Danielo - odzież kolarska

Różowe historie Piotra Ejsmonta: etap 2. Mistrzowie Toskanii

Tradycyjnie już przy okazji włoskiego Giro d’Italia Piotr Ejsmont przywołuje najpiękniejsze z kolarskich historii. Tym razem jednak postanowił jednak wykroczyć poza czysto sportowe ramy i balansuje pomiędzy rowerem, a przysmakami.

Rower: Aldo Bini

Zanim Toskańczyk Gino Bartali został wielkim mistrzem, jego największym rywalem był pochodzący z okolic Prato Aldo Bini. Urodził się 18 czerwca 1915 roku w Montemurlo i był o rok młodszy od Bartalego. Jego ojciec pracował w fabryce bawełny, a matka zmarła przy porodzie córki.

Aldo nie miał wielkich chęci do nauki i edukację zakończył w 4. klasie szkoły podstawowej. Ojciec wysłał go więc do pracy na farmie, gdzie Aldo woził kanki z mlekiem do Prato oraz Florencji. W jedną stronę było to około 40 kilometrów. Kanki woził na trójkołowym rowerze. Potem nazywano go “mleczarz”. Tak narodziła się jego pasja do pedałowania.

Zaczął się ścigać i w kategorii juniorów oraz amatorów wygrywał wszystkie wyścigi. Prawie wszystkie, bo na tych samych drogach ścigał się też Bartali. Kiedyś na starcie do jednego z wyścigów, Aldo odwrócił się do konkurentów i nieco arogancko zapowiedział:

Chłopaki, przyjrzyjcie mi się dobrze teraz, bo po starcie zostawię was wszystkich z tyłu i zobaczycie mnie dopiero na mecie!

Jak zapowiedział tak zrobił. Uciekał od startu do mety przez 160 kilometrów i wygrał wyścig z przewagą 8 minut.

Po pewnym czasie Aldo i Gino doszli do porozumienia. Tam gdzie jechał Bartali, nie startował Bini, no i na odwrót. W ten sposób podzielili się nagrodami z wygranych i współpracowali, choć za sobą nie przepadali. W 1935 roku obaj przeszli na zawodowstwo. Po wojnie przez dwa lata startowali w jednej drużynie, Legnano. Bartali był typem kolarza wieloetapowego. Bini był sprinterem. Był dobrze zbudowany przy wzroście 174 centymetrów ważył 73 kilogramy.

Ostatni wyścig pojechał w wieku 44 lat. Dwa razy wygrał Giro di Lombardia, był wicemistrzem świata w 1936 roku, na trasie Giro d’Italia wygrał pięć etapów. Po wojnie ożenił się z piękną Palminą, która niestety zmarła w wyniku powikłań podczas ciąży.

Aldo Bini zmarł w 1993 roku w Prato. Jego imieniem nazwano w rodzinnej miejscowości plac, na którym wniesiono mu pomnik z brązu.

Przysmaki: Lucca Mannori, Paolo Sacchetti oraz Vetulio Bondi

Mówi się, że w Prato jest najwięcej wielkich mistrzów cukierniczych. Swoje zakłady mają tutaj bardzo poważani w świecie cukierniczym Lucca Mannori (na via Lazzerini) oraz Paolo Sacchetti (na via Garibaldi, o nazwie Nuovo Mondo).

U Mannoriego warto skosztować słynnych setteveli, bardzo trudnego deseru skomponowanego z czekolady, kakao i orzechów laskowych. Sacchetti słynie z rogalików wypełnionych kremem cukierniczym, podawanych wprost z blachy. Są też brzoskwinie z Prato, czyli dwie półkule ciasta wzbogacone zapachem z lasek wanilii, miodem, kandyzowanymi pomarańczami i likierem Alchermes. Specjalnością zakładu jest też tort Fedora, typowy deser toskański z kremem oraz glazurą czekoladową.

W niedalekiej Florencji od wielu lat króluje mistrz lodziarstwa, wulkaniczny Vetulio Bondi. Jego lokal, zwany do niedawna “Trójkątem Bermudzkim”, mieści się na rogu ulic via Nazionale oraz via Faenza. Warto spróbować u Vetulio sorbetu na Chianti, toskański ogródek, krem florencki i wiele innych autorskich kompozycji. Vetulio powiedział mi, że jego lody mówią:

Kto przyjdzie do nas, nie znajdzie się przed anonimową wanienką z lodami. Jest historia do opowiedzenia. Nasze lody muszą umieć mówić, powiedzieć, że pochodzą z wyjątkowego miejsca, że są zrobione z charakterystycznych składników. Potrzebne są emocje. Ja obserwuję, w jaki sposób moi klienci jedzą lody. Gryzą, liżą, w którym kierunku obracają łyżeczkę. Każdy z nas ma swój sposób i to jest piękne.

Gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, to byśmy się pozabijali. Różnorodność prowadzi do bogactwa. Wielkość USA została zbudowana poprzez migrację ludzi z różnych narodów z całego świata. Oni przynieśli swoje kultury i zbudowali wielki naród, ale to jest mój pogląd. Lody są moim życiem, wypełniają je i podtrzymują.

Jest jednak jedna rzecz, której nie powinno zabraknąć. Sama pasja nie wystarczy, bo z czasem ona się zmienia. Musi być ta lekkość, chęć do uśmiechu oraz brania rzeczy z odrobiną ironii. Niektórzy koledzy są zbyt poważni, jeśli chodzi o lody. Kto szuka wiecznej chwały w lodach, powinien pamiętać, że ta chwała trwa tyle, co jedzenie lodów. Jesteśmy na tym świecie, żeby dawać radość, żeby ludzie wrócili do swego dzieciństwa. To po co się nadymać?

Cykl “Kolarskie historie Piotra Ejsmonta” od lat stanowił nieodłączny element portalu Pro-Cycling.org. Zakurzone przez upływ lat historie z kolarskiej przeszłości przywoływał Piotr Ejsmont, którego na gościnne występy kontynuujemy po fuzji portali.