Danielo - odzież kolarska

Różowe historie Piotra Ejsmonta: etap 10. Od Adriatyku do Bolonii

Kolejnymi bohaterami różowych historii Piotra Ejsmonta są dziennikarz Dante Ronchi oraz neapolitański mistrz pizzy, Vincenzo Cimino.

Rower: Dożywotnia dyskwalifikacja

Włoscy dziennikarze rozegrali swoje pierwsze kolarskie mistrzostwa już w 1894 roku w Mediolanie. Z przerwami odbywały się one w późniejszym czasie. Po II Wojnie Światowej było kolejnych kilka edycji, a od 1964 roku mają one miejsce rokrocznie.

W 1965 roku o mistrzowskim tytule decydowała suma wyników uzyskanych podczas 3 prób: w Pescarze, Ostii oraz w Riccione. Najszybszym kolarzem wśród dziennikarzy był w tych czasach Adriano De Zan, znany reporter RAI. Toczył on epickie pojedynki z Giorgio Brusadellim z „L’Ordine”. Z kolei mieszkający w Emilii Romanii Dante Ronchi był doskonałym dziennikarzem, ale marnym cyklistą. Poczucie solidarności dziennikarskiej nakazało mu wystartować w mistrzostwach.

Już podczas pierwszej próby przekonał się, że może walczyć tylko o ostatnie miejsce. Wyścig był rozgrywany na płaskiej trasie, bulwarami wzdłuż morza. Stawka uformowała się w kształcie długiego węża. Dante był pierwszym, który puścił koło. Nie mając szans na lepszą pozycję, uznając, że i tak będzie ostatni, Dante pomyślał, że taki wynik można uzyskać także mniej się męcząc. W połowie trasy pojechał na skróty. Sędziowie tego nie widzieli, a Ronchi i tak był ostatni.

Kilka miesięcy później rozegrano kolejny wyścig. Tym razem trasa była pagórkowata. Ronchi jechał za grupą i nagle spotkał go zawodowiec Italo Mazzacurati z Salvarani, który trenował na tej trasie. Bardzo zdziwił się, spotykając dziennikarza na rowerze. Zapytał się, czy może mu pomóc. Dante bez słów zgodził się. Oparł rękę na plecach Mazcuratiego, a ten pociągnął go do mety. Na 500 m przed kreską Ronchi puścił się Mazzacuratiego, żeby przekroczyć linię mety samemu… Zapomniał jednak, że ostatnie 200 m prowadziło pod górę. Szczęściem pojawił się drugi wybawca dyrektor sportowy Salvaraniego, Luciano Pezzi. Złapał siodełko roweru dziennikarza i pchnął go mocno w kierunku mety. Ronchi znowu był ostatni, ale jego cierpienia były trochę krótsze.

Na mecie do dziennikarza podszedł zakłopotany sędzia:

Przepraszam panie Ronchi, ale czy mogę pana zdyskwalifikować?

– Nie tylko pan może, ale musi! – odparł całkiem poważnie Dante. Uznał tę dyskwalifikację jako dożywotnią, bo już nigdy później nie pojechał w żadnym wyścigu. Wolał opisywać, jak inni się meczą.

Te historię opisał jego syn Roberto Ronchi, z którym ścigam się na mistrzostwach świata dziennikarzy. Roberto pisał o samochodach. Obecnie jest prezydentem włoskiego oraz światowego stowarzyszenia dziennikarzy kolarzy i we wrześniu tego roku w Treviso organizuje kolejne mistrzostwa świata dla dziennikarzy.

Przysmak: Włoska biedronka i pizza jak obraz

W małej miejscowości Savignano sul Rubiccone koło Forli mieści się znana w okolicy pizzeria La Coccinella, czyli Biedronka. Jej właścicielem od 27 lat jest pochodzący z Neapolu wicemistrz świata w pizzy Vincenzo Cimino. Nie tylko prowadzi z sukcesem własny zakład, ale udziela się także jako wykładowca produkcji pizzy w różnych, nie raz zaskakujących, miejscach jak np. miejskie więzienie.

– Chcemy nauczyć chłopaków, którzy zbłądzili, zawodu, jakiego mogliby się podjąć po wyjściu z więzienia – opowiadał mi Vincenzo. – Powinni mieć wtedy coś w ręku, jakiś zawód, by uniknąć ponownego wykolejenia się. Zgłosiliśmy się do dyrektora więzienia z naszą propozycją. Dostarczyłem do więzienia piece, mąkę i zrobiliśmy tam kurs. Potem szkoła zawodowa cukiernictwa i piekarstwa z Rimini poprosiła nas, by to kontynuować razem z nią.

– Robię kursy w zakresie cukiernictwa, piekarstwa, pizzy, a teraz także gastronomii. Zrobiłem takie 4 kursy. W każdym z nich brało udział po 16 skazanych. Jeden ze skazanych po uwolnieniu podjął się pracy w hotelu, drugi przez 3 miesiące pracował u mnie. Jeszcze jeden znalazł pracę w nowym zawodzie. Właśnie dostałem od niego smsa z podziękowaniami. Wyszedł z więzienia i znalazł pracę jako „pizzaiolo”. To jest mój największy sukces zawodowy. Ja dotąd nigdy nie byłem w więzieniu. Małe kursy poglądowe prowadziłem tylko dla dzieci.

– Staramy się, by nasza pizza była lekkostrawna. Dlatego musieliśmy dopracować się specjalnych receptur. Używamy mąki słabszej, o mniejszej zawartości glutenu. Dłużej wtedy wyrabiamy ciasto. Używamy tylko naturalnych drożdży. Na początku klienci trochę nam nie dowierzali, ale wzrost sprzedaży świadczy, że docenili nasz produkt. Trzy lata temu wytwarzaliśmy 50 pizz na dzień, teraz po 300-350, a w soboty i niedziele nawet po 700.

– Im silniejsza jest mąka i im mocniejsza jest wytworzona siatka glutenowa ciasta, a proces produkcyjny jest skrócony, tym większe są potem trudności ze strawieniem takiego ciasta. Żołądek musi ciężej pracować. Taka jest geneza rozpowszechnienia się celiakii. Rozpoczyna się to już od różnic w sposobie mielenia mąki oraz od jej wyboru przez rzemieślnika. Niektóre młyny dodają do mąki suchy gluten oraz kwas askorbinowy. Struktura ciasta jest mocniejsza, co nie znaczy, że ciasto jest zdrowsze. Od siły mąki zależy czas dojrzewania ciasta.

– Pizza musi być jak obraz – dodał Vincenzo. – Musi się na podobać. Jak klient wchodzi do zakładu, to kolor pizzy w witrynie musi przyciągnąć jego uwagę. Dlatego musi być ona pod względem kolorów ciekawa. Naturalny kolor ciasta, pomidory, papryka, sery, zielona bazylia lub mięta – one tworzą obraz.

– U mnie, jak coś zostaje z ciasta na pizzę, to tego nie wyrzucam. Najpierw przerabiam to na pieczywo, potem na ciasto, kanapki, zapiekanki, grzanki i wolę niewykorzystaną część oddać klientowi, niż wyrzucić do śmieci. Pizza może też być na słodko. Robię pizzę z Nutellą. Albo pizza, na której powierzchni jest baba (małe grzybki z ciasta parzonego mocno nasączone rumem lub cytrynówką). Dodaję do tego świeże maliny. Niedawno jeden z producentów lodów poprosił mnie o połączenie jego lodów i mojej pizzy. Mocno zmrożone lody czekoladowe lub orzechowe zawinąłem w ciasto pizzowe i całość smażyłem do pewnego czasu w oleju. Tak długo, żeby ciasto otrzymało odpowiedni zloty kolor, a lody w środku nadal zostały zmrożone. Na wierzch można takie ciasto przystroić nutellą i listkiem mięty.


Cykl “Kolarskie historie Piotra Ejsmonta” od lat stanowił nieodłączny element portalu Pro-Cycling.org. Zakurzone przez upływ lat historie z kolarskiej przeszłości przywoływał Piotr Ejsmont, którego na gościnne występy kontynuujemy po fuzji portali.