Danielo - odzież kolarska

Vuelta a Espana 2018. Molard, Bouhanni i Gallopin – trzy odrodzenia

Tony Gallopin po pechowym sezonie, Nacer Bouhanni po kłopotach ze zdrowiem i komunikacją, Rudy Molard po dwóch latach pracy. Trzech Francuzów z ważnymi sukcesami, trzy pozytywne historie w pierwszym tygodniu Vuelta a Espana.

Po raz ostatni Francuz liderem Vuelta a Espana był w 2011 roku. Wtedy cztery dni w koszulce lidera spędził Sylvain Chavanel. Dziś osiągnięcie to powtórzy Rudy Molard (Groupama-FDJ), który w pierwszym tygodniu rywalizacji wykorzystał szansę i po ucieczce na kilka dni przejął prowadzenie w walce o czerwoną koszulkę.

Francuscy kolarze na przestrzeni ostatnich siedmiu sezonów wygrali 11. odcinków hiszpańskiego Grand Touru – tylko w sezonach 2013 i 2016 notując odpowiednio cztery i trzy zwycięstwa etapowe. Tegoroczna Vuelta, a przynajmniej jej pierwsze siedem odcinków, jest dla trójkolorowych bardzo udana. Na metach ręce w gestach zwycięstwa podnosili już bowiem Nacer Bouhanni, a wczoraj Tony Gallopin.

Dla pierwszego to spory sukces, biorąc pod uwagę problemy, jakie sprinter Cofidisu przeżywał w ostatnich dwóch sezonach. Po kraksie w maju 2017 roku Bouhanni długo dochodził do siebie, a skutkami upadku i wstrząśnienia mózgu były problemy ze zmysłem wzroku przy maksymalnym wysiłku fizycznym.

27-latek nie wygrywał, a na czołówki gazet trafiał w kontekście niesnasek z kierownictwem zespołu. Zarządzający ekipą Cedric Vasseur wiosną tego roku powiedział, że Bouhanniego nie wystawiłby nawet w wyścigu dla amatorów. Bokser-amator wprawdzie szybko się podciągnął i wygrał nawet etap Czterech Dni Dunkierki, ale na trasie La Route d’Occitanie znów podpadł, bo zamiast rozprowadzić drużynowego kolegę, sam wygrał etap. Braki formy i zaufania skończyły się absencją na trasie Tour de France, a Vuelta ma być dla krewkiego sprintera szansą pokazania, że do pracy nad komunikacją przykłada się równie porządnie jak do szlifowania dyspozycji fizycznej.

Vuelta a Espana 2018. Nacer Bouhanni zrzucił z siebie presję

Tony Gallopin nie ma za sobą tak dramatycznych przeżyć, acz zwycięstwo etapowe to dla 30-latka odkucie się za przeciętny sezon. Wygrana w Etoile de Besseges (2.1) i 2. lokata w Tour La Provence (2.1) zwykle byłyby wstępem do kolejnych sukcesów, ale w tym sezonie dla Gallopina były jedynymi sukcesami.

W pierwszym sezonie w ekipie AG2R La Mondiale Francuz zmagał się z chorobami, a pechowa seria osiągnęła apogeum na przełomie czerwca i lipca, gdy po kraksie na mistrzostwach Francji 30-latek do Tour de France przystąpił z pękniętym żebrem. Z “Wielkiej Pętli” wycofał się na 12. etapie, a hiszpańskie ściganie miało uratować mu sezon.

Akcja w końcówce siódmego etapu okazała się strzałem w dziesiątkę i specjalizujący się w trudnych wyścigach jednodniowych oraz krótszych etapówkach kolarz na mecie w Pozo Alcon nie krył radości.

Miałem plan by zaatakować, jeśli nadarzy się możliwość. Wybrałem moment i ruszyłem. Ostatnie 20 kilometrów prowadziło po dość technicznych drogach, było nerwowo. Trzymałem się najlepszych, czekałem aż złapią Herradę, wiedziałem, że muszę wykorzystać moment i skontrować. Dla każdego kolarza wygrana etapowa w Grand Tourze to marzenie. Miałem w tym roku sporo pecha, kraksy, choroby… Po niewypale na Tourze, planem stała się Vuelta. Wygrałem etap, to był dobry plan

 – opowiadał po dekoracji.

Wygrana na siódmym odcinku pozwoliła Francuzowi na awans na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej. Gallopin, który na pierwszym górskim etapie zajął szóste miejsce, póki co jedzie uważnie i chce sprawdzić się pod kątem walki o miejsce w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Podopieczny Vincenta Lavenu dotychczas nigdy nie podejmował takiego wyzwania, choć sprawdzał się w krótszych wyścigach etapowych, na przestrzeni lat notując miejsca w czołówkach Paryż-Nicea czy Tour of Oman, Tour of Britain i Volta ao Algarve.

Do ścigania w Hiszpanii podchodzi bez presji i bez większych planów przeistoczenia się w zawodnika rywalizującego o wysokie lokaty w trzytygodniowych próbach.

Spróbuję trzymać się w klasyfikacji generalnej, jak długo będzie to możliwe. Wiem, że na papierze, pierwsza dziesiątka Grand Touru to nie moja działka, ale na Tourze już raz przejechałem dobrze dwa tygodnie [w 2014 roku – przyp. red.]. Zrzuciłem trochę wagi, pracowałem nad jazdą w górach. Nie mam nic do stracenia, jeśli nie wyjdzie, znowu zapoluję na etap

 – wyjaśnił.

fot. Unipublic/Luis Ángel Gómez

Wyścig do końca kariery zapamięta za to Rudy Molard. 28-latek szerszej publiczności dotychczas nie był specjalnie znany, a koszulkę lidera założył po tym, jak na piątym etapie do mety dojechała ucieczka. Mający w swoich szeregach lidera zespół Sky nie wykazał większego zainteresowania pościgiem i dalszemu przewodzeniu codziennej gonitwie.

Molard siódmy odcinek przetrwał bez problemów, choć wysokie tempo i trudna końcówka w kłopoty wpędził wielu zawodników, w tym goniącego po kraksie i zmianie roweru Michała Kwiatkowskiego.

Skończyło się dobrze. Finałowy odcinek mi odpowiadał, czułem się pewnie. Wszystko mogło się wydarzyć, tempo rozgrywania tego etapu było naprawdę wysokie. Było dużo ataków, widzieliśmy kraksę Kwiatkowskiego… nawet dla tych, którym noga podawała, to był trudny dzień. Będziemy robili to, co dotychczas. Jechaliśmy na czele grupy, bo to dla mnie oszczędność energii, a poza tym chronimy w ten sposób Thibaut [Pinota]

 – komentował.

Przy takim tempie narzucanym przez Borę, lepiej było jechać z przodu. Mamy nadzieję, że sobota będzie łatwiejsza, ale to jest Vuelta, tu nie ma łatwych dni. Jedziemy z dnia na dzień, staramy się cieszyć prowadzeniem.

Molard w barwach zespołu Marca Madiota jeździ od ubiegłego roku. Wcześniej, jako kolarz Cofidisu, prezentował potencjał na trasach ardeńskich, w drugiej dziesiątkach kończąc Walońską Strzałę i Liege-Bastogne-Liege, sukcesy notując w mniejszych etapówkach: Tour of Luxembourg i Tour du Limousin. Pod okiem Juliena Pinota i Marca Madiota w ekipie Groupama-FDJ wiatr w żagle łapać zaczął też na poziomie WorldTour.

Dwa razy w drugiej dziesiątce Paryż-Nicea, miejsca w czołówkach etapów w Kraju Basków, regularne występy w Ardenach, w tym 8. miejsce w Walońskiej Strzale (2017), a także 3. miejsca w Tour La Provence (2018) i Tour du Haut Var Matin (2018) i wygrany etap Paryż-Nicea (2018) – to wszystko składa się na obraz solidnego i dynamicznego kolarza, który w największych wyścigach pracuje na liderów grupy, ale potrafi też wykorzystać dane mu szanse.

Molard po objęciu prowadzenia do sytuacji podszedł z nieukrywaną radością, ale także spokojem i zrozumieniem swojego miejsca w peletonie.

Spędziłem w zespole dwa sezony i rozwinąłem się. Dużo zawdzięczam trenerowi Julienowi Pinotowi, a fakt, że jeździłem u boku Thibauta Pinota czy Arnauda Demare’a zmusił mnie do wskoczenia na wyższy poziom. Czuję się spełniony i zadowolony

 – podkreślił

Jadę z dnia na dzień, nie będę robił założeń, że utrzymam ją do jakiegoś punkty wyścigu. Koszulka lidera Grand Touru to coś wspaniałego w kontekście zawodowej kariery, ale to bonus, bo przyjechałem tu wspierać Thibauta

 – powiedział po szóstym etapie “L’Equipe”.

Pinot, który stracił 1:44 po kraksie na szóstym etapie, w klasyfikacji generalnej zajmuje obecnie 18. lokatę. Francuz do najlepszych kolarzy w stawce traci od półtorej do nieco ponad dwóch minut, co nie ułatwi mu zadania na kolejnych etapach i zmusić może do bardziej agresywnej jazdy.

Molard, który pod skrzydłami Madiota spędzi kolejne dwa sezony, ma mu w tym pomóc.

Na La Covatilla będę próbował dotrzymać tempa najlepszym. Ten podjazd odpowiadał będzie Valverde i myślę, że to on będzie walczył o czerwoną koszulkę.