Danielo - odzież kolarska

Giro d’Italia 2019. Gloria pomocnika, Benedetti po sukces kariery

Pierwsze zwycięstwo Cesare Benedettiego podkreśla wykonywane przez lata na rzecz kolegów wysiłki.

Etapy Grand Tourów po ucieczkach wygrywają kolarze różnych specjalności. Harcownicy tylko temu się poświęcający, kolarze walczący o klasyfikację górską, czasem zawodnicy, którym nie wyszła walka w generalce. Każdy scenariusz jest inny, ale zwycięstwa gregario, cichego pomocnika, który dzień w dzień, wyścig w wyścig, sezon po sezonie spędza na czele grupy by zrealizować plan dla lidera, to wydarzenie szczególne.

Szczególne, bo cieszy, z wyjątkiem kolarzy, którzy danego dnia etap przegrali, cały peleton. W warunkach wyścigu, w którym uwaga skupiona jest na kolarzach walczących o podium, dzień pomocnika to wydarzenie radosne. W pewien sposób święto poświęcenia i pracy zespołowej, która na piedestał mediów na jeden dzień wynoszona jest zwycięstwem szarego zawodnika, którego na co dzień widać tylko na początku telewizyjnej relacji.

Tak było i dziś. Cesare Benedetti przez lata pracował na kolegów z zespołu, pokazywał się w ucieczkach, ale nigdy nie udało mu się wygrać zawodowego wyścigu. Popularny “Czarek”, w ucieczkach gościł od lat, ale na trasach Grand Tourów skupiał się na osłanianiu kolegów i gonieniu ucieczek. Po raz ostatni w udanej akcji na trasie trzytygodniowego wyścigu pokazał się w 2016 roku, czwarty i trzynaste etapy Vuelta a Espana kończąc w pierwszych dziesiątkach.

fot. Fabio Ferrari – LaPresse

31-latek ostatni tydzień spędził na czele peletonu, pracując na rzecz Pascala Ackermanna, podobnie jak przed rokiem pracował na Sama Bennetta. Niski kolarz z Trydentu, z Polską związany silnie i po polsku o wyścigach chętnie opowiadający, dziś miał swój dzień na trasie Giro d’Italia.

Benedetti na pierwszy górskim etapie tegorocznego Giro znalazł się w licznej ucieczce, której szanse na dojechanie do mety przed wielkimi tego wyścigu zwiększały brak zespołu gotowego wziąć na siebie ciężar pogoni oraz stosunkowo rozbita klasyfikacja generalna, w której ścierały się interesy licznych drużyn.

Grupka po przetasowaniach na przedmieściach Pinerolo miała 10 minut przewagi nad faworytami wyścigu i mogła skupić się na wewnętrznej rozgrywce. W finale Benedetti rywalizował z Erosem Capecchim (Deceuninck – Quick-Step), Eddie Dunbarem (Team Ineos), Gianlucą Brambillą (Trek-Segafredo) oraz Damiano Carusso (Bahrain-Merida). Pierwszej trójce na ostatnim podjeździe dnia udało się odskoczyć, po tym jak tempo forsował Brmabilla, ale Benedetti i Caruso nie odpuścili i dojechali na ostatnim kilometrze.

Capecchi w krętej końcówce ruszył jako pierwszy, natomiast finisz na ostatniej prostej rozpoczął Brambilla, mając nadzieję ograć czającego się Dunbara i zmęczonych pogonią rodaków. Benedetti znalazł jednak siły na odpowiedź i na ostatnich 120 metrach wyszedł na prowadzenie, niemal z niedowierzaniem odnosząc największy sukces w zawodowej karierze.

Podczas tego Giro póki co pracowałem na innych. Dziś dostałem szansę, na odprawie umówiliśmy się, że jeśli pójdzie duża ucieczka, to powinienem się w niej znaleźć. To nie pierwsza taka akcja w moim wykonaniu, ale dziś w finale dałem z siebie 100% i tym razem wystarczyło

– mówił na mecie kolarz Bora-hansgrohe.

Nie jestem talentem, nie jestem zwycięzcą. Byłbym zadowolony także z wysokiego miejsca na etapie. Na podjeździe nie jechałem z najlepszymi, ale nie poddałem się, dojechałem do nich. To samo zrobiłem na ostatnim wzgórzu. Wiedziałem, że pierwsza trójka będzie się na siebie oglądała i pewnie trochę wahała, wiec wszystkie siły włożyłem w to, by do nich dojechać. Potem siedziałem im na kole, ruszyłem dopiero na 200 metrów przed metą i wygrałem

– tłumaczył prostolinijnie.

© BORA – hansgrohe / Bettiniphoto

Zespół Ralpha Denka może być zadowolony z rozpoczęcia górskiej części Giro. Po dwóch etapowych wiktoriach Pascala Ackermanna, dziś swoją cegiełkę dołożył Benedetti, a wśród faworytów wyścigu świetnie radził sobie Rafał Majka.