Na barkach Vincenzo Nibalego spoczywają nadzieje włoskiego kolarstwa w kontekście Giro d’Italia. Lider ekipy Bahrain-Merida w tym roku walczy o trzecią w karierze maglia rosa i jest jedynym Włochem mającym realną szansę na jej zdobycie.
Vincenzo Nibali był najbardziej obleganym kolarzem w toku konferencji prasowych, które poprzedziły prezentację ekip na dwa dni przed startem 102. edycji Giro d’Italia.
34-latka w centrum prasowym wyścigu bez przerwy otaczał wianuszek mediów, a podczas prezentacji ekip jego pojawienie się na scenie spotkało się z najdonośniejszym odzewem zgromadzonej na Piazza Maggiore publiczności. Dwukrotny triumfator Corsa Rosa ma w swojej ojczyźnie status zupełnie inny niż jego rodacy i koledzy po fachu, co widać nie tylko po tym, jak odnoszą się do niego reporterzy, ale nawet po charakterze zadawanych pytań.
Nibalego nikt nie pyta o cel na wyścig, dla wszystkich jasne jest, że Sycylijczyka interesuje tylko jeden wynik.
Do startu podchodzę bardzo spokojnie. Jak zawsze, jestem dobrze przygotowany i gotowy by ścigać się z ekipą zjednoczoną za moimi plecami. Trudno klasyfikować innych, ale myślę, że Tom Dumoulin, Primoz Roglic, Mikel Landa i Simon Yates to moi najgroźniejsi rywale
– ocenił Włoch, akceptując, że w tym roku jest jednym z faworytów, a nie głównym pretendentem do tytułu.
Being Vincenzo Nibali. #Giro102 pic.twitter.com/grK3I75LqF
— Paweł Gadzała (@8aldwin) May 9, 2019
Nibali od momentu wkroczenia do światowej czołówki na swoich barkach dźwiga nadzieje włoskiego kolarstwa. Na przestrzeni lat kolarz z Sycylii przyzwyczaił się do obciążenia z tym związanego i wielokrotnie pokazał, że potrafi mu sprostać. O ile sukcesy w wyścigach etapowych dały mu sławę i miejsce w historii, o tyle triumfy odnoszone w klasykach – Il Lombardia i Mediolan-San Remo – pozwoliły mu zyskać status mistrza, kolarza nawiązującego do osiągnięć owianych legendami jednostek. W tym roku, wobec braku włoskich kolarzy mających szansę by w tym roku walczyć o podium Corsa Rosa, Nibali w wieku 34 lat nadal jest główną nadzieją włoskich kibiców.
Nie bez powodu. Nibali w formie to kolarz szalenie dla rywali niebezpieczny, niebojący się atakować i potrafiący bezlitośnie wykorzystać słabsze momenty rywali. Taki Nibali to zwycięzca Giro z 2013 roku i Tour de France w 2014 roku. Nibali w formie to też zawodnik walczący do samego końca i szukający sposobności by wyścig obrócić na swoją korzyść, jak podczas Giro w 2016 roku. Nibali w formie to wreszcie kolarz zdecydowany, wyprowadzający ataki, na które rywale nie znajdują odpowiedzi, jak w finałach “La Primavery” czy “wyścigu spadających liści”.
Tęsknię za wygrywaniem. Podniesienie rąk w geście zwycięstwa to najpiękniejsza rzecz dla zawodowego kolarza. Trzeba będzie podejść do wyścigu dzień po dniu, być w pełni skoncentrowanym na każdym etapie, bo to jest składnik sukcesu
– tłumaczył „Rekin z Mesyny”, zaznaczając, że nie widzi jednego etapu, który miałby być bardziej decydujący od innych.
Nibali w tym sezonie zapisał póki co na koncie 22 dni startowe, sezon rozpoczynając spokojnie pod koniec lutego. O wynik walczył jednak dopiero w kwietniu, w Tour of the Alps zajmując trzecie miejsce, a rytm wyścigowy łapał jeszcze na trasie Liege-Bastogne-Liege, które skończył na ósmym miejscu. Do Włoch przyjeżdża skupiony na ostatnim tygodniu rywalizacji, ale także głodny sukcesu, gdyż po raz ostatni zwycięstwo świętował na mecie Mediolan-San Remo, w marcu ubiegłego roku.
To prawda, minęło sporo czasu od mojego ostatniego zwycięstwa. Moje przygotowania przebiegły dobrze, zacząłem je później niż zwykle, bo w planach mam jeszcze Tour de France w dalszej części sezonu. Teraz skupiam się na Giro, chcę znowu poczuć emocje związane z tym wyścigiem
– dodał Nibali.