Danielo - odzież kolarska

Kryzys PZKol i jego skutki. “Błędne koło” torowej kadry

Polski Związek Kolarski kwalifikacje olimpijskie zaczyna bez pieniędzy, spójnego planu i władz. O tym, jak w obliczu kryzysu struktur Związku radzą sobie kandydaci na Tokio 2020 rozmawiamy z siostrami Darią i Wiktorią Pikulik.

Kiedy przy okazji mistrzostw Polski w kolarstwie szosowym w 2016 roku przedstawialiśmy sylwetki i dokonania Darii i Wiktorii Pikulik, regularnie zdobywały one medale mistrzostw Polski, Europy i świata w kategoriach juniorskich i młodzieżowych. Dwa sezony minęły szybko, kolekcje medalowe sióstr z Darłowa powiększyły się w konkurencjach torowych i szosowych, podobnie jak bagaż doświadczeń. Dziś, w wieku zaledwie 21 i 20 lat, są częścią młodziutkiej kadry torowej elity i w obliczu największego kryzysu polskich struktur kolarskich, podobnie jak ich młodsi i starsi koledzy z toru, próbują odnaleźć się w sytuacji, na którą wpływu nie mają.

Polski Związek Kolarski (PZKol), organizacja odpowiadająca za szkolenie i prowadzenie kadry torowej, od roku na czołówkach gazet znajduje się w kontekście skandali, zaniedbań, długów czy braku kompetencji. Kryzys zadłużonej organizacji silnie odbija się na przygotowaniach między innymi reprezentacji torowej, której na każdym kroku towarzyszy niepewność oraz ewidentny brak planu przygotowań do najważniejszych imprez w kalendarzu, w tym do rozpoczętych już kwalifikacji olimpijskich.

Sytuacja jest o tyle złożona, że pieniądze przeznaczane na szkolenie kadr przez Ministerstwo Sportu i Turystyki (MSiT) liczone są w milionach złotych, ale wykorzystane mogą być tylko na określone zadania, nie na pokrycie starych lub nowych długów czy zbudowanie sprawnej administracji Związku. Innymi słowy, szkolenie miałoby się fantastycznie, gdyby znalazły się pieniądze na zarządzanie pieniędzmi.

Wielowątkowość problemu PZKolu dobrze uwidocznia przypadek startów w omnium kobiet. W rankingu decydującym o możliwości startu w wyścigach Torowego Pucharu Świata Polki nie uzyskały wystarczającej ilości punktów. Brak startów w wyścigach UCI, z braku pieniędzy czy rozeznania potrzeby, skutkuje tym, że w zawodach PŚ są na liście rezerwowej i wystąpić mogą, tak jak ostatnio w kanadyjskim Milton, pod nieobecność wyżej klasyfikowanych federacji. Tu także wygląda to średnio od strony szerszej strategii – wprawdzie w Kanadzie punktowała Justyna Kaczkowska, ale dwie zawodniczki jeżdżące w wyścigu drużynowym na dochodzenie, w tym wiążąca olimpijskie nadzieje z omnium Daria Pikulik, w tym czasie startowały w prestiżowej sześciodniówce w Londynie. Impreza dała punkty potrzebne do kwalifikacji na mistrzostw świata, pozwoliła przygotować się do dwóch kolejnych PŚ i pomogła zdobyć cenne doświadczenie w olimpijskim madisonie, ale nie liczyła się w kontekście tegorocznego rankingu PŚ i nie przysporzyła punktów do rankingu kwalifikującego do igrzysk olimpijskich.

Prawdopodobieństwo występu biało-czerwonych w omnium podczas kolejnych PŚ w Berlinie i Londynie jest małe, gdyż niewiele zespołów opuści rundy Pucharu w europejskich stolicach. Szansa na start i zdobycie punktów może być większa w przypadku dwóch kolejnych odsłon – w nowozelandzkim Cambridge (18-20 stycznia) i w Hong Kongu (25-27 stycznia) – ale póki co nie jest jasne czy na kosztowny wyjazd kadry na początku 2019 roku znajdą się pieniądze. PZKol, którego jedynym źródłem finansowania jest póki co Ministerstwo, wciąż ma przed sobą układanie planów i rozmowy na temat finansowania w kolejnym roku kalendarzowym.

Problem jak w soczewce skupia sprawy, które szwankują w rozbitym kłótniami i tzw. “aferą obyczajową” Związku, który na dno ciągną dodatkowo nowsze i starsze długi. Brak sztabu opracowującego i koordynującego przygotowania oraz ich finansowanie, braki w komunikacji i koordynacji na szczeblu centralnym oraz jakiejkolwiek długofalowej strategii. Kolidujące ze sobą starty – z jednej strony wiążąca zawodniczki podpisanym z wyprzedzeniem kontraktem sześciodniówka w Londynie, z drugiej ważny Puchar Świata w Kanadzie – nie muszą się wykluczać, ale w kontekście braku planu przygotowań są dzwonkiem alarmowym.

O sytuacji kadry torowej z Darią i Wiktorią Pikulk rozmawialiśmy podczas Six Days London na olimpijskim welodromie LeeValley Park.

Jak traktujecie start w sześciodniówce? Czy przygotowujecie się specjalnie do tego rodzaju zawodów?

Wiktoria: Bardziej treningowo, żeby się uczyć, żeby jak najwięcej kilometrów robić. Nabieramy doświadczenia w madisonie, bo to jest ciężki wyścig technicznie. Tu są duże prędkości, zmiany, dużo się nauczymy.

Daria: No i w sumie jak skończyłyśmy teraz na drugim miejscu madisona, to też jakieś pieniążki z tego będą…

Wiktoria: … bardziej punkty…

Daria: … no i punkty do rankingu UCI. Nawet te 90 punktów [90 pkt na jedną zawodniczkę – przyp. red.] w naszej sytuacji też może coś zmienić. Ja omnium wczoraj skończyłam na 10. miejscu, ale tak naprawdę w tej imprezie 10. czy 4. miejsce to nie jest wielka różnica punktowa…  a nasza sytuacja w omnium i tak jest, za przeproszeniem, do dupy, więc to i tak dużo by nie zmieniło.

Przed Wami kolejne Puchary Świata?

Wiktoria: W listopadzie jedziemy na zgrupowanie na Majorkę, później zostaje nam Berlin [30 listopada ‐ 2 grudnia] i Londyn [14-16 grudnia], a potem… nie wiadomo co będzie.

Daria: Może uda się pojechać jeszcze w lutym sześciodniówkę w Kopenhadze. Ciężko jest to stwierdzić, bo jak nie będzie pieniędzy na Puchary Świata, to trzeba się będzie szukać jakichś wyścigów UCI, żeby się ścigać…

Wiktoria: … żeby nie siedzieć na tyłku.

Z tego co mówicie wynika, że nie ma planu przygotowań dla Was, zawodniczek, ze strony Związku.

Daria: Mamy Team 100 i w naszej sytuacji to nas ratuje. Możemy się szykować, możemy jechać na zgrupowanie, na wyścigi. Powiem szczerze, gdybyśmy nie miały tego Team 100, to byłybyśmy w bardzo ciężkiej sytuacji. Po prostu u nas nie wiadomo nic teraz. Nie wiadomo w ogóle jakie wyścigi, jakie ściganie. Zawodnicy obserwujący nas z boku patrzą na nas, jakbyśmy były jakimiś słabiakami, oni nie rozumieją naszej sytuacji. To jest trochę przykre, że patrzą na nas przez pryzmat wyników, a nie wiedzą jaka jest sytuacja. Pierwszy Puchar Świata… trzeba było się do tego przyzwyczaić i robić swoje.

Czy Team 100 to jest jedyne źródło finansowania w tej chwili?

Wiktoria: Mamy jeszcze stypendium ministra…

Daria: … mamy stypendium, a jeśli chodzi o klub, to tam nie zarobimy dużych pieniędzy. Gdybyśmy nie miały Team 100, bazowałybyśmy tylko na stypendium ministerialnym, a stypendium zależne jest od kadry i wyników. A jeśli w kadrze nie ma pieniędzy, to też u nas będzie ciężko o wynik. Więc to jest takie błędne koło.

W kontekście mistrzostw świata, igrzysk olimpijskich, nie było żadnych rozmów, planów?

Daria: Na razie żyjemy z dnia na dzień. Dowiadujemy się tydzień przed wyjazdem czy jedziemy, czy nie.

Tak się nie da pracować.

Daria: Z jednej strony tak, z drugiej strony ja się staram nie przejmować, nie myślę na ten temat. Po prostu mam jakiś tam plan w głowie ułożony i staram się zrobić wszystko, żeby być jak najlepiej przygotowaną indywidualnie. Niestety, nic nam nie pozostaje w tej sytuacji innego.

To nie brzmi motywująco.

Daria: Ja wiem, że wszyscy trenerzy, ludzi z obsługi, ludzie pracujący z PZKolem, oni mają dopiero problem, mają rodziny, życie swoje… a my jako zawodnicy, zawodniczki czujemy to inaczej.

Kiedy jechałam Puchar Świata w Paryżu… jak tam przyjechałam, to czułam się jak śmieć. Nie wiedziałam co i jak, nie wiedziałam na co nas stać. Wszyscy idą do przodu, wszyscy jeżdżą coraz szybciej, a my stoimy w miejscu. To było na początku mega ciężkie, żeby sobie to przetrawić i przemyśleć. Potem scratch mi wyszedł [3. miejsce – przyp. red.] i pomyślałam sobie: „kurde, trzeba robić swoje”. Ja muszę sama pracować, bo jak my nie będziemy same na siebie pracowały, to nie mamy tak naprawdę nic.

Trzeba się wspierać. Wspieramy się jako drużyna, staramy się rozmawiać, wspierać, żeby wszyscy się motywowali nawzajem. Żebyśmy się nie dołowali, nie zastanawiali „o Boże, jaki nasz straszny los”, tylko żebyśmy się motywowali, żeby każdy chciał pracować sam na siebie.

1 Comments

  1. Jaroslaw

    19 listopada 2018, 10:03 o 10:03

    Przykre, ..b. przykre. A tyle kasy idzie na pierdoly w naszym kraju.