Danielo - odzież kolarska

Mediolan-San Remo 2019. Julian XIV Francuski

Julian Alaphilippe

Atak na Poggio i wygrana po finiszu z grupki klasykowców. Julian Alaphilippe wyrwał zwycięstwo w Mediolan-San Remo najlepszych w fachu rywalom i na koncie zapisał swój pierwszy triumf w kolarskim monumencie.

Alaphilippe ma w sobie coś z obrazu muszkietera opisywanego w XIX wieku przez Alexandra Dumasa. Pielęgnowany od jakiegoś czasu modny zarost na chudej twarzy zaczął w końcu wyglądać poważnie, a, wraz z rozwojem Francuza, generowana moc zaczęła iść w parze ze sportowym sprytem i zawadiackością. Zawadiackością jednak nie taką, jaką w pierwszych latach kariery prezentował Peter Sagan, ale opartą na ufności w swoje możliwości i umiejętność wykorzystania ich we właściwych momentach wyścigu.

Te umiejętności pozwoliły mu już w 2015 roku stanąć na podium Liege-Bastogne-Liege, a w kolejnych sezonach wygrywać etapy Tour de France, Walońską Strzałę, Strade Bianche czy Clasica San Sebastian oraz meldować się na podiach Mediolan-San Remo i Il Lombardia. W sobotnie popołudnie, 23 marca, kombinacja tych umiejętności dała Alaphilippe’owi zwycięstwo w wyścigu o randze monumentu, potwierdzając ostatecznie, że Francuz jest jednym z najbardziej wszechstronnych klasykowców.

26-latek jest 14. w historii francuskim triumfatorem Mediolan-San Remo. Wygraną w 110 edycji wyścigu nawiązał ładnie do zwycięstwa Luciena Petit-Bretona, który w 1907 roku wygrał pierwszą edycję włoskiego klasyku.

Przyjechałem tu po zwycięstwo. Jestem równie dumny ze swojego triumfu jak z wysiłku, jaki włożyli w niego koledzy. Nie mam słów by opisać ich pracę. Po zwycięstwo w finale jechałem myśląc o ich poświęceniu

– powiedział na konferencji prasowej szczęśliwy Francuz.

Alaphilippe w tym sezonie wygrywał w każdym wyścigu, w jakim startował. Na trasie Vuelta a San Juan, w ramach rozgrzewki, wygrał dwa odcinki, podczas Colombia 2.1 także triumfował na jednym z etapów. W Europie zdobył Strade Bianche a ostatnio dwa etapy Tirreno-Adriatico. Tak udana wiosna postawiła go w roli faworyta do zwycięstwa w San Remo, w wyścigu, który w przeszłości ukończył już na podium.

Świadomość tego mieli też koledzy z zespołu, którzy na swoje barki wzięli ciężar prowdzenia peletonu, a na Poggio rozkręcili tempo, które wycięło z czołówki sprinterów.

Sprawiliśmy, że wyścig był dziś trudny dla rywali, natomiast ja zachowałem pełną koncentrację. Na ostatnich 600 metrach trzymałem się Mohorica, na finiszu nie popełniłem błędu. Trochę czasu upłynie, zanim dotrze do mnie waga tego sukcesu. To niewiarygodne

– Alaphilippe na mecie nie krył wzruszenia, a gdy zdołał przepchnąć się do namiotu za podium, ze szczęścia się rozpłakał.

Julian Alaphilippe triumfuje na kresce Mediolan-San Remo

fot. Gian Mattia D’Alberto / LaPresse

Poggio wyłoniło grupkę klasykowców, którzy pod dyktando zrywającego się do ataku na 6,4 kilometra przed metą Alaphilippe’a odczepić zdołali większość sprinterów. W czołówce nie było przypadkowych zawodników. Na kole Michała Kwiatkowskiego (Team Sky) siedzieli Peter Sagan (Bora-hansgrohe), Matteo Trentin (Mitchelton-Scott), Wout van Aert (Jumbo-Visma), Alejandro Valverde (Movistar Team), Oliver Naesen (AG2R La Mondiale) i sam Alaphilippe. 2 kilometry przed metą szczęścia na solo próbował Trentin, ale jego akcję skasował Van Aert, widząc dojeżdżających po zjeździe kolejnych zawodników.

Po ataku na Poggio złapałem oddech na zjeździe, ale w tym punkcie myślałem, że wygranie tego będzie trudne, biorąc pod uwagę z kim jechałem na metę. Pomogłem zaspawać ruch Trentina, bo wiedziałem, że on jest jednym z najszybszych. Potem jechałem spokojnie, trzymałem się Sagana

– tłumaczył Alaphilippe.

W grupce, która między sobą walczyła o zwycięstwo we włoskim monumencie, jako pierwszy sprint rozpoczął 24-letni Matej Mohoric, niecałe 300 metrów przed metą. 250 metrów przed metą silniki odpalił Alaphilippe, wychodząc na prowadzenie i do kreski go nie oddając, choć na szalę wszystkie siły rzucili Oliver Naesen i Michał Kwiatkowski.

Kiedy Matej Mohoric zaczął sprint, wiedziałem, że to mój moment. Ruszył wcześnie, gdyby zyskał 20 metrów, byłoby po mnie. Na mecie… to była czysta radość

– opisywał.