Danielo - odzież kolarska

Vuelta a Espana 2018. Simon Yates z Alejandro Valverde o koszulkę w Andorze

Simon Yates jutro może być pierwszym kolarzem urodzonym w ostatniej dekadzie XX wieku, który wygra wyścig trzytygodniowy. Brytyjczyka od sukcesu w Vuelta a Espana dzieli jeden górski etap.

Yates w tym sezonie zaprezentował się znakomicie – w dwóch wyścigach trzytygodniowych wygrywał etapy i przewodził rywalizacji o klasyfikację generalną, a jutro te wysiłki ukoronować może pierwszym w karierze wygranym Grand Tourem.

Trzytygodniowe wyścigi dotychczas wygrali trzej kolarze urodzeni w 1990 roku – Nairo Quintana, Tom Dumoulin i Fabio Aru. Póki co nie dokonał tego żaden z kolarzy urodzonych w ostatniej dekadzie XX wieku, a podający jako datę urodzenia rok 1992 Simon Yates może to zmienić.

Wieńcząca 19. etap Vuelty Coll de la Rabassa w porównaniu z trudnością i intensywnością nadchodzącego 20. etapu zdawała się być nieco luźniejszym, ospałym niemalże wyzwaniem. Wielcy tego wyścigu podejrzewani byli nawet o próbę zachowania nieco sił na sobotnią rozgrywkę, gdyż wypłaszczająca się końcówka nie miała sprzyjać atakom. Tak się nie stało i po ataku Nairo Quintany (Movistar Team) oraz kontrze lidera wyścigu całość rozleciała się w drobny mak.

Yates wykorzystał sposobność i na ostatnich 7 kilometrach połączył siły z Thibautem Pinotem (Groupama-FDJ) i Stevenem Kruijswijkiem (LottoNL-Jumbo). Trójka miała wspólny interes w urwaniu kilku kolarzy z w goniącej grupki i pracowała zgodnie, utrzymując, a w końcówce powiększając przewagę. Odpowiedzialność za prowadzenie pościgu okazała się zbyt ciężka dla kolarzy Movistaru, którym nie pomógł defekt Quintany, a nawet Alejandro Valverde w końcówce miał dosyć po licznych atakach rywali.

Ekipa pojechała znów świetnie, Jack Haig bardzo dobrze mnie wyprowadził, a Adam [Yates] czuwał w grupce, na wypadek, gdyby nas złapali. Muszę podziękować Thibautowi Pinotowi za pomoc, mógł siedzieć na kole i nie pomagać, jechał przecież po etap. Czapki z głów… tego się szybko nie zapomina!

 – mówił na mecie szczęśliwy Yates.

Brytyjczyk na mecie nadrobił 48 sekund nad Miguelem Angelem Lopezem i Enrikiem Masem (Quick-Step Floors), 1:07 nad Valverde i 1:44 nad Quintaną, a do tego otrzymał 6-sekundową bonifikatę za drugie miejsce na etapie, co przed ostatnim odcinkiem daje mu spory bufor czasowy nad rywalami.

Dwudziesty odcinek to królewskie rozdanie – na 97 kilometrach wyrośnie sześć wspinaczek, a zwycięzcę poznamy na szczycie Coll de la Gallina.

Czułem się dobre, więc spróbowałem. Nie mieliśmy na dziś planu, mieliśmy zobaczyć jak się będę czuł, kontrolować i jechać spokojnie. Jeszcze jeden etap, tylko na tym się skupiam, nie na tym, co może być później. Teraz regeneracja, a jutro dam z siebie wszystko aby wygrać ten wyścig. Jeszcze nie wygrałem. Mam się na baczności, dziś widzieliśmy, co może się wydarzyć w jeden dzień

 – podkreślił Yates.

Jego największym zagrożeniem jest o 12 lat starszy Valverde. Hiszpan do 19. etapu był zdecydowanie jednym z najmocniejszych zawodników, ale na Coll de la Rabassa został sam i za wysiłek zapłacił na ostatnim kilometrze. Lider Movistaru jutro na pewno się nie podda, ale 1:38 straty do prowadzącego Yatesa to spore wyzwanie.

To co przytrafiło się dziś mnie, jutro może spotkać Yatesa. Wygranie wyścigu to skomplikowana sprawa – było skomplikowane dziś rano i jest nadal, ale nie jest niemożliwe. Yates wykonał dziś dobry ruch

 – komentował wicelider wyścigu.

To był dla mnie trudny dzień. Wystartowaliśmy z myślą o wygranej, ale czasem tak jest – raz na wozie, raz pod wozem, taki sport. Rywale byli po prostu mocniejsi, muszę się z tym pogodzić. Poniosłem straty, ale wciąż jestem drugi, wciąż się liczę w walce. Kiedy Yates ruszył, jechałem za Carapazem i chciałem zobaczyć, czy uda mu się skasować ten odjazd. Okazało się, że ta akcja przerosła nas obu. Mimo wsparcia Nairo osłabłem w końcówce. Nie zadowolę się drugim miejscem, na tym etapie w Andorze wydarzyć się może wszystko

 – dodał.