie rozwiązania trochę nietypowe też się zdarzają.

4 Comments

  1. kriuvzek

    30 września 2019, 18:44 o 18:44

    warunki na wyścigu były takie same dla wszystkich

  2. Jachu

    30 września 2019, 20:40 o 20:40

    Z jednej strony racja.
    Ale z tak skrajną pogodą trochę tak jak z ukształtowaniem terenu.
    Nie wiem czy to bardziej kwestia organizmu i czy głowy, ale tak po prostu jest.
    Tak jak nikt nie liczy że Viviani wygra w górach, albo że Bernal wygra sprint z peletonu.
    Tak samo nie ma co liczyć że w zimnie i deszczu pojedzie dobrze ktoś kto słabo znosi takie warunki.
    I podobnie w upale.
    Przykład, choćby Majka.

    • vip

      1 października 2019, 10:07 o 10:07

      Dokładnie jest tak jak piszesz! Jeden znosi lepiej zimno inny upał. To jest kwestia organizmu i jego tolerancji na temperaturę. Przy temp. dwudziestu kilku stopni optymalnie do swoich możliwości pojedzie prawie każdy a przy poniżej 10 czy powyżej 30 bardzo istotną rolę odgrywają predyspozycje organizmu. Nie mówiąc już o dodatkowym czynniku jakim był deszcz. Chłopaki pojechali na miarę swoich możliwości i tylko ignorant kolarski będzie miał do nich pretensje. Pomimo że były to mistrzostwa świata bezsensem jest ryzykować zdrowiem i kontuzją, kontynuując jazdę, w beznadziejnej sytuacji.

      • reko

        2 października 2019, 12:56 o 12:56

        dokładnie, nie mieliśmy na te mistrzostwa, na tą pogodę, na taką trasę żadnego zawodnika zdolnego do rywalizacji o jako takie cele. Wadecki wziął najlepszych jakich mieliśmy choć tutaj z góry byli skazani na niepowodzenie. Tak więc lekko patowa sytuacja. Niestety ignorantów kolarskich ostatnio obrodziło.