Danielo - odzież kolarska

Vuelta a Espana 2019. Movistar na dwa fortepiany, Chaves i Roglic spokojnie

Peleton na trasie Vuelta a Espana

Alejandro Valverde wspierał Nairo Quintanę, Primoz Roglic potwierdził status jednego z najsilniejszych kolarzy Vuelta a Espana, a do dziesiątki wyścigu nieśmiało puka dawno w niej niewidziany Esteban Chaves.

Słoweniec do mety przy obserwatorium astronomicznym Javalambre dotarł jako 6., 12 sekund za atakującym Miguelem Angelem Lopezem (Astana). W klasyfikacji generalnej dało mu to awans na drugą pozycję.

Dla Roglica to drugi tak dobrze przejechany odcinek. 29-latek wraz z kolegami straty zapisał podczas otwarcia, ale z kraksy na etapie jazdy drużynowej wyszedł bez obrażeń i już dnia kolejnego znalazł się w atakującej grupce.

Jestem zadowolony ze swojej jazdy. Na szczęście przetrwałem te pierwsze dni. Kiedy Valverde ruszył i zgubiliśmy Quintanę, dałem radę. Wiem jak mocnym zawodnikiem jest, dowiódł tego w przeszłości. Kiedy on wygrywał ten wyścig dekadę temu, ja wciąż byłem skoczkiem narciarskim

– mówił na mecie.

Roglic metę osiągnął w towarzystwie mistrza świata Alejandro Valverde. Kolarz Movistaru na 5. etapie nosił nie tylko tęczowa koszulkę ale i odpowiedzialność za wynik ekipy, gdyż jego kolega, Nairo Quintana, spłynął z pierwszej grupki.

39-letni Valverde na trasie Vuelty widział już chyba wszystko, stąd w obliczu ataku Lopeza nie spanikował i spokojnie rozpoczął pogoń.

To nie porażka Nairo. Nie stracił dużo, jest silny. Porażką byłaby strata na przykład 5 minut. Podjazd mu odpowiadał, ale nie jesteś na tym samym poziomie każdego dnia

– tłumaczył.

Ja przycisnąłem, nie chciałem, żeby “Superman” nam za bardzo odjechał. Lopez to faworyt wyścigu, potwierdził to na trasie. Ja akurat miałem dobry dzień, ale to nic nie znaczy. Jedziemy z dnia na dzień, Nairo jest naszym liderem

– zapewnił.

Quintana, który w bardzo ładnym stylu wygrał drugi etap wyścigu, na pierwszym górskim etapie nie miał po prostu dnia. Duet Movistaru zdawał się być na to przygotowany: tym razem nie było niedopowiedzeń i braku komunikacji na trasie.

Alejandro był silny, a my wcześniej uzgodniliśmy, że jedziemy na tego, kto będzie silniejszy. Ja na szczęście nie straciłem tak dużo, po prostu nie czułem się najlepiej, brakowało mi mocy. Kiedy zacznę się czuć lepiej, na pewno to wykorzystam. Po Tour de France trudno przewidzieć, jak zachowa się organizm, w tym punkcie sezonu zmęczenie jest dość normalne

– wyjaśnił.

Obecność w pierwszej dziesiątce Vuelty Estebana Chavesa nie jest zaskoczeniem, acz miłą niespodzianką. 29-latek z Mitchelton-Scott metę osiągnął jako 10., minutę za Lopezem.

Kolumbijczyk po sezonach naznaczonych chorobami zdaje się wracać do formy, która w latach 2015-2016 umożliwiała mu walkę o miejsca na podiach Grand Tourów.

Tak jak na drugim etapie, nie zareagowałem dobrze na zmianę rytmu, ale przypomina mi to sytuację z 2016 roku. Wtedy tak samo czułem się na Lagos de Covadonga. Normalnie lepiej idzie mi w dalszej części wyścigu. Zachowujemy spokój, do końca jeszcze daleka droga. Myślę, że rywale wypstrykają się dość szybko, oby to grało na moją korzyść w kolejnych tygodniach

– mówił Chaves.