Danielo - odzież kolarska

Tour de France 2018. Zaskoczony Thomas, zadowolony Valverde, niepewny Uran

peleton na trasie Tour de France

Po pierwszym rozdaniu podczas prowadzącego po brukach etapie do Roubaix faworyci 105. Tour de France zachowują optymizm. 

Wśród faworytów w najlepszej pozycji obecnie znajduje się Geraint Thomas (Team Sky). Walijczyk póki co jedzie bezbłędny wyścig i tak było też w niedzielę. “G” dojechał na metę razem ze swoimi głównymi rywalami, zaś po udanym pierwszym tygodniu, w którym nie zanotował znacznych strat, obecnie zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji generalnej. Daje to większe możliwości drużynie sir Dave’a Brailsforda. 

Było dziwnie, bo atakowali faworyci i kandydaci do zwycięstwa etapowego. Raz zwalnialiśmy i łączyliśmy się, a potem się znów dzieliliśmy. To było denerwujące – chcesz jechać, ale nie samotnie i to 50 kilometrów przed metą. Już od startu ostrego było ciężko, trzeba było trzymać się wysoko ale również liczyć na szczęście. Łatwo było złapać kapcia lub upaść

 – tłumaczył.

Z kolei nominalny lider “niebiańskich”, Chris Froome, również nie może narzekać. Przed wyścigiem twierdzono bowiem, że na brukach może ponieść straty, które przekreślą jego szanse w klasyfikacji generalnej. 33-latek na drodze do Roubaix jednak zanotował dobry występ i z wyjątkiem pierwszego etapu, na którym zaliczył kraksę, pierwszy tydzień również może zapisać na plus. 

Było ciężko, bo były momenty, gdy jechaliśmy na czele i na nas spoczywał ciężar pracy, a wiedzieliśmy, że do końca jeszcze daleko. Wszystko się porwało dość szybko, za wcześnie, żeby tak naprawdę ruszyć i wszystko postawić na jedną kartę. Wszyscy świetnie jechali, dzięki nim ja i Geraint byliśmy wysoko, więc czapki z głów

 – powiedział. 

Wśród kolarzy Movistaru w klasyfikacji generalnej najwyżej obecnie plasuje się Alejandro Valverde. Dziś mocno poobijany “Bala” również dojechał do mety w głównej grupie i awansował w klasyfikacji generalnej na piąte miejsce. Ten dobry wynik może jednak sprawić kłopoty Eusebio Unzue – wciąż otwarta jest bowiem kwestia roli lidera w hiszpańskim zespole. 

To był niesamowity etap. Trzeba było włożyć mnóstwo sił, ale poradziliśmy sobie lepiej, niż się spodziewaliśmy. Po ciężkich chwilach ekipa przeciągnęła również Mikela na czoło, co mnie bardzo cieszy, ponieważ pokazali, że świetnie sobie ze wszystkim radzą. To, co dziś wyszarpaliśmy, to sukces. Noga podaje a od wtorku będziemy jechać w terenie który nam sprzyja

 – podkreślił.

Nairo Quintana (Movistar) z kolei wciąż musi liczyć się z większymi stratami, poniesionymi po kraksie na pierwszym etapie i słabym występie jego ekipy na jeździe drużynowej na czas. Obecnie ma czas gorszy niż prowadzący Greg Van Avermaet (BMC Racing) o prawie trzy minuty.

Na bruku Kolumbijczyk spisał się dobrze, metę osiągając wraz z resztą faworytów. Teraz niemal wszystkie etapy będą dla niego przedstawiać możliwości do nadrobienia strat – w górach Kolumbijczyk radzi sobie bowiem jak mało kto. 

Przejechaliśmy przez ciężki dla nas etap i byliśmy bardzo skupieni. Tu trzeba było być mocnym fizycznie, trzymać dobrą pozycję i zachować czujność. Na jednym z pierwszych sektorów miałem jakiś problem i musieliśmy gonić, ale dzięki pomocy kolegów dojechałem do czołówki. Później trzymałem się blisko przodu i radziłem sobie na trudnym dla mnie terenie, walcząc ze specjalistami. Chciałbym nadrobić straty w górach – teraz czuję się bardzo dobrze

 – wyraził nadzieję. 

Średnio zadowolony jest Jakob Fuglsang, który plasuje się w czołówce klasyfikacji generalnej. Kolarz grupy Astana ciągle kończy etapy wysoko i w Roubaix nie poniósł zbyt dużych strat, lecz jak sam tłumaczy liczył, że zdoła nieco odskoczyć swoim rywalom jeszcze przed wjazdem w Alpy. 

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony chciałem dziś zyskać więcej i nadrobić starty. Dałem z siebie wszystko i walczyłem aż do końca, gdzie trochę zabrakło sił. Po prostu. Póki co, idzie mi nieźle i wszystko wygląda dobrze przed górami. Nie mogę zbytnio narzekać, ponieważ ukończyłem razem z innymi faworytami. Ogólnie mówiąc, był to dobry etap. Teraz czeka nas zasłużony wypoczynek

 – podkreślił Duńczyk. 

Vincenzo Nibali (Bahrain-Merida) z kolei nie zdołał powtórzyć osiągnięcia z 2014 roku, gdy na prowadzącym po bruku etapie do Lasku Arenberg zyskał dwie minuty nad swoimi rywalami i umocnił się na pozycji lidera wyścigu. Dziś ukończył rywalizację w głównej grupie i w “generalce” plasuje się na dwunastym miejscu, wśród pozostałych faworytów. 

Początek był najgorszy, bo wszyscy chcieli jechać na czele. Drogi były wąskie, a tempo bardzo wysokie. Zaliczyłem kraksę ale dogoniłem czołówkę, a potem zostałem z przodu. Było jednak ciężko, bo na każdym odcinku brukowanym ktoś się zabierał do pracy i prędkość wzrosła. To był trudny dzień, ale ja jestem zadowolony

 – ocenił. 

Aż trzy razy defekt zaliczył Romain Bardet (Ag2r-La Mondiale), który co chwilę tracił dystans i musiał gonić. Przez to Francuz nie miał szans, aby atakować, choć ostatecznie zdołał doścignąć pozostałych faworytów i ukończył rywalizację razem z nimi. W generalce wciąż ma jednak duże straty po słabym wyniku jego ekipy w drużynowej jeździe na czas i gorszej formie na Mur-de-Bretagne. 

Chciałem walczyć, ale trzy razy złapałem kapcia. Na szczęście nie panikowałem i muszę powiedzieć, że mam wspaniałych kolegów. To cud, że wciąż się liczę w wyścigu. Podczas rekonesansu ani razu nie miałem defektu. Nikt nic źle nie zrobił, to po prostu pech.  Szkoda, bo świetnie się bawiłem. Takie etapy stają się legendarne. Teraz myślimy tylko o wypoczynku

 – tłumaczył 27-latek. 

Duże straty dziś poniósł Rigoberto Uran (EF Education First-Drapac). Kolumbijczyk upadł 30 kilometrów przed metą i potem nie mógł łatwo dogonić pozostałych faworytów. Ostatecznie, eskortowany przez kolegów, dojechał na metę półtorej minuty po nich i wypadł z czołowej “dziesiątki” rywalizacji, komplikując sobie sytuację przed wjazdem w góry. 

Leżałem dwa razy, ale koledzy jakoś pomogli mi uratować sytuację. Musiałem zmieniać rower, bo mój się zepsuł, a potem trzeba było gonić. Mam obrażenia na całym ciele, ale do tego jestem przyzwyczajony. Dojdę do siebie i będziemy dalej pracować. Od wtorku wszystko się zmieni. Mieliśmy tylko dziewięć płaskich etapów, nie wiemy ani jak mocni są nasi rywale, ani jak my sobie radzimy, bo jeszcze ani razu się nie wspinaliśmy

 – podkreślił.