Danielo - odzież kolarska

Francuskie historie Piotra Ejsmonta 2019: odcinek 4. Odkrycie Ameryki w Pau

W czwartej z francuskich opowieści Piotr Ejsmont skupia się na historii kobiecego Tour de France z 1986 roku. Jego bohaterkami były Maria Canins, Jeannie Longo i Ingą Thompson.

Trzeci kobiecy Tour de France rozegrano w 1986 roku. Trasa liczyła 1010 km i podzielona była na 12 etapów, z czego 3 były czasówkami. Faworytkami wyścigu były Maria Canins oraz Jeannie Longo. W zespole USA debiutowała 22-letnia Inga Thompson, która rok wcześniej zajęła drugie miejsce w prestiżowym Wyścigu dookoła Kolorado. Przed startem Longo opisała ją takimi słowami:

– Jest wytrzymała, nie boi się gór, bo mieszka w Nevadzie. Ma też dobry sprint. Z łatwością jest rozpoznawalna w peletonie, bo posiada długi, jasny warkocz, który przymocowuje do swojej koszulki za pomocą spinek do włosów. One często się podczas jazdy odczepiają i wtedy biada dla tej, która jedzie za nią. Dostanie mocne uderzenie warkoczem. Oceniam Thompson jako jedną z najniebezpieczniejszych rywalek.

Niespodziewanie prolog wygrała 37-letnia Canins, ale pierwszy etap zakończył się już zwycięstwem Longo, która objęła prowadzenie w wyścigu. Na krótko, bo na kolejnym etapie zagapiła się, straciła na rantach i Włoszka, zwaną „Mamą Marią” wróciła na prowadzenie.

Piąty etap prowadził z Aruy do Pau i rozgrywany był na dystansie niespełna 29 kilometrów. Była to pierwsza jazda na czas. Bardzo chciała ja wygrać Longo, która była wielką specjalistką w tej konkurencji. Zabrakło jej jednej sekundy. Najlepszą była Thompson, a o 20 sekund z tyłu była Canins. Amerykanka, zgodnie z prognozami Longo, stała się groźną konkurentką.

Dzień później „Mama Maria” pokazała, że rządzi niepodzielnie w wyścigu. Etap z Sante Marie Campan do Luchon miał tylko 57,5 kilometra, ale na trasie były podejścia pod Aspin oraz Peyresourde. Thompson tylko przez pewien czas próbowała dotrzymać tempa jazdy Włoszce, a potem puściła koło.

– Ona mi odjechała, ale ja nie byłam ugotowana – stwierdziła na mecie, do której dotarła ze startą blisko 2 minut. Longo straciła przeszło 5 minut i była to dla niej klęska. Mogła teraz czekać tylko na Alpy.

Na ósmym etapie prowadzącym do Gap była kolejna czasówka licząca 29 kilometrów. Longo wygrała, mając lepszy czas od Thompson o 4 sekundy. W klasyfikacji liderką była Włoszka, wyprzedzając o 2:38 Amerykankę oraz o 5:35 Francuzkę.

Decydującym dla losów wyścigu był 9. etap, prowadzący przez Col d’Iseran, z metą na Col du Granon. Tylko 68,5 kilometrów i to przez rodzinne strony Longo. Ta wiedziała, że Włoszka jest w górach bezkonkurencyjna, więc zdecydowana była jechać własnym rytmem. Na podjeździe pod Izoard Canins odjechała razem z Thompson.

– Ja jechałam za nimi w swoim tempie – opowiadała Longo. – Przy jeziorach w pobliżu Izoard doszłam nagle Amerykankę, która strzeliła, chcąc dotrzymać piekielnego tempa, które nadała Canins. Wyprzedziłam Ingę i dotarłam relatywnie dobra na Izoard, 2 minuty za liderką. Na zjeździe do Briancon odrobiłam minutę. Początek podjazdu na Granon był dobry. Potem poczułam, że opuszczają mnie siły. To podejście jest bardzo trudne, a ja poczułam, że zwala mnie głód. Zawsze mam z tym problem. Nie potrafię pić podczas największego wysiłku.

Longo na metę dojechała blisko 6 minuty za Canins. Thompson wprawdzie była czwarta, jednak jej opóźnienie wyniosło aż 9:39. Longo awansowała przed nią na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Do końca wyścigu jej układ już się nie zmienił. Amerykanka wygrała jeszcze ostatnią czasówkę w Nevers, ale to Włoszka wygrała Tour po raz drugi, z przewagą przeszło 15 minut nad Longo i ponad 22 minut nad Thompson.

– Maria ma większą przewagę w górach nade mną, bo ja jestem od niej cięższa – powiedziała Inga. – Jestem od niej wyższa i muszę na podjazdach dawać z siebie więcej niż ona. Takie jest życie.

Tuż po wyścigu Inga wyszła za mąż i teraz nazywała się Inga Thompson-Benedict. Nazwę zmienił też wyścig, który w 1989 roku nazywał się Grande Boucle Feminine. Wygrała go Canins przez Longo oraz Ingą.


Cykl “Kolarskie historie Piotra Ejsmonta” od lat stanowił nieodłączny element portalu Pro-Cycling.org. Zakurzone przez upływ lat historie z kolarskiej przeszłości przywoływał Piotr Ejsmont, którego na gościnne występy kontynuujemy po fuzji portali.