Nie myślał o przeszłości, tylko potwierdził, że wciąż jest znakomitym kolarzem. John Degenkolb wywalczył swoje pierwsze etapowe zwycięstwo na Tour de France.
12 kwietnia 2015 roku do Roubaix wjeżdżało czterech zawodników, każdy z chrapką na zwycięstwo w trzecim kolarskim monumencie roku. Greg Van Avermaet, Zdenek Stybar, Yves Lampaert i John Degenkolb. Na welodromie najlepszy okazał się Niemiec, odnosząc swoje drugie zwycięstwo w klasyku, po sukcesie w Mediolan-San Remo. Po tym dniu wiadomo było, że wie, jak ścigać się na brukach. Że wie, jak na takim terenie zaprezentować się z jak najlepszej strony.
Dziś na czele etapu z metą w tym samym mieście znów kręcił razem z Van Avermaetem i Lampaertem i znów ich pokonał, wyraźnie jadąc najszybciej w końcówce.
To niesamowite, brakuje mi słów, aby opisać to uczucie. Czekałem na to zwycięstwo tak długo. Wiedziałem, że stać mnie na walkę z tymi chłopakami. Fakt, iż to było prawie jak trzy lata temu podbudował mnie psychicznie
– powiedział za linią mety wzruszony kolarz Trek-Segafredo.
Dwa lata temu kariera kolarza z Gery zawisła na włosku, gdy na treningu w okolicach Alicante został potrącony przez jadącą pod prąd brytyjską turystkę. Niemal stracił palec, a przez rehabilitację stracił znaczną część sezonu 2016. Po transferze do ekipy Luki Guercileny nie zdołał rozwinąć skrzydeł, w ubiegłym roku odniósł tylko jedno zwycięstwo, a w tym sezonie triumfował tylko na otwarcie sezonu, w dwóch wyścigach Challenge Mallorca – Trofeo Campos i Trofeo Palma.
Dziś 29-latek pokazał jednak światu, że nie zapomniał, jak walczyć i wciąż należy do światowej elity, jeżeli chodzi o klasyki i sprinty.
Po wypadku wszyscy mówili, że to koniec, że nigdy nie wrócę. Powiedziałem, że nie, że jeszcze nie skończyłem. Dziś było dramatycznie, ale fantastycznie.
– tłumaczył Degenkolb.
Kilka miesięcy temu, miałem kolejny wypadek na Paryż-Roubaix, gdzie zraniłem kolano. Na cztery tygodnie musiałem odstawić rower. Wątpiłem sam w siebie, ale z pomocą żony i całej rodziny wciąż pracowałem, biorąc za cel dzisiejszy etap
– dodał.
Degenkolb tym samym odniósł 46. zwycięstwo w swojej karierze i po raz dwunasty zwyciężył na trasie Wielkiego Touru – poprzednie dziesięć triumfów wywalczył na Vuelta a Espana, gdzie pokazał klasę w 2012, 2014 i 2015 roku oraz jedno w Giro d’Italia (2013)
Na zakończenie kolarz Trek-Segafredo opowiedział również o innej trudnej sytuacji, która go spotkała jeszcze nie tak dawno.
Przeszedłem przez wiele ostatnimi laty, to były ciężkie chwile. Zwycięstwo dedykuję jednemu z moich najlepszych przyjaciół – zmarł zimą. Miał na imię Jörg, był moim drugim ojcem. To wielka strata dla mnie. Cieszę się, że teraz dla niego wygrałem
– podkreślił.