Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2019. Wout wow Aert

Wout van Aert

Powiedzieć, że Wout van Aert przeszedł samego siebie nie można, bo nie do końca jasne jest to, kim Belg na szosie być może. 24-latek w debiucie w Tour de France wygrał etap, zwycięstwo sprzed nosa sprzątając sprinterom.

Kiedy przebojem wszedł do wyścigów przełajowych, kiwano z uznaniem głowami, głosy podziwu słychać było gdy trzykrotny mistrz świata w przełajach zaprawionym szosowcom kroku dotrzymywał po 250 kilometrach ścigania.

Podczas Criterium du Dauphine głosy podziwu zamilkły w miarę stopniowych opadów szczęk. Van Aert wygrywający 26-kilometrową czasówkę przed Tejayem Van Garderenem, (kontuzjowanym i zmęczonym) Tomem Dumoulinem oraz Stevenem Kruijswijkiem? To nie mogło się wydarzyć. A jednak. Gdy następnego dnia na finiszu z peletonu Belg ograł Sama Bennetta i Juliana Alaphilippe’a, jakiekolwiek próby zaszufladkowania kolarza Jumbo-Visma można było wyrzucić do kosza.

Van Aert, który w ostatnich dwóch sezonach program przełajowy łączył z rosnącą liczbą startów na szosie, na Tour de France przyjechał jako debiutant. Debiutant z takimi dokonaniami nie czekał długo, na pierwszym odcinku rozprowadzał Mike’a Teunissena, na drugim pracował na sukces zespołu, a w kolejnych dniach sumiennie pomagał kolegom. Przed dniem przerwy szansę wypatrzył na finiszu z grupki, która po ściganiu na wietrze jako pierwsza osiągnęła metę. Groenewegen nie złapał się do czołówki, a młody Belg bez cienia zawahania stanął oko w oko z Peterem Saganem i Elią Vivanim. Włoch robił wprawdzie co mógł, ale na kresce minimalnie lepszy okazał się zawodnik Jumbo-Visma.

Przepraszam, nie mogę uwierzyć, że wygrałem etap Tour de France. To przekracza wszelkie pojęcie. Poznałem ten wyścig 10 dni temu, wygrana w pierwszym podejściu to coś niesamowitego

– mówił na mecie oszołomiony Van Aert.

Ruszyłem wcześnie, 250 metrów przed metą, wiedziałem, że Viviani mocno mnie naciskał. Na kresce było blisko, ale ten centymetr różnicy wystarczył. To zwycięstwo pokazuje siłę ekipy, bo wygraliśmy jazdę drużynową na czas i trzy etapy, każdy z innym zawodnikiem. Mam nadzieję, że to doda naszemu liderowi, Stevenowi, animuszu

– dodał.

Zespół Jumbo-Visma kontynuuje tym samym świetną passę pierwszego tygodnia. Holenderski zespół już pierwszego dnia świętował – kraksa wprawdzie z rywalizacji wyeliminowała Groenewegena, ale Mike Teunissen na finiszu z niewielkiej grupki ograł Petera Sagana i na dwa dni zdobył koszulkę lidera. Ekipa następnego dnia rozbiła konkurencję na odcinku jazdy drużynowej na czas, w komfortowej pozycji w klasyfikacji generalnej stawiając zarówno Stevena Kruijswijka jak i George’a Bennetta.

Groenewegen wygrał z kolei odcinek siódmy, a triumf Van Aerta zbiegł się z zyskami Kruijswijka, który w klasyfikacji generalnej znajduje się tylko kilkanaście sekund za duetem Team Ineos – Geraintem Thomasem i Eganem Bernalem.

Finał był dziś nerwowy, ale na szczęście trzymaliśmy się z przodu ze Stevenem Kruijswijkiem i Dylanem Groenewegenem. Dla mnie wszystko się ułożyło, choć ranty nie były nam na rękę, George i Dylan nie jechali z nami. To dało mi szansę i ją wykorzystałem

– podsumował Van Aert.