Danielo - odzież kolarska

Od kuchni: Z wizytą w aucie technicznym Voster ATS

Jak wygląda wyścig z perspektywy wozu technicznego? Opowiemy wam wraz z drużyną Voster ATS.

Podczas Wyścigu Solidarności i Olimpijczyków na trasę jednego z etapów wybrałam się w wozie technicznym Voster ATS. Zastanawialiście się kiedyś jak wygląda wyścig z tej perspektywy oraz jakie właściwie zadania podczas zmagań mają dyrektor sportowy i mechanik?

Na mnie czeka miejsce pasażera z przodu, za kierownicą auta siedzi oczywiście dyrektor sportowy, Mariusz Witecki, a z tyłu po prawej stronie jest zarezerwowane miejsce dla mechanika drużyny, Andrzeja Urbasia. Pozostałe miejsce wypełniają rzeczy, które w trakcie wyścigu mogą okazać się niezbędne.

To standardowy układ w każdym aucie technicznym – za „sterami” zawsze głównodowodzący dyrektor sportowy, a dla mechanika miejsce, z którego szybko i bezpiecznie może wyjść, aby udzielić pomocy zawodnikowi. A co z resztą rzeczy? Ich miejsce również jest nieprzypadkowe.

Ułożenie kół w aucie jest bardzo ważne. Pod ręką zawsze kładziemy komplet – dwa tyły i jeden przód – no a potem wiadomo, po defekcie trzeba tu trochę przemeblować z tyłu. Wyciągnąć nowe koło, a to wymienione przełożyć do bagażnika.

– opowiada Andrzej Urbaś, zwany w ekipie „Johnnym”.


Oczywiście nie ma czasu na to, aby się gdzieś zatrzymywać i przekładać koła. Wyścig przecież nie poczeka, więc całe to przemeblowanie wykonywane jest w trakcie jazdy. Kolejnym ważnym elementem, który przygotowuje się jeszcze przed etapem, są rowery przymocowane na specjalnie przystosowanym do tego bagażniku. Dzięki niemu można zapiąć szosówkę gotową do jazdy, a odpięcie jej trwa zaledwie kilkanaście sekund.

Ci, którzy są naszymi liderami mają zapięte rowery z brzegu, z prawej strony, żeby łatwiej było je sprawnie odpiąć. Ustawiamy je też rozmiarowo. Te największe rowery jak 58 cm czy 60 cm, jak chociażby od Szymka Krawczyka, zapina się z tyłu. Mamy też jednego takiego bardzo „wysokiego” zawodnika, dla niego specjalnie ustawiamy stojak

– dopowiadał z lekkim przymrużeniem oka „Johnny”.

Sprzęt to jednak tylko jedna pozycja z długiej listy rzeczy, które zabiera się na etap. Innym obowiązkowym punktem jest jedzenie i picie, jakie kolarz w trakcie jazdy może otrzymać ze swojego wozu technicznego. W bagażniku stoi lodówka zapełniona po brzegi bidonami.

Ilość przygotowanych bidonów tak naprawdę zależy od wielu czynników. Bierzemy pod uwagę długość etapu, temperaturę, konfigurację trasy. Na przykład na Małopolskim Wyścigu Górskim, gdzie było bardzo gorąco, poza bidonami na start i tymi na bufet stacjonarny, zabieraliśmy do auta około 60 bidonów, a jeszcze dobieraliśmy.

– mówi Mariusz Witecki.

Mamy również ze sobą bułeczki, batony energetyczne, czy żele od Named Sport. Ważna jest też apteczka, w której znajdują się między innymi tabletki rozkurczowe czy żołądkowe.

Jadąc na przednim siedzeniu od czasu do czasu mam okazję zobaczyć peleton od tyłu. Auto Vostera na tym etapie ma naklejkę z napisem „T-4”, co oznacza, że w kolumnie mamy czwartą pozycję wśród wozów technicznych. Bezpośrednio za peletonem jedzie jeszcze auto z sędzią głównym wyścigu oraz radiem wyścigu, następnie pojazd z lekarzem i dalej rozciągnięta kolumna aut technicznych, gdzie każdy ma swoje miejsce. Skąd bierze się ta kolejność?

Teraz zmieniły się przepisy i grupy zawodowe są losowane z koszyka A [który ma pierwszeństwo – przyp. red.], natomiast reprezentacje, grupy regionalne i bez licencji zawodowej są losowane z koszyka B, to jest na wyścigach 2. kategorii. No, a na wyścigach 1. kategorii nie ma już podziału na koszyki, bo nie ma drużyn niezawodowych. Potem o kolejności decyduje już klasyfikacja generalna, indywidualna. Czyli lider ma pierwsze auto, następne auto jest kolarza z kolejnej ekipy. Bo może się przecież tak zdarzyć, że kolarze na 1. i 2. miejscu są z jednej drużyny. I tak kolejność najlepszych kolarzy z poszczególnych teamów, tworzy kolejność aut

– tłumaczy „Witek”.


Nagle w radiu wyścigu słyszymy komunikat „Voster defekt, Voster defekt. Zawodnik nr 2.”. Dosyć wcześnie zauważamy Mateusza Komara z prawej strony. Ledwo zatrzymujemy się na poboczu, a mechanik jest już z odpowiednim kołem przy kolarzu. Oto przykład, dlaczego im wyżej jest auto w kolumnie, tym lepiej dla zawodników.

To zdecydowanie pomaga, szczególnie jeśli chodzi o defekty. Jedno auto, jedna pozycja, to jest około 10-20 metrów różnicy. Więc gdy jedziemy pierwszym autem, to najszybciej możemy udzielić pomocy, bo od razu widzimy co się dzieje i tak naprawdę zatrzymujemy się zaraz za peletonem, a zawodnik traci najmniej dystansu. Kiedy zaczyna gonić po pomocy technicznej udzielonej z pierwszego auta ma 30 sekund straty, a na przykład z dziesiątego miejsca startuje już z minutą straty. Poza tym, że strata sama w sobie jest już większa, to wtedy również dużo większy wysiłek trzeba też włożyć w to, żeby dogonić ten peleton.

Moment defektu to moment stresu i skupienia. Zmiana sprzętu musi wyjść sprawnie, a przede wszystkim bezpiecznie. Chwilę później, gdy Mateusz Komar ma już wymienione koło, zaczyna się dla niego pościg za peletonem. Napięcie czuć w aucie, dopóki biało-zielona koszulka Voster ATS nie dołączy z powrotem do grupy.

Trzeba się skupić na tym, żeby zawodnik wrócił jak najszybciej do peletonu. Pomagamy mu w tym na tyle, na ile możemy, a potem już musi radzić sobie sam. Im bardziej doświadczony zawodnik, tym szybciej wróci do peletonu. Po tym jak kolarz jeździ w kolumnie samochodów, jak się zachowuje, czy korzysta ze wszystkich aut technicznych, widać jak bardzo jest doświadczony. Jeżeli tylko zawodnik ma odpowiedni poziom sportowy, i przy dobrej nawierzchni oczywiście, to takie dogonienie trwa moment. Łatwo rozróżnić doświadczonego i niedoświadczonego kolarza właśnie po tym, jak zachowuje się po defekcie. Ci mniej doświadczeni radzą sobie po prostu dużo gorzej.

Nie da się nie zauważyć, jak Mariusz Witecki wygląda co chwilę przez okno, sprawdzając sytuację w peletonie – kto jest na przedzie, kto atakuje? Dyrektor sportowy dostaje informacje z radia wyścigu o tym co dzieje się na trasie, ale sam także stale kontroluje przebieg zdarzeń.

Jeżeli jedziemy na wystarczająco wysokiej pozycji w kolumnie aut, to wiele rzeczy jesteśmy w stanie sami zobaczyć. Jeździmy po tych wyścigach i znamy wielu z tych zawodników, więc później jesteśmy w stanie rozpoznać ich po sylwetce, stylu jazdy czy pedałowania. Wiemy kto skoczył albo kto goni

– kontynuuje Witecki, który sporą część polskiego peletonu zna jeszcze z czasów, kiedy sam się ścigał. Swoją zawodniczą karierę zakończył on raptem 3 lata temu.

Mijają kilometry, kolarze pokonują kolejne premie, co jakiś czas pojawiają się akcje zaczepne. Atmosfera podczas wyścigu jest niepowtarzalna, to duża dawka przeróżnych emocji. Jak w tej roli czuje się Mariusz Witecki?

Emocje są zdecydowanie większe, niż jak się jeździ na rowerze. Przynajmniej ja tak to widzę. Kiedy sam się ścigałem, było spokojniej niż teraz, kiedy jadę za kółkiem.

– wyjaśnia.

Są takie spokojne etapy, gdzie wszystko odbywa się monotonnie, przewidywalne. Ale bywają etapy czy wyścigi też dość nerwowe, kiedy wiele się dzieje. Było tak chociażby wczoraj wczoraj [na 2. etapie WSiO – przyp. red.], czy na mistrzostwach Polski, gdzie właściwie od startu do mety było porządne ściganie. Emocje są też oczywiście w końcówkach, gdzie pojawia się szansa na zwycięstwo. W momencie przejazdu na metę my w aucie czasami tak naprawdę nie wiemy kto wygrał, a wiemy, że była szansa na to ten sukces, i wtedy czekamy z niecierpliwością na informację.

Emocji nie brakuje. Są nerwy, różne stresy. Jak nie defekty, to inne rzeczy się przydarzają. Odpukać – o kraksach nie mówimy, ale też przecież są. I to też jest tak, że gdy słyszymy w radiu „kraksa”, to nie wiemy, czy nie leżał ktoś od nas. Myślę, że w autach wszyscy mają podobne emocje i to się często udziela też w kolumnie, mamy tu czasami tak jakby swój wyścig.

Witecki opowiada mi o kolejnych rzeczach związanych z tym, jak wygląda jazda w aucie technicznym, a tymczasem od peletonu odskoczył zawodnik Voster ATS Adam Stachowiak oraz Kamil Małecki z CCC Development. Gdy przewaga wzrośnie ponad minutę, przepisy pozwalają na przejechanie wozu technicznego za ucieczkę.

Różnica między dwójką zawodników, a grupą zasadniczą przekroczyła tę barierę, więc przed radio wyścigu Mariusz Witecki pyta sędziego o pozwolenie na przejazd do czołówki. Otrzymuje zgodę, ale z zastrzeżeniem, żeby poczekać jeszcze chwilę, ponieważ droga jest w tym miejscu bardzo wąska. Dyrektor sportowy przytakuje i mówi, że zna te tereny i poczeka do kolejnego zakrętu, gdzie rozpocznie się szeroka droga. W końcu jesteśmy w okolicach Kielc, gdzie „Witek” codziennie wyjeżdżał na treningi, gdy sam był jeszcze zawodnikiem.

Musi być przynajmniej minuta różnicy, no i muszą być warunki, żeby sędzia wydał zgodę na wyprzedzanie peletonu. Musi być dosyć szeroka i dobra droga. Na wąskiej drodze jest przede wszystkim obawa o bezpieczeństwo kolarzy. Przechodząc grupę trzeba być czujnym, żeby żaden kolarz nie wjechał pod koła, bo wiemy, że wszystko idzie tutaj na żyletki, tak na styk. Trzeba bardzo uważać. Jak jest wąska droga to czasami nam się zdarzało zamykać lusterka, bo mijamy się naprawdę blisko

– potwierdza Witecki.

Rozpoczyna się szeroka droga, podjeżdżamy na wysokość auta sędziego głównego i upewniamy się, że możemy przejechać przez peleton. W aucie następuje chwila ciszy, to kolejny moment, który wymaga od kierowcy skupienia i doświadczenia. Gdy już jesteśmy za ucieczką, pytam, na co trzeba zwracać uwagę prowadząc auto na wyścigu.

Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Patrzymy w lewe, prawe lusterko, w tylne lusterko, co chwilę sprawdzamy czy nie pojawia się w nich żaden zawodnik. Gdy jest zjazd, a kolarze mogą być w kolumnie, to wszyscy jesteśmy czujni i dajemy sobie na wzajem znaki, że kolarz nadjeżdża. To szczególnie ważne przed zakrętem. Wtedy auta się zatrzymują, żeby kolarze nie mieli problemu z przejechaniem tego zakrętu.


Jesteśmy za ucieczką, podjeżdża do nas uciekający Adam Stachowiak, pytając o sytuację z tyłu w peletonie i o założenia taktyczne, które zostały ustalone na odprawie przed startem. Mariusz Witecki bierze na szybko folder wyścigu i mówi zawodnikowi, co dalej.

Ustalamy jakąś taktykę, kilka scenariuszy przed startem, potem w trakcie wyścigu na bieżąco korygujemy. Jeżeli jest taka możliwość i zawodnicy zjeżdżają po bidony, czy zapytać się o sytuację, to wtedy rozmawiamy przy samochodzie, czy przy ucieczce tak jak to miało miejsce. Natomiast jeśli nie mam takiej możliwości, żeby wymienić z chłopakami uwagi to liczymy, że są doświadczeni i sami przeanalizują, jak najlepiej rozegrać tę końcówkę.

Każdemu startowi towarzyszy wcześniej już wspomniane radio wyścigu – jeden z sędziów przekazuje dyrektorom sportowym w wozach technicznych komunikaty o tym, co dzieje się na trasie. Dzięki temu ekipy jadące nawet jako ostatnie wozy, znają sytuację.

Jeżeli radio jest dobrze prowadzone, to wszystko wiemy na bieżąco. Na niektórych wyścigach jest tak, że musimy się bardzo mocno domyślać co się dzieje, bo są jakieś informacje, ale to nie zawsze jest tak, jak powinno być

– przyznaje Witecki.

Jeżeli są ucieczki, to słyszymy w radiu przede wszystkim numery startowe kolarzy z danej akcji, jakie są przewagi. Podawane są wyniki rozgrywanych na trasie premii. Jesteśmy też informowani o defektach czy o innych problemach zawodników, wzywa się nas przez radio kiedy kolarze chcą jeść czy pić. Przekazuje się na też informacje o jakiś różnych zagrożeniach czy sytuacjach jakie są np. 20 czy 30 km przed nami, jak choćby zamknięty przejazd kolejowy. Jesteśmy więc na bieżąco informowani, co się dzieje w peletonie, przed peletonem i za peletonem.

Dzięki temu kontrolujemy sytuację tak jak tylko możemy i staramy się na bieżąco dopasowywać taktykę, do tego co się dzieje na trasie. Gdy w radiu podają nam numery, my to wszystko mamy zapisane, wszystkie przewagi, wygrane premie

– zakończył dyrektor sportowy Voster ATS.

Jazda w wozie technicznym to przede wszystkim wielka odpowiedzialność. To wiele zadań do wykonania podczas samej rywalizacji – kontrolowanie sytuacji, podawanie jedzenia i picia zawodnikom, udzielania im pomocy technicznej. To wreszcie ogromna dawka emocji, które przeplatają się nawzajem w rytm wyścigu: stres, spokój, niepewność, radość, strach. Towarzyszą każdemu prowadzącemu samochód w kolumnie wyścigu, który w zasadzie prowadzi centrum dowodzenia operacji logistycznej i sportowej.

Spokój w centrum dowodzenia stopniowo zapada gdy dojeżdżamy na metę, czekamy na wyniki. Tym razem Sylwester Janiszewski zafiniszował na 2. pozycji. Kolarze Voster ATS są już przy masażyście drużyny Karolu Witeckim, który przejmuje nad nimi opiekę po etapie. Witecki idzie sprawdzić dokładne wyniki, aby naszykować się na dekorację – po ucieczce Adam Stachowiak prowadzi w klasyfikacji górskiej.  Dla drużyny to jeszcze nie koniec pracy w tym dniu. Czeka ich jeszcze transfer, mycie i szykowanie rowerów na jutro, a masażysta ma do wymasowania 6 par nóg. A jutro powtórka z rozrywki.