Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2019. Lubię wracać tam, gdzie byłem już. Michael Rasmussen i “Wielka Pętla”

Tour de France i jego otoczka są duże, ale nie na tyle duże, by przegapić Michaela Rasmussena. Duńczyk nie zmienił się wiele od czasu, gdy wygrywał klasyfikacje górskie Touru. Zawodowo nie ścigał się już niemal dekadę, acz chudzielcem pozostał, a charakterystyczny wyraz twarzy i ogolona głowa pozwalają łatwo wyłowić go z tłumu.

Z “Kurczakiem” rozmawiamy przed startem drugiego etapu “Wielkiej Pętli”, przed Palais du Coudenberg, skąd ekipy wyruszają na trasę etapu jazdy drużynowej na czas. 45-letni dziś były kolarz zdaje się być przyzwyczajony do zagranicznych mediów odpytujących go przy okazji jedynego wyścigu, na którym jest fizycznie obecny, acz rozmowa rozkręca się dopiero po chwili.

Myślę, że ekipa Ineos będzie próbowała kontrolować wyścig, jak w latach poprzednich. Mają dwóch największych faworytów, w tym największego z faworytów. Będą kontrolować

– mówi, gdy pytamy o oczekiwania na trzy tygodnie rywalizacji.

Kto jest największym z faworytów?

Bernal. Stawiałem na niego jeszcze przed kraksą Froome’a.

Były kolarz, dziś felietonista duńskiej gazety “Ekstra Bladet”, nie pomylił się. Egan Bernal w niedzielny wieczór wjeżdża do Paryża jako zwycięzca wyścigu.

Wokół Tour de France

Rasmussen karierę zakończył w sezonie 2013 i w tym samym roku przyznał się do stosowania licznych środków dopingowych w latach 1998 – 2010. Publiczną konfesję, acz bez skruchy za wybraną drogę, poprzedziła współpracę z duńskimi organami antydopingowymi, a wkrótce po wyznaniu, do księgarń trafiła autobiografia Duńczyka. “Żółta gorączka” nie doczekała się jeszcze angielskiego przekładu, ale cytowane przez duńskie media fragmenty wywołały burzę, gdyż Rasmussen bez ogródek opowiadał o dopingowych mechanizmach peletonu, nie ukrywając byłych kolegów czy managerów.

Rasmussen, który karierę zaczynał w latach 90. XX wieku jako kolarz górski, na szosie dał się poznać jako świetny wspinacz. Mistrz świata MTB cross-country (1999) dwukrotnie wygrywał klasyfikację górską Touru (2005, 2006), na 7. miejscach kończył Tour (2005) i Vueltę (2003), wygrał po drodze jeden etap hiszpańskiego Grand Touru i cztery odcinki “Wielkiej Pętli”. W 2007 roku zmierzał po zwycięstwo w “Wielkiej Pętli”, ale po 16. etapie został wysłany do domu przez ekipę Rabobank, po tym jak okazało się, że kłamał w kwestii opuszczenia testów antydopingowych i miejsc pobytu w trakcie ich przeprowadzania. Duńczyk za unikanie kontroli otrzymał dwa lata dyskwalifikacji, a do peletonu wrócił na krótko w 2009 roku i ścigał się w mniejszych imprezach do 2012 roku.

Komentator

Po przyznaniu się do dopingu w 2013 roku, Rasmussen otrzymał kolejne dwuletnie zawieszenie. Jego ścieżka biec zaczęła jednak nie z dala od peletonu, a powoli obok niego. Od 2015 roku Duńczyk pojawia się na trasie Tour de France z akredytacją prasową, pozostałe wyścigi śledzi i aktywnie udziela się też na Twitterze.

Nie przeprowadzam wywiadów z zawodnikami, nie. Piszę analizy, felietony, nagrywamy wideo

– zaznaczał.

W kolumnach pisanych dla “Ekstra Bladet” Rasmussen nie unika trudnych tematów.

Dopóki istnieje zawodowy sport, rywalizacja, będą ludzie, którzy zachcą naginać zasady. Można regulować, przepisy zmieniają się co roku, w tym roku na przykład zabroniono tramadolu. Oglądam ściganie ze zdrową dawką skeptycyzmu, mając w pamięci historię sportu. Próbuję wznieść się ponad to i zaakceptować, że pierwszy kolarz na mecie jest najlepszy

– analizował.

Nie można po prostu rzucać oskarżeniami tylko dlatego, że ludzie wygrywają wyścigi albo jeżdżą szybko. To nie byłoby w porządku. Ja staram się operować na bardziej ogólnym poziomie. Jasne, komentuję także poszczególne zdarzenia. Także w kontekście tego jak rozwiązywane jest to na poziomie instytucjonalnym, na poziomie WADA czy UCI, narodowych ciał antydopingowych. Nie wstrzymuję się z wyrażeniem swoich opinii, gdy piszę, ale muszę być sprawiedliwy

– podkreślał.

czarne chmury nad peletonem

fot. ASO/Alex BROADWAY

Rasmussen na niwie kolarskiego peletonu wyjątkiem był w latach zawodowej kariery. Obsesyjnie kontrolujący wagę, liczący kalorie i gramy pokarmu, które zabierał na rower, był chodzącą definicją dbania o każdy, nawet najmniejszy szczegół przygotowań. Wyjątkiem jest też dziś, bo, o ile w wozach transmisyjnych znajdzie się spora liczba byłych kolarzy, niewielu ma nad sobą tak dobrze udokumentowaną dopingową przeszłość, tak spektakularny koniec kariery, ale i tak dużą szczerość.

Dziś, Tour relacjonuje po raz piąty, a jego obecność nie dziwi specjalnie nikogo w press roomie.

Duńczyk przyznaje, że kolarstwo zmieniło się od jego czasów. Gdy pod koniec ubiegłego roku naukowcy z Półwyspu Jutlandzkiego opublikowali jednak wyniki badań, które pokazały, że mikro transfuzje krwi przynosić mogą wyraźne zyski, nie był zaskoczony. O tym, że w peletonie stosowane mogą być metody z jego czasów mówił nie raz i to otwarcie.

Pytany o obecność w ekipach ludzi, którzy pracowali w peletonie w latach gdy kultura dopingu oplatała działalność całej czołówki, przyjmuje dość optymistyczną optykę.

To nie ma znaczenia. Oni też adaptują się do nowych warunków. To, co było możliwe w latach 90. nie jest możliwe teraz. Ludzie się dostosowują do czasów, w jakich żyją. Alejandro Valverde był w pierwszej dziesiątce Vuelty w 2003 roku i nadal jest w dziesiątce Vuelty, 16 lat później. A przepisy zmieniły się przecież wielokrotnie w tym czasie. Musisz uznać najlepszych zawodników za najlepszych w danym czasie

– tłumaczył.

Mentalność też może się zmieniać. Ale kulturę trudno zmienić. Kolarstwo istniej ponad 120 lat, a od samego początku ludzie próbowali różnych form wspomagania. To trochę potrwa, zmiana nie przychodzi momentalnie.

Czy nadal cieszy go kolarstwo?

Tak, jasne. Inaczej mnie by tu nie było. Znalazłbym sobie coś innego do roboty w czasie letnich wakacji

– uśmiecha się.