Danielo - odzież kolarska

MŚ Yorkshire 2019. Anna van der Breggen: “Nie można wskazać definiującego wyścig punktu”

Anna van der Breggen jest spokojna. Po 12 miesiącach ścigania się w tęczowej koszulce Holenderka dziś staje do obrony tytułu, który samotnym rajdem wywalczyła przed rokiem w austriackim Innsbrucku.

Van der Breggen, mimo sukcesów na skalę kilku nielicznych zawodniczek w historii kolarstwa kobiet, pozostaje skromną i opanowaną osobą. Zawodniczka, która na ekranach telewizora przypomina atakującą lwicę, po zakończeniu rywalizacją sprawia wrażenie drobnej osoby, z której epatuje niemal onieśmielające poczucie spokoju i skromności.

Jej zachowania w przestrzeni wyścigowej czy w stosunku do mediów nie zmieniły triumfy w Giro Rosa, Strzale Walońskiej czy nawet igrzyskach olimpijskich. Nie zmieniła tego także tęczowa koszulka i trudno sobie wyobrazić by dokonał tego wyścig o kolejną: bez względu na wynik.

Możesz się stresować lub nie, to nie zmienia w faktu, że to po prostu kolejny wyścig. Wiemy jak to działa, robimy to przez cały czas

– wyjaśniła w rozmowie z “Rowery.org” na dwa dni przed startem.

Van der Breggen mistrzostwa rozpoczęła od srebrnego medalu w wyścigu jazdy indywidualnej na czas. Holenderka, wobec braku konkurencji drużynowej zawodowych ekip, zdecydowała się na start w wyścigu, w którym na koncie miała już trzy medale. Czwarty krążek wywalczyła w strugach deszczu, ulegając tylko niesamowitej Chloe Dygert-Owen.

Czułam się dobrze, naprawdę dobrze. Czasem jest tak, że dzień po czujesz się naprawdę zmęczona, ale ja nie miałam problemów. Dobrze odpoczęłam

– zaznaczyła.

Do startu na północ Anglii Van der Breggen przygotowywała się startami w Szwecji, Francji oraz Holandii. Holenderka trenowała także na szosach Austrii, w ostatni weekend wygrała GP de Plouay, a nieco spokojniej przejechała Boels Ladies Tour.

Zrobiłyśmy ostatni obóz treningowy w Limburgii, w rejonie Caubergu. To było dobre przygotowanie. Limburgia to może nie Yorkshire, ale wygląda podobnie z tymi podjazdami

– wyjaśniła z lekkim uśmiechem.

Kadra Holandii w sobotę na starcie stanie w tak mocnym składzie, że pytania o wybór zawodniczki, którą wesprze kadra w walce o złoto, są równie uprawnione jak pytania o to, czy tę niesamowitą mieszankę talentów da się w ogóle pogodzić. Same zawodniczki przejawiają bowiem spore ambicje: Annemiek Van Vleuten, Marianne Vos oraz Van der Breggen na co dzień rywalizują w największych wyścigach kalendarza, a współpraca w barwach narodowych nie zawsze układała im się idealnie.

Jak wygląda zatem rozmowa o pozycji liderki w kadrze Niderlandów?

Myślę, że każdy zna odpowiedź. Rozmawiamy o trasie, o tym co może się wydarzyć, o tym czego potrzebujemy od zespołu. Na tej trasie jest sporo dziewczyn, które mają szansę. To jest trudny, trudny wyścig, ma tylko trochę mniej przewyższenia niż wyścig w Innsbrucku, który był niesamowity. Ten rozpatrywałabym w tych samych kategoriach. To rozkłada się na wiele małych podjazdów, do tego pogoda i techniczna runda

– tłumaczyła Van der Breggen, choć wątku współpracy nie rozwinęła.

fot. ©A.S.O./SWPix

Co jest zatem największym atutem holenderskiej mistrzyni?

Van der Breggen w ostatnich trzech sezonach wygrała największe wyścigi kalendarza, w tym 10 najważniejszych imprez klasycznych. Jej charakterystyczny ruchem stał się atak z grupki faworytek, wykonywany zwykle po przyspieszeniu i nagłym zwolnieniu, gdy rywalki zaczynają się rozglądać. Holenderka do perfekcji opanowała ten manewr, a ponieważ spośród walczących jest zwykle najlepszą specjalistką w jeździe na czas, wspieraną najmocniejszą ekipą, uzyskanie niewielkiej nawet przewagi pozwala jej na odniesienie sukcesu.

W wyścigach takich jak Giro Rosa czy Strzała Walońska przeważać mogła siłą, na trasach bardziej otwartych, to właśnie wyczucie momentu okazuje się często kluczowe.

To coś, co jest instynktowne, ale do wykonania takiego ruchu trzeba jeszcze mieć siły. W finale 150-kilometrowego wyścigu to bardzo trudne, wszystko są zmęczeni. Wtedy trzeba znaleźć ten moment. Jedne zawodniczki są w tym lepsze niż inne. Chantal ma taki instynkt, Lucinda także. Mamy Marianne na finisz, także Amy, która może atakować

– zaznaczyła skromnie.

Zwycięskie ataki 29-latki nie następują w kluczowych momentach wyścigu, raczej zaraz po nich lub pomiędzy trudnościami trasy, w miejscach, w których teoretycznie atakujące zawodniczki łapałyby oddech po wysiłku na podjeździe.

Co ciekawe, podobnie jak Katarzyna Niewiadoma, Van der Breggen za ważny punkt wyścigu mistrzowskiego uznaje drugi podjazd, 102 kilometrów przed metą.

Nie można wskazać definiującego wyścig punktu. Wspinaczka po 40 kilometrach wyścigu będzie oczywiście ważnym momentem, ale po tym, musimy patrzeć jak rozwinie się sytuacja, jak wygląda ona dla mnie, ale też dla zespołowych koleżanek

– oceniła mistrzyni świata.