Tour de France 2019. Potrzebne tylko szczęście: Richie Porte jeszcze raz ku Paryżowi

Richie Porte nie jest faworytem do zwycięstwa w Tour de France. 34-letni Australijczyk, bez względu na przeszłe dokonania i prezentowany wciąż potencjał, na starcie 106. edycji „Wielkiej Pętli” staje bez łatki faworyta, ale jako lider zespołu Trek-Segafredo.

Cel niskiego kolarza z antypodów jest prosty.

Niewiele można poradzić na pecha. Chcę po prostu przyjechać do Francji i pojechać dobry wyścig, bez żadnych wypadków losowych. Ich brak byłoby miłym rozwojem wypadków przez następne trzy tygodnie

– powiedział zebranym w Brukseli dziennikarzom.

Nie wybrałem takiego programu startów, musieliśmy trochę go zmieniać, bo chorowałem. Z drugiej strony, miło jest rozpocząć lipiec nie na oparach, co miało miejsce w ostatnich latach. Nie ciąży na mnie presja ze strony zespołu, zobaczymy jak to pójdzie.

Porte, który w ostatnich dwóch sezonach z rozgrywek o podia Tour de France wylatywał z hukiem w kraksach, jest na przestrzeni ostatnich lat jednym z nielicznych kolarzy, którzy na podjazdach dotrzymywać potrafili kroku Chrisowi Froome’owi. Po skonsolidowaniu statusu jednego z najlepszych specjalistów od wyścigów etapowych i przejściu do BMC w roku 2015, jego przygoda z Grand Boucle nabrała jednak mocno słodko-kwaśnego smaku. Rola lidera i generowana moc nie szły w parze ze szczęściem i jego dotychczasowym najwyższym miejscem w Paryżu jest 5. lokata z 2016 roku.

Porte na konferencji prasowej pojawił się w otoczeniu Bauke Mollemy, który do Francji zmierza po zajęcia 5. miejsca w Giro d’Italia, oraz Jaspera Stuyvena. Wybrana trójka odzwierciedlała w jakiś sposób podejście Trek-Segafredo do tegorocznego wyścigu. Kolarze amerykańskiego zespołu skupieni są na pomocy Porte’owi, acz zespół będzie chciał dać szanse Stuyvenowi w sprintach, a także ilu innym góralom by sprawdzić się w ucieczkach.

Przyjechałem bez presji, skupiam się tylko na dniu przede mną. W perspektywie mam trzy ostatnie alpejskie etapy, tam naprawdę rozstrzygnie się wyścig. To nie problem rozpoczynać Tour nieco ciszej

– zaznaczył Porte.

Tasmańczyk w tym sezonie tradycyjnie wyniki notował we wczesnej partii sezonu. W Tour Down Under przyjechał drugi, w Herald Sun Tour 5., natomiast mniej do powiedzenia miał w UAE Tour czy Volta a Catalunya. Piąte miejsce w Tour of California w maju stanowiło bardziej optymistyczny prognostyk, natomiast do najlepszych liderowi Trek-Segafredo wciąż brakowało podczas Criterium du Dauphine, które ukończył na 11. miejscu.

34-latek patrzy z uwagą na zaplanowane na ostatni tydzień rywalizacji etapy. W Alpach peleton pokona trzy etapy poprowadzone m.in. na przełęcze Vars, Galibier, Izoard, Iseran i do stacji narciarskiej Val Thorens, co oznacza rywalizację na wysokości ponad 2000 metrów nad poziomem morza.

Porte przyznał, że treningi na wysokości wykonywał nie tylko w Sierra Nevada, ale i w amerykańskim stanie Utah i w rejonie stacji narciarskiej Isola 2000.

W trakcie przygotowań do tego Touru spędziłem więcej czasu na wysokości niż kiedykolwiek indziej w moim życiu. Trasy alpejskich odcinków sprawdzałem dwa dni po Criterium du Dauphine. Generalka będzie do tego czasu ułożona, ale jeśli ktoś będzie miał zły dzień w Alpach… będzie trudno to kontrolować takie etapy

– podsumował.